sobota, 25 maja 2013

Rozdział 18 - Bohater


Jack lubił mieć wszystko pod kontrolą. Możliwości, jakie mu to dawało były niemal nieograniczone. Miał wspaniale prosperująca firmę, pod opieką kilka przedsiębiorstw przynoszących zdumiewające dochody,  był udziałowcem w wielu spółkach. Zarządzanie tym przynosiło mu pewną satysfakcję. Sprawiało, że wierzył w niezłomność swojej siły.
Było jednak coś, czego nie miał pod kontrolą. A raczej ktoś.
Catherine Jones była dla Browna jakiegoś rodzaju niespodzianką. Pojawiła się w jego życiu dość nagle, i mimo, że spędził z nią dużo czasu, wciąż nie mógł jej rozgryźć. Wciąż nie wiedział, czego może się po niej spodziewać.
Za przykład mógł wziąć chociażby dzisiejszy dzień, który bezapelacyjnie był dla niego wielkim zaskoczeniem. I nie tylko on, gdyż Jack z pewnością nie planował tego, co zaszło między nim a Catherine w biurze. Na szczęście, ta niespodzianka bardzo przypadła mu do gustu i choć niezmiernie mocno chciał tam znaleźć się ponownie, by robić z Catherine zdecydowanie nieprzyzwoite rzeczy, musiał powrócić do swojego planu.
Dotąd nigdy nie pozwolił sobie na porzucenie granic w swoim biurze, miejscu gdzie całkowicie oddawał się pracy. Teraz jednak miał zamiar złamać jeszcze kilka zasad, a wszystko to, by osiągnąć wyznaczony przez siebie cel.
Telefon w jego kieszeni dał o sobie znać, wyrywając go z zamyślenia.
- Jack Brown – odebrał, nie zwracając uwagi na wyświetlacz, zbyt zajęty obserwowaniem kamienicy, w której znajdowała się Catherine.
- Co to za oficjalny ton, prezesie? – zaśmiał się Felix, jego najlepszy przyjaciel.
- Lepiej, żeby to było coś ważnego.
- A co, masz sporo pracy? Myślałem, że wziąłeś sobie trochę wolnego.
Jack ułożył się wygodniej na skórzanym fotelu w swoim samochodzie, wciąż nie przestając obserwować kamienicy.
-  Wziąłem i właśnie mam zamiar z tego skorzystać. Czekam na Catherine. Spędzimy dzisiaj trochę czasu z dzieciakami.
Chwila ciszy po drugiej stronie telefonu, była dla Jacka całkowicie jasna.
- Myślałem, że ją zaliczysz i dasz sobie spokój – powiedział Felix, nieco nadąsanym głosem. – Nie wziąłeś sobie mojej rady do serca?
Było milion powodów, które niemalże krzyczały, by Jack jeszcze raz zastanowił się nad słowami Felixa i wprowadził właśnie jego plan w życie. Jednak w tej dziewczynie było coś, co nie pozwalało mu ot tak odejść. Być może miało to coś wspólnego z zakazanym owocem? W końcu chęć tego, czego nie możemy mieć to podstawowa cecha ludzkiej natury.
- Wziąłem do serca swoją własną radę.
- I co niby masz zamiar zrobić? – prychnął Felix, najwyraźniej wciąż pewny swoich racji.
- Sprawić, że będzie chciała czegoś więcej niż seksu – odpowiedział pewnie. Mówił łagodnie, ale stanowczo. Nie trzeba było go dobrze znać, by wiedzieć, iż jest to facet, który nie przyjmuje odmowy.
Kolejna chwila ciszy. Tym razem jednak zwiastująca burzę.
- Powiedz, że żartujesz! Do cholery, Jack. Czy ty naprawdę się niczego nie nauczyłeś? Jesteś głupi, czy tylko udajesz? O co w tym wszystkim naprawdę chodzi? Błagam, powiedz, że się w niej nie zadłużyłeś…
W tym samym momencie drzwi kamienicy się otworzyły.
- Felix, muszę kończyć. Odezwę się do ciebie – powiedział, zupełnie nie zwracając uwagi na ostatnie słowa przyjaciela.
Pomimo protestów i, jakby nie było, dalszych wywodów mężczyzny, Jack nacisnął czerwoną słuchawkę, chowając z powrotem swój telefon do kieszeni. Teraz cała jego uwaga skupiała się na uśmiechniętej dziewczynie zmierzającej w stronę jego samochodu. Tak, zdecydowanie było w niej coś, sprawiającego, że nie mógł się z nią ot tak pożegnać.

~*~

Wszystko wokół niej krzyczało „zawróć”, jednak mimo nawoływań swojej intuicji i rad bardziej doświadczonych koleżanek, postanowiła zaryzykować. Oczywiście, z pewnością nie zastanawiała się nad przyszłością, ani tym bardziej nad angażowaniem się w żadne związki. Jedyne o czym mogła myśleć, było to, co wydarzyło się jeszcze nie tak dawno temu w biurze. Miała ogromną nadzieję, że Jack nie da jej o tym zapomnieć i być może zaproponuje powtórkę.
Oczywistą sprawą był fakt, iż starała się zamaskować swoje podekscytowanie. Jednak, gdy tylko wsiadła do samochodu była więcej niż przekonana, iż Jack może czytać z niej, jak z otwartej księgi. I dał to wyraźnie do zrozumienia, posyłając jej łobuzerski, nieziemsko seksowny uśmiech, a Catherine jedyne co mogła już zrobić, to tylko marzyć.
Ten mężczyzna był piękny. „Przystojny” było zbyt zwykłym słowem, zbyt prostym, by opisać Browna. A te jego usta mogłyby być jej zgubą - gorące i niewiarygodnie zręczne. Podobnie jak jego dłonie. Boże, zmiłuj się!
- Wszystko w porządku? – zapytał Jack, gdy zaparkowali przed budynkiem szkoły.
Nie, zdecydowanie nie było w porządku. A za każdą grzeszną myśl był odpowiedzialny nikt inny, jak Jack Brown, a ona nie chciała tego zmieniać.  
- Oczywiście.
Uśmiechnął się szeroko, jednak w momencie, gdy miał odpowiedzieć, drzwi samochodu się niespodziewanie otworzyły, a tylne siedzenia zajęła trójka roześmianych dzieciaków.
- Spóźniłeś się! – krzyknęła Rose, młodsza z sióstr. Jednak pomimo oskarżycielskiego tonu, jej twarz była rozpromieniona.
- Nie marudź tylko zapinaj pasy – odpowiedział Jack, również się uśmiechając i szybko zapominając, że miał cokolwiek do Cath powiedzieć.
Dziewczyna z łatwością mogła dostrzec więź, jaka łączyła całą czwórkę. Bez wątpienia byli sobie bardzo bliscy. Widać było to gołym okiem. Każde słowo, każde spojrzenie zdradzało ich przywiązanie do siebie i zupełnie tego nie kontrolując, Cath im tego zazdrościła.
- I przyprowadziłeś swoją dziewczynę – pisnęła ucieszona, nachylając się i starając się przez fotel na którym siedział Jack, objąć swojego wujka.
- Cześć Rose – odezwała się nieśmiało Catherine, po czym odwróciła się, spoglądając na tylne siedzenia, by przywitać się z pozostałą dwójką.
- Zjadłam całe drugie śniadanie – oznajmiła Rose. – Teraz możemy jechać na lody, jak obiecałeś – dodała, głośno całując mężczyznę w policzek.
Jack zasalutował śmiejąc się radośnie, co niespodziewanie sprawiło, że Catherine poczuła się, jakby znajdowała się w zupełnie innym wymiarze. To nie był ten sam pan prezes, którego poznała kilka dni temu. Pod wpływem tych dzieciaków zmienił się nie do poznania. I choć chciała zagłuszyć ten wewnętrzny głos, pragnęła poznać bliżej właśnie tego, radosnego i zakochanego w trójce dzieci mężczyznę.
- Jedziemy na lody! – zawołał Jamie, najmłodszy z rodzeństwa, nie mogąc ukryć radości.
- Na lody! – dodał Jack, całkowicie dezorientując tym biedną Catherine.


Gdy godzinę później, siedzieli w piątkę w lodziarni, Catherine miała nieodparte uczucie, że znalazła się na odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Okazało się, że dzieci ją niezmiernie polubiły, a nawet odnalazła z nimi wspólny język. Szczególnie z Mary, starszą z sióstr.
- Boże, pamiętam moją każdą szkolną potańcówkę – zawołała radośnie Jones, całkowicie pochłonięta rozmową z Mary.
- Jack obiecał mi, że pójdzie ze mną wybrać sukienkę. Ale znając go, pewnie każe mi wybrać coś podobnego do golfu – jęknęła, wyraźnie niezadowolona.
Brown uniósł brew ku górze, przyglądając się uważnie swojej bratanicy. Siedząca na jego kolanach Rose także jęknęła niezadowolona, tym samym przyznając siostrze racje.
- Nie zgadniesz, co zrobił – westchnęła Mary, nadal żaląc się Cath. – Powiedział, że przyjdzie tam jako opiekun. To okropne! Tak robią tylko beznadziejni rodzice, który muszą pilnować swoich dzieci…
- I tak właśnie zrobię – oznajmił spokojnie Jack. – I z pewnością zdania nie zmienię. Więc bez znaczenia jest to, komu się jeszcze poskarżysz. Możesz iść nawet do samego prezydenta, ale ja wciąż tam będę. Więc lepiej nie myśl, aby wykorzystać Catherine, jako swoją kartę przetargową, bo jestem pewien, że ona także nic nie zmieni w sprawie Colina.
- Colina? – podchwyciła Cath.
- Powiedział, że nie pójdę z Colinem Adamsem na szkolną imprezę, bo ten chłopak nie jest dla mnie – prychnęła, mierząc Jack’a groźnym spojrzeniem.
- Kim jest Colin? – zapytała Jones, kończąc swój puchar lodowy.
- Chłopakiem, z którym Mary nie powinna się spotykać – odpowiedział jej Jack spokojnym głosem, jakby właśnie opowiadał o pogodzie.
- Mary się zakochała – zawołał Jamie, wyśpiewując to zdanie i momentalnie sprawiając, że Catherine odpłynęła myślami do czasów szkolnych, gdzie przeżywała podobne dramaty, co Mary. Kiedy tylko próbowała umówić się z jakimś chłopakiem, jej dziadek czujnie stawał na warcie, natomiast babcia z radością klaskała w dłonie, chcąc dopingować swoją wnuczkę. Tutaj było podobnie. Jack z pewnością nie miał zamiaru dopuścić do tego, by ktokolwiek zbliżył się do, jego zdaniem, bezbronnej Mary i, broń Boże, ją skrzywdził. Mimo, że Catherine była za tym, żeby Jack dał bratanicy trochę swobody, nie miała zamiaru wtrącać się w ich sprawy. Cieszyła się, że nastolatka otwarcie z nią rozmawia, jakby znały się od dawna, jednak to nie zmieniało faktu, że mogła zabierać w jakiejkolwiek sprawie głos.
Niespodziewanie szybko przenieśli się do parku, gdzie, ku uciesze Cath, zagrali w frisbee. Jak się okazało, Jamie był najlepszym graczem. Być może dlatego, iż Jack specjalnie zwalniał tempa. A już szczególnie wtedy, gdy znajdował się obok Catherine, poświęcając jej zaskakująco dużo uwagi.
Jones nawet nie zauważyła, gdy czas spędzony dobiegł końca, a oni musieli odwieźć dzieciaki do domu ich babci.
- Świetnie się bawiłam – powiedziała szczerze Catherine, gdy już Jack odwoził ją do domu. Można powiedzieć, że dziewczyna sama była zaskoczona swoim wyznaniem, ale ciężko było jej to przemilczeć. – To naprawdę świetne dzieciaki.
- I z pewnością cię polubiły – zauważył Jack.
Catherine uśmiechnęła się delikatnie.
- Spędzasz z nimi dużo czasu?
Chwila ciszy po zadanym pytaniu, sprawiła, że Cath jeszcze bardziej zaciekawiła ich relacja.
- Od śmierci mojego brata i jego żony staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu – odpowiedział w końcu. – Ale te dzieciaki zasługują na znacznie więcej niż mogę im dać.
Catherine nie wiedziała, co dokładnie mają znaczyć słowa Jack’a, ale nie dało się nie zauważyć, jak wielki ból się w nich czaił. Właśnie dlatego nie zadała kolejnego pytania, wiedząc, że być może kiedyś przyjdzie czas i Jack z własnej woli jej to wytłumaczy. I szczerze powiedziawszy, chciała usłyszeć tę historię.
- Staram się jak mogę, by dać im wszystko, czego potrzebują, ale prawda jest taka, że niczego im nie brakuje tak bardzo, jak rodziców.
Catherine była w stanie sobie to wyobrazić. Sama została wychowana przez swoją babcię i dziadka, gdy tylko jej mama zdecydowała, że wolność, kariera i radość życia są ważniejsze od córki. Dlatego wiedziała, że Jack ma rację. Niczego tak bardzo nie mogły pragnąć tak bardzo, jak uwagi rodziców.
Tyle, że Cath była pewna, iż Jack nie jest do końca świadom tego, że w jakimś stopniu odgrywa rolę opiekuńczego rodzica, będąc przy tym ukochanym wujkiem. Ale ona to widziała i była pełna podziwu dla tego mężczyzny.
- Jesteś ich bohaterem – powiedziała po chwili.
Brown prychnął.
- Nie sądzę.
- Jesteś – odpowiedziała pewnie. Wiedziała to tak samo, jak to, że dziadkowie są jej bohaterami.
Po chwili Jack zaparkował na parkingu tuż przy kamienicy, w której mieszkała Jones, tym samym akcentując, że ich wspólny dzień dobiegł końca. Jednak Catherine miała zupełnie inne plany. A raczej w ostatniej chwili nieco je zmodyfikowała, na swoją korzyść, oczywiście.
- Wejdziesz na chwilę? – zapytała.
- Nie chcesz spędzić czasu ze swoją przyjaciółką? – odpowiedział pytająco Jack, mając zapewne na myśli niespodziewany przyjazd Emmy do Atlanty.
- Emma wyszła na miasto razem z Lily, moją współlokatorką – odpowiedziała uśmiechając się delikatnie. – Nie daj się prosić. Robię najlepszą herbatę pod słońcem.
Jack uśmiechnął się w ten swój seksowny sposób, sprawiając, że kolana Catherine zrobiły się niczym z waty. Z pewnością, gdyby teraz stała, upadłaby.
Jego szare oczy wpatrywały się w nią uważnie. Czuła je na sobie. Czuła też, coś równie silnego, co emanowało od tego mężczyzny. Coś nieokrzesanego. Trochę prymitywnego i brutalnego. To coś otaczało ją i wywoływało jakieś instynktowne pragnienie. Pragnienie, które ciężko było jej w sobie zdusić.
- Z chęcią jej spróbuję – opowiedział.
Catherine ciesząc się ze swojej małej wygranej, już chwilę później u boku Jacka podążała swobodnym krokiem w stronę swojego mieszkania. Jednak, gdy tylko znaleźli się u progu, poczuła się odrobinę niepewnie. Właśnie miała pokazać swoje cztery kąty facetowi, który z pewnością był przyzwyczajony do luksusów. Nie mniej jednak, żeby zakończyć dzisiaj swoją misję, musiała wpuścić go do środka, a dalsze zastanawianie się nad tym, czy zostawiła swój pokój w idealnym porządku było zupełnie niepotrzebne i zbędne.
- Zapraszam do środka – powiedziała, otwierając przed nim szeroko drzwi, będąc już całkowicie gotową na to, co ma nadejść.


24 komentarze:

  1. Ha..pierwsza...
    Czekalam czekalam i sie doczekalam. Ale powiem ci, ze mnie nie zawiodlas.! Rozdzial swietny. Warto bylo czekac. Kurcze...ze tez musisz konczyc w takim momencie... Teraz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu.! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dochodzi pierwsza w nocy a ja czytam twoje opowiadanie i chyba nie muszę ci mówić, że rozdział jest świetny? Już nie mogę się doczekać co będzie się działo w domu Cath.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak każdy twój rozdział czytam, czytam i nagle wielkie rozczarowanie bo rozdział się skończył :)
    Strasznie się w ciągnęłam w tę historię i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no fajnie się to czytało;) świetnie rozegrany temat, zbliżają się do siebie...oczywiście jestem baaardzo ciekawa co nastapi w domu Cath...Chociaż pewnie coś się wydarzy i nic się nie stanie..W końcu musisz potrzymać czytelnika w niepewności ;)
    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. wreszcie sie doczeałam !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :P a rozdział swietny nic dodac nic ujac :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bóg mnie wysłuchał i w końcu dodałaś nowy rozdział :)
    Ach ten Jack. Taki troskliwy i kochany, a zarazem taki drapieżny samiec alfa. Podoba mi się to :) Zdecydowanie coś jest na rzeczy :) Szkoda, że tak krótko się czytało, ale ważne, że się czytało :)
    Pozdrawiam i czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jack jest uroczym i wspaniałym wujkiem. Myślę, że jego postawa wobec dzieciaków wpłynie na Cath i ona zechce z nim jakiego związku ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. och pisz jak najszybciej kolejną część :d mam wrażenie że coś sie wydarzy :* :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo, bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Cię! Twoje opowiadanie jest fantastyczne :) Za każdym razem kiedy tutaj wchodzę, by sprawdzić czy dodałas nowy rodział, a on się pojawia na mojej buzi atomatycznie maluje się uśmiech :) Zawsze z ogrmną niecierpliwością czekam na koljeny rozdział, poniewż ta hiostoria niesamowicie mnie wciągnęła. Czasem nawet szkoda mi czytać nowy rozdział bo wiem, że kiedy skończe go czytac bedę miała niedosyt i będę chciała natychmiast przeczytać kolejny :( Dlatego z O G R O M N Ą niecierpliwościa czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. czuje, że w następnym rozdziale będzie gorąco <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawiam się czy historia o dzieciakach nie była przypadkiem zagraniem na słabym punkcie Cath i tylko kolejną częścią planu Jacka. Pokazanie się ze stronykochającego wujka także mogło być celowe...przeczytamy zobaczymy:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo, bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie!!! Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. w takim ciekawym momencie skończyłaś no nie mogę. ;p
    ale świetne jest. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wreszcie :-D świetny rozdział jak zawsze :-D

    OdpowiedzUsuń
  16. Ohayo ;)
    Wracam z Białorusi, gdzie okna wylatywały z zawiasów, w łazience był grzyb, aby potem spędzić 18h w autobusie... ale opłaciło się!
    Jestem, a tu nowy rozdział :3
    Jest świetny, lecz tak strasznie krótki... Tego nie mogę u ciebie przeżyć. Długości notek. Jeszcze porządnie się nie wciągnę lub to właśnie zrobię a tu ... koooniec. Ehhh.
    Jeśli chodzi o treść, to oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurcze miałam 3 zaległe rozdziały i tak się zbierałam i zbierałam ale mówię poczekam będę miałą więcej i dzisiaj zamiast uczyc się do kolokwium pochłoneła mnie twoja opowieść:))
    jestem nie zachwycona;)) po raz kolejny powiem ze jestes niesamowita;))
    I życzę powodzenia Catharinie i Brownowi:D

    OdpowiedzUsuń
  18. kiedy nowy ?

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak zawsze , genialny rozdzial ! Końcówka jak zwykle taka , ze nie moge doczekac sie nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Wydaje mi się, że całe to "rodzinne spotkanie" było sprawnie zaplanowane przez Pana Browna. Dlaczego tak uważam? Po pierwsze: zaplusował u Cath jego podejściem do dzieci, po drugie: pokazał, że nie wszystko kręci się wokół seksu (choć gdyby nie dzieciaki, obawiam się, że byłoby inaczej :P).
    Ogólnie, to spodobało mi się to, że oboje nie zgadzając się z radami najbliższych, coraz bardziej zbliżają się do siebie. Nie wiedzą, że grają w stosunku do siebie w tą samą grę. Jestem wręcz pewna, że wpadną sobie w ramiona o wiele szybciej niż planowali. Mnie to oczywiście bardzo cieszy :)
    Wybacz za opóźnienie w komentowaniu, ale czas sesji zbliża się nieubłaganie a w międzyczasie próbuję znaleźć kilka chwil na relaks, co oznacza u mnie trzymanie się od komputera z daleka. Ale liczę, że już niedługo będę na bieżąco.
    Cieplutko pozdrawiam i pomimo moich obsuwy czasowej czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Może co nieco na Dzień Dziecka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki jest plan. ;) Wieczorem postaram się wrzucić nowy rozdział.

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  22. Wieczorem? Już chciałam się zacząć żalić, ale na szczęście mi przeszło xd Świetnie się czyta, cały czas utrzymujesz czytelnika w niepewności.
    Czy pójdą o krok dalej, a może ktoś wpadnie z wizytą? Przed oczami mam milion wizji co może się dalej stać, ale pewnie i tym razem mnie zaskoczysz :)
    Pozdrawiam oraz zapraszam do siebie [kolorowe-maski.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń