Istnieją
miejsca, których człowiek stara się unikać za wszelką cenę. Bez względu na to,
jak bardzo akceptujemy siebie, wszyscy mamy jakieś drobne przyzwyczajenia,
słabe punkty, coś, co chcielibyśmy zmienić. Catherine nie była jednak pewna,
czy jest gotowa zmienić swoją słabość w pasję. Spójrzmy na to obiektywnie. W
szkole średniej, na zajęciach z wychowania fizycznego nie była najgorszą osobą
w drużynie, jakoś sobie radziła, a nawet od czasu do czasu zdarzało jej się
zdobyć kilka punktów dla swojego zespołu. Te lekcje jednak były dla niej chwilą relaksy, wymienienia się informacjami ze swoją najlepszą przyjaciółką Emmą Doyle, a nie
czasem wysiłku fizycznego. Niezależnie od tego, czy były w tej samej, czy
przeciwnej drużynie biegały po boisku razem, streszczając sobie nawzajem
przebieg dnia. W końcu wuef był jedną z niewielu lekcji, jakie miały razem. Grzechem
byłoby nie wykorzystanie tego. Nie dziwne więc, że na samą myśl o pójściu na
siłownię Catherine się krzywiła. Jakby nie patrzeć, nie miała zbyt dobrej kondycji.
Przed przeprowadzką do Atlanty jej aktywność fizyczna ograniczała się do kilku
minut jazdy rowerem, co jak sama uznała, i tak było godne pochwały. I, broń Boże, nie oznaczało to, że jest wielką fanatyczką sportu. Oczywiście, oglądała najróżniejsze
mecze w telewizji i należała do niewielkiej grupy dziewcząt, które naprawdę
wiedzą, co to jest spalony. A gdy była młodsza zawsze spędzała niedzielne
popołudnia w ogrodzie, trenując z dziadkiem ulubione sporty. Wciąż jednak to nie
oznaczało, że jest odpowiednią osobą do pójścia na siłownię. Nie miała do tego
nawet odpowiedniego stroju! Jedyny dres, jakim dysponowała z pewnością nie
nadawał się na wyjście na siłownie. Był raczej przystosowany do tego, by siedzieć w nim na kanapie przed telewizorem.
Ale niestety nie były to wystarczające argumenty, aby przekonać Lily Harrison, że siłownia
jest złym pomysłem. Co więcej, dziewczyna potraktowała to, jako okazję
wciśnięcia Catherine kolejnego ubrania. Tym razem obcisłego „topu” i czarnych
legginsów. Wszystko to miało jeszcze metkę, co oznaczało, że Lily bez wątpienia
robi za dużo niepotrzebnych zakupów.
Jako,
że panna Harrison była nieugięta w dążeniu do wyznaczonych przez siebie celów,
obie dziewczyny stały już w damskiej przebieralni w centrum sportu, które Lily
bez ogródek określiła, jako najlepsze w całej Atlancie. Cath ani przez
chwilę w to nie wątpiła, biorąc pod uwagę, że znajdowały się na jednym z wielu
pięter w budynku. Jak się okazało, była również możliwość wykupienia karnetu na
basen, zajęcia taneczne, sztuki walki, aerobik i wszelkie zajęcia fitness.
Dlaczego więc Lily musiała wybrać właśnie siłownię?
Catherine
nerwowo poprawiła swój nieco za krótki top. Sama określiłaby ten kawałek
materiału po prostu sportowym stanikiem, ale jej koleżanka wyraźnie zaznaczała,
że to jest top. Co jak co, ale
kłótnie z Lily na temat ubioru ewidentnie były stratą czasu, więc Jones szybko z
nich zrezygnowała.
-
Jak wyglądam? – zapytała Lily, zakładając ręce na biodra.
Catherine szybko zmierzyła ją
spojrzeniem. Różowa bokserka z głębokim dekoltem i czarne przylegające do ciała
spodnie idealnie opinające jej pupę były strojem, który przykuwał
uwagę nie tylko mężczyzn. Lily była naprawdę piękną kobietą z latynoskimi
korzeniami. Idealne piersi, niesamowita pupa, wyzywające spojrzenie. Nie dziwne
więc, że zwracała uwagę swoim wyglądem i przyciągała mężczyzn, niczym magnes.
-
Zbyt dobrze, by się spocić – powiedziała Catherine, choć wątpiła, by spocona
Lily miała mniejsze zainteresowanie. – Będziesz rozpraszała tych
wszystkich ludzi, kiedy będą próbowali ćwiczyć.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko, jakby odpowiedź Cath w stu procentach ją
satysfakcjonowała.
-
Taki jest cel naszej wizyty tutaj, moja droga.
-
Chyba twojej – westchnęła Jones. – Ja mam zamiar wejść na rowerek i postarać się nie zwracać na siebie najmniejszej uwagi, kiedy ty będziesz rozpraszała tych
biednych ludzi – dodała, gdy ruszyły w stronę wyjścia z przebieralni, by
pokierować się już na salę.
-
Chcesz mi powiedzieć, że nie zamierzasz schwytać żadnego przystojniaka?
Przecież to doskonała okazja!
-
Szczerze wątpię, by można było nazwać to doskonałą okazją. Oni przyszli tu
poćwiczyć, a ty chcesz ich rozpraszać.
Lily
roześmiała się głośno.
-
Jesteś taka niewinna, Cath.
-
Nie, nie jestem – zaprzeczyła szybko.
-
Owszem, jesteś.
Panna
Jones nie mając zamiaru kontynuować tej rozmowy rozejrzała się po wielkim pomieszczeniu,
w którym były umieszczone najróżniejsze sprzęty. Mimowolnie porównała tę salę
do siłowni znajdującej się w college’u, stwierdzając, że zdecydowanie karnet,
który otrzymała od Lily w prezencie był niepoprawnie drogi. Nie dość, że sala
była ogromna, to także sprzęty były pierwszej klasy. Nie mówiąc już o ludziach z
nich korzystających. Piękni i wysportowani.
Cath
mechanicznie zagryzła dolną wagę, nie czując się zbyt komfortowo w całym tym
otoczeniu. Za to Lily promieniała. Co więcej, już wytropiła swoją pierwszą
ofiarę.
-
Spotkamy się… później – powiedziała całkowicie pochłonięta wpatrywaniem się w
mężczyznę na wioślarzu.
Catherine
pokiwała głową, choć doskonale wiedziała, że jej koleżanka na nią nie patrzy.
Zaledwie kilka sekund później została sama po środku wielkiej siłowni, nie mając
pojęcia, co ze sobą zrobić. Po raz kolejny rozejrzała się niepewnie. Wiedziała
jednak, że skoro już tu jest musi wykorzystać ten czas.
Po
zakończeniu kilkuminutowego biegu na bieżni (w ślimaczym tempie) i kilkukrotnym
powtarzaniu pracującym tu trenerom, że nie potrzebuje pomocy wykwalifikowanego
pracownika, Catherine znalazła się na rowerku treningowym. Można z ulgą
powiedzieć, że odnalazła swoje miejsce na siłowni. Zresztą z punktu, w którym
się znajdowała miała znakomity widok na wszystko, co się działo w dużym
pomieszczeniu. Doskonale widziała Lily flirtującą z przystojniakiem, który
zaprzestał swoich ćwiczeń i pokazywał jej swoje mięśnie, co momentalnie
wprowadziło Catherine w rozbawienie i jednocześnie w utrapienie, gdyż
potwierdziło to, że Lily miała racje. Widocznie rozpraszanie się na siłowni
było jedną z taktyk podrywu, o których Jones nie miała najmniejszego pojęcia.
Jak
się jednak okazało, miała wspaniałą okazję się tego nauczyć (jedynie
obserwując, oczywiście), bowiem otaczało ją mnóstwo wysportowanych ciał.
Zarówno męskich, jak i damskich, ale zdecydowanie większa uwagę zwracała na te
pierwsze. Gdy już stwierdziła, że siłownia wcale nie jest takim złym pomysłem
musiało się stać coś, co szybko zmieniło jej zdanie.
-
Tylko nie to – jęknęła, momentalnie pochylając się nad ramą rowera
treningowego, jakby próbowała się ukryć. Cóż, próbowała.
Kilka
metrów dalej na ławce poziomej właśnie układał się nie kto inny, jak Jack
Brown. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że większą niesprawiedliwością los nie
mógł się wykazać. Najpierw, mężczyzna zjawił się w jej biurze w najbardziej
kompromitującym dla niej momencie, a teraz pojawił się na siłowni, podczas, gdy miała na
sobie sportowy strój Lily i z pewnością po biegu na bieżni
(choć trwał zaledwie chwilę) nie prezentowała się tak dobrze, jakby teraz tego
chciała.
Bezspornie
mogła to nazwać niefortunnym zrządzeniem losu.
Była już przyzwyczajona do pecha, który towarzyszył jej na każdym kroku. Śmiało mogli nazywać się kumplami. Teraz jednak żałowała, że nie zostawiła swojego „kumpla” w domu.
Była już przyzwyczajona do pecha, który towarzyszył jej na każdym kroku. Śmiało mogli nazywać się kumplami. Teraz jednak żałowała, że nie zostawiła swojego „kumpla” w domu.
Lekko
uniosła głowę, jakby szukając drogi ucieczki, ale szybko rozproszyła swoje
myśli i gdzieś daleko zagubiła swój cel, gdy tylko zobaczyła, jak Jack Brown
podnosi gryf nad swoją klatką piersiową. Nie miała pojęcia, jak wielki ciężar unosi,
ale wyglądał imponująco. Jego mięśnie napinały się w ten niezwykle seksowny
sposób, powodując, że niejednej kobiecie teraz ciekła ślinka. Catherine
odrzuciła pozory i zażegnała niepewność, po czym bez skrępowana wyprostowała
się, nie mogąc oderwać wzroku od tego mężczyzny. Musiała przyznać, że garnitury
szyte na miarę, w których do tej pory go widywała ukrywały bardzo, bardzo wiele.
Nie miała na myśli tylko ciała mężczyzny, ale również jego osobowość. Teraz nie
przypominał poważnego pana prezesa. Wyglądał pierwotnie i męsko, jak facet,
który potrafi zająć się kobietą. Jak mężczyzna, który wie, co z nią zrobić,
kiedy tylko ją zdobędzie. Boże broń, ale Catherine nie potrafiła powstrzymać
swojej wyobraźni, która poszybowała naprawdę daleko. Zbyt daleko.
Ocknęła
się momencie, gdy stojący nad Brownem mężczyzna pomógł mu zamieścić gryf na swoim
miejscu, uwalniając ręce Jacka od ciężaru. Zaledwie sekundę później wstał z ławki, odpowiadając z szerokim uśmiechem na pytanie
swojego towarzysza. Był taki rozluźniony.
Catherine niczym oparzona zeskoczyła z rowerka, zamierzając jak najszybciej się gdzieś schować. Nie miało znaczenia, jak
szybko będzie musiała biec, po prostu nie miała zamiaru po raz kolejny stanąć
przed tym mężczyzną, w momencie kiedy nie była na to przygotowana. Fizycznie i
psychicznie.
Niestety
jej odwieczny kumpel Pech nie dał o sobie zapomnieć, gdyż na jej drodze stanął
instruktor.
-
Czy mogę pani w czymś pomóc, doradzić…
-
Nie! – przerwała mu szybko. – Znaczy, nie dziękuję. Naprawdę. Tak właściwie, to
bardzo się śpieszę, więc…
-
Catherine?
Gdyby
ktokolwiek miał wątpliwości, jej kumpel naprawdę ją kochał.
Leniwym
ruchem odwróciła się w stronę źródła głosu, modląc się o choć odrobinę
szczęścia. Niestety jej modlitwy z pewnością nie zostały wysłuchane.
Ale jednocześnie nie potrafiła pominąć tego, jak Jack się do niej zwrócił. Nie nazywał jej „panną Jones” - choć to także w jego ustach brzmiało niesamowicie - a wypowiedział jej imię.
Ale jednocześnie nie potrafiła pominąć tego, jak Jack się do niej zwrócił. Nie nazywał jej „panną Jones” - choć to także w jego ustach brzmiało niesamowicie - a wypowiedział jej imię.
-
Pannie Brown… - oznajmiła, starając się brzmieć w miarę naturalnie. A już na
pewno nie jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. – Cóż za spotkanie.
-
W rzeczy samej – odparł, posyłając w jej stronę tajemniczy i diabelsko seksowny
uśmiech. Uśmiech, który sprawił, że jej nogi zrobiły się niczym z waty. Wpatrywała
się w niego, jak zahipnotyzowana. Szary T-shirt opinał jego ciało w taki
sposób, że jej wyobraźnia miała spore pole do popisu. Dlatego całą siłą woli zmusiła
się, by nie patrzeć na jego ciało.
Kontakt wzrokowy, Catherine!, powtarzała
w myślach, jakby to miała być receptura na udaną rozmowę z facetem, którego
przy pierwszym spotkaniu nazywa się „palantem”.
-
Co pan tu robi? – zapytała, starając się nie wyjść na zbyt wścibską, choć prawdę
mówiąc, chciała wiedzieć, jakim „cudownym” zrządzeniem losu wylądowali na tej
samej siłowni. Czy jedno spotkanie tego dnia to było za mało? Ile można wpadać
na jednego faceta?
Jack
zmarszczył brwi, wpatrując się w nią nieodgadnionym wzrokiem.
-
To chyba naturalne, że korzystam z własnej siłowni, prawda?
Catherine
starała się powstrzymać od uderzenia z otwartej dłoni w czoło przy tym
mężczyźnie.
-
Brown Sports Center – westchnęła, uświadamiając sobie najbardziej oczywistą
rzecz. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła?
-
Jest w tym mieście coś, czego pan nie posiada? – zapytała zanim zdążyła
przemyśleć to pytanie.
-
Coś się znajdzie.
Oczywiście,
nie powinna wyobrażać sobie zbyt wiele, jednak spojrzenie, jakim ją obdarzył
wypowiadając to krótkie zdanie dało jej do myślenia. Tyle że, gdy
omiótł wzrokiem jej brzuch, którego nie zakrywał top, wiedziała, że pan
prezes do czegoś nawiązuje.
Towarzysz
Browna szturchnął go w ramię, usilnie próbując zwrócić na siebie uwagę.
-
Och, oczywiście. Panno Jones, to Felixa
Hewsona. Felix, oto Catherine Jones, asystentka Lucasa Greena, faceta, który pracuje
dla Nathana – dodał, wyjaśniając przyjacielowi swoją znajomość z dziewczyną,
jednak Cath miała dziwne wrażenie, że Felix doskonale wie, kim ona jest.
-
Miło mi panią poznać – oznajmił, ściskając jej dłoń. Uśmiechnął
się szeroko, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Catherine zapewne
uznałaby go za niesamowitego przystojniaka, jednak, jako, że obok niego stał
Jack Brown to wydawało się niemożliwie.
-
Proszę, mów mi Catherine – zaczęła, zdając sobie sprawę, że do tej pory nie
poprosiła o to Jacka. I z pewnością nie miała zamiaru! Brown nie
był materiałem na faceta dla niej. Jej radar (który od kilku dni zawodził, a
już szczególnie gdy pan prezes był w pobliżu) mówił jej, że ten mężczyzna jest
dokładnym odzwierciedleniem typu, którego starała się unikać.
Nim
jednak zdołał jej cokolwiek odpowiedzieć, niespodziewanie obok nich pojawiła
się Lily Harrison. Mogłoby się wydawać, że po raz pierwszy Catherine ucieszyła
się na widok swojej współlokatorki.
-
Cath – powiedziała wesoło Lily, ale na jej twarzy dało się dostrzec
zaskoczenie. Widocznie nie spodziewała się, że Jones zajmie się czymś innym
oprócz ćwiczeń.
-
Lily – oznajmiła nadmiernie wesołym tonem Cath. – Przepraszam, że musiałaś
czekać. Już…
-
Spokojnie – przerwała jej, najwyraźniej nie rozumiejąc, że jej współlokatorka
właśnie chciała się wydostać ze szpon pana prezesa i jego szeroko
uśmiechniętego kolegi. – Właśnie skończyłam serię ćwiczeń, kiedy... Wszystko w
porządku?
Catherine
zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że Lily nie miała zamiaru jej uratować z tej
niezręcznej sytuacji. Zamiast tego brnęła w nią dalej, przedstawiając samą
siebie w doskonałym świetle opiekuńczej koleżanki.
Harrison
spojrzała na nią znacząco, tym samym dając do zrozumienia, że chce poznać dwóch
tajemniczych przystojniaków, z którymi Catherine rozmawiała.
- Lily. To jest Jack Brown… - urwała szukając odpowiedniego tytułu.
Pan Palant? Najprzystojniejszy mężczyzna na
Ziemi? Właściciel sporej części miasta? Człowiek tajemnica?
-
Właściciel. A to…
-
Catherine, błagam powiedz, że Mads nie miał racji i ze swoim szczęściem nie
zepsułaś żadnego sprzętu – jęknęła Lily, przerywając jej.
Jones mimowolnie się skrzywiła, zdając sobie sprawę, że Lily wie o jej tendencji
do ściągania na siebie najdziwniejszych zdarzeń.
Chciała
szybko zaprzeczyć, ale powstrzymał ją przed tym śmiech Jacka Browna.
-
Proszę się nie martwić, ze sprzętami wszystko w porządku – uspokoił ją Brown.
-
Felix Hewson – wtrącił drugi mężczyzna, przedstawiając się i świadomie bądź nie,
ratując Catherine z niezręcznej sytuacji.
-
Lily Harrison – odparła, wyciągając w ich stronę dłoń i serwując przy tym jeden
ze swoich zabójczych uśmiechów, które sprawiały, że mężczyźni gubili się w
zeznaniach.
-
Obawiam się jednak, że muszę przerwać to niespodziewane spotkanie, panie Brown.
I tak już jesteśmy spóźnione, prawda Lily?
W
razie, gdyby jednak Harrison chciała zaprzeczyć, Catherine posłała jej groźne
spojrzenie.
-
Niestety – przyznała, a Jones odetchnęła z ulgą.
-
Miło było cię poznać, Catherine – powiedział Felix spoglądając na nią znacząco.
– Ciebie również, Lily.
Cath
szybko wymieniła niezbędne grzeczności, po czym pociągnęła za sobą Lily
i pokierowała się prosto do przebieralni. Chciała jak najszybciej stąd zniknąć. Im
dalej od nieziemskiego Jacka Browna tym dla niej bezpieczniej.
-
Boże, Cath! Powiedz, że żartujesz i wcale nie karzesz mi uciekać przed tymi
przystojniakami. Swoją drogą, nie doceniałam cię. Nagle się odwracam, a obok
ciebie stoi dwóch nieziemskich facetów. A jeden z nich pożera cię wzrokiem,
jakby głodował przez całe życie. Totalnie do ciebie zarywał, a ty go po prostu
spławiłaś. „I tak już jesteśmy spóźnione, prawda Lily?” Spóźnione? Gdzie? Do
domu na Koło fortuny?
Cath
westchnęła.
-
Po pierwsze, nie pożerał mnie wzrokiem. Po drugie, mam pracę w domu. A po
trzecie, Jack Brown to nie facet dla mnie. Zresztą, nie wydaje mi się, żeby
nawet mnie lubił. Nazwałam go palantem.
-
I co z tego? – westchnęła Lily. – Facet totalnie na ciebie leci.
I, jak gdyby nigdy nic, Lily otworzyła drzwi do przebieralni, po czym szybko przemknęła
do środka. Zanim jednak Catherine poszła w jej ślady, to odwróciła się na chwilę, zerkając na stojących w oddali dwóch mężczyzn. Na
ułamek sekundy spojrzenia jej i Jacka się spotkały, ale to w pełni wystarczyło, by w
brzuchu dziewczyny zatańczyły motyle.
Ekstra! Cath może się opierać, ale myślę, że od Jack'a się nie wywinie :3 Czekam na więcej i zapraszam do mnie - http://theencounter13.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby na dobre między nimi zaiskrzyło ;) super opisałaś tą sytuację na siłowni, łatwo można było wczuć się i poczuć to napięcie między Catherine a Jackiem ;] Dobrze, że Lily namówiła ją aby sobie "poćwiczyła" dobra kondycja każdemu się przyda ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Miałam przeczucie, że Cath spotka na siłowni Jacka. I spotkała. Rozdział bardzo mi się podobał. Fajnie to wymyśliłaś. Zauważyłam tylko, że w zdaniach: 1. ,,Szaty T-shirt opinał jego ciało w taki sposób, że jej wyobraźnia miała spore pole do popisu.'' popełniłaś błąd. Myślę, że powinno być ,, szary''. 2. ,,Powiedz, że żartujesz i wcale nie karzesz mi uciekać przez tymi przystojniakami.'' chyba chodziło ci o ,,przed''. Nie chcę się czepiać, ale pomyślałam, że lepiej ci o tym napiszę i będziesz mogła to poprawić.
OdpowiedzUsuńhttp://strazniczkajasmine.blog.pl/
Dziękuję za zwrócenie na to uwagi. Błędy już oczywiście poprawiłam. ;)
UsuńPozdrawiam!
świetny rozdział :) Czekam na następny !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam .
Nie wyobrażam sobie siebie na siłowni, dlatego doskonale rozumiem niechęć Catherine. Trochę ruchu by mi się przydało, ale za wysiłkiem fizycznym to nie przepadam xD Kiedy Lily tak szybko opuściła swoją współlokatorkę, byłam przekonana, że coś się wydarzy i mimowolnie pomyślałam o Jacku. Okazuje się, że go wywołałam! Już wcześniej ten bohater robił na mnie spore wrażenie, ale teraz, gdy wyobraziłam go sobie w prostym ubraniu eksponującym mięśnie... Żadna kobieta nie byłaby w stanie mu się oprzeć. A chemia pomiędzy nim a Catherine jest wręcz namacalna. Upartość Cath na niewiele się zda, jestem tego pewna. Jack jest wyraźnie nią zainteresowany, co oczywiście nie umknęło uwadze Lily (rozbawiła mnie jej uwaga o kole fortuny xD). Ciekawe, jak długo tych dwoje będzie udawało takich oficjalnych. Nie mniej robi się coraz ciekawiej... ;)
OdpowiedzUsuńZwróciłam uwagę na parę literówek, ale to właściwie czysta formalność i czasami nawet wina worda.
Pozdrawiam ;* siegajac-nieba.blogspot.com
Ohayo ;)
OdpowiedzUsuńNie no. Przyznam się, że niepotrafię napisać komentarza, który by cię usatysfakcjonował. Przynajmniej tak mi się wydaje. Mam wrażenie jakbym czytała książkę, a nie opowiadanie na blogu. Każde twoje zdanie jest przemyślane i zaplanowane. Wszystko jest tu poukładane od A do Z, przez co świetnie się tę historię czyta.
Rozdział jest cudowny, co mówić więcej? ;>
Znalazłam pierwszy błąd na twoim blogu. Już miałam podejrzenia, że jesteś nieomylna xd
"fanatyczną" --> chyba miało być fanatyczka ;)
To wszystko. Pozdrawiam ;)
Bardzo dobrze zarobiła. Też bym uciekła. No ale ja to ja.
OdpowiedzUsuńMogłabyś częściej dodawać rozdziały, proszę?
OdpowiedzUsuńJeej jaki Ty masz Kobieto Talent do Pisania :) Tylko pozazdrościć. Rozdział fenomenalny. Weszłam do ciebie przypadkowo i myslę, że zagoszczę na dłużej. :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie, dopiero zaczynam swoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że jeszcze jedno nieplanowane spotkanie Pana Browna i Cath zamknie się w mieszkaniu na trzy spusty. Ale swoją drogą za każdym razem robi chyba coraz lepsze wrażenie. Najpierw wypinająca się do niego tyłkiem, a teraz eksponująca swoje ciało w kusym sportowym stroju. Aż dziw bierze, że Brown ma jeszcze całe spodnie :P
OdpowiedzUsuńPodziwiam ją za silną wolę i chęć walki z czarującym Jackiem, ale z niecierpliwością czekam, kiedy to on wygra pojedynek i Cath w końcu mu ulegnie :)
Czekam na kolejny, bo widać, że się rozkręcasz i masz kilka ciekawych zagrań w rękawie.
Cieplutko pozdrawiam :)
Oj Cath, Cath, takiego pecha to ja bym chciała mieć :D Niesamowicie przystojny facet, który pożera mnie wzrokiem :D No tak, tylko do tego trzeba mieć figurę -.-
OdpowiedzUsuńNieważne, bo ja tu o opowiadaniu. Catherine naprawdę ma pecha, po raz trzeci spotyka się z Jackiem Brownem w dość niezręcznej sytuacji. Czekam na ten moment, kiedy mężczyzna ją pocałuje, a mam nadzieję, że to będzie naprawdę niedługo, bo czuć chemię między Cath i Brownem. Nie wiem dlaczego, ale po prostu uwielbiam takich facetów, nieco zbyt pewnych siebie...
Ech, swoją drogą podziwiam Catherine. Ja z pewnością zgodziłabym się na drinka, ale to przez mój ugodowy charakter, natomiast oczywiście też nie rzuciłabym się na szyję facetowi, którego ledwo znam - nie rozumiem dziewczyn, które postępują w ten sposób.
Pozdrawiam :D
Nie narzekaj, słonko, masz 12 - 13 komentarzy, w których tylko jeden należy do ciebie ;) Co do rozdziału...przeszłaś samą siebie! Zdecydowanie ten mi się podobał najbardziej...i znów nie mogę się do niczego przyczepić, niezależnie od tego, jak bardzo bym chciała -,-' Z drugiej strony, to chyba jednak dobrze, ludzie doceniają, to co robisz i ja też doceniam ;) Z niecierpliwością czekam na NN! Oraz zapraszam do siebie! http://prawda-w-liscie-skryta.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhttp://summer-and-holidays.blogspot.com/ Żywię gorącą nadzieję, że wpadniesz i skomentujesz ^^ Pozdrawiam i życzę weny ;**
Te opowiadania są super czekam z niecierpliwością na następny ;)
OdpowiedzUsuńMi sie bardzo podobało ;d Czekam na dalsze rozdzialy :D z niecierpliwoscią :d !!!
OdpowiedzUsuńPo prostu rewelacja! Czekam na więcej i gratuluję talentu i wyobraźni :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne :) Czekam na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńWciąga , czekam na rozwój wydarzeń :))
OdpowiedzUsuńZgadzam się, czekam na rozwój wydarzeń! Co ile dodajesz rozdziały?
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam i czekam!!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać WIĘC BŁAGAM PISZ!!!
Swietne rozdziały:) Naprawde masz talent:) czyta sie to z zapartym tchem. Spodziewałam sie czegoś banalnego, a Ty totalnie mnie zaskakujesz:D
OdpowiedzUsuń