Jack
lubił swoje życie. Jednak nade wszystko cenił w nim to, że nikt nie dyktował
mu, co ma robić. Mógł podejmować własne decyzje niczym się nie sugerując. Nawet
w pracy nie był nikomu podporządkowany. Wszystko toczyło się tak, jak sobie
zaplanował i szczerze powiedziawszy nie chciał tego zmieniać. Zresztą, nie
potrzebował żadnych niespodzianek. Dotąd wydawało mu się, że najlepiej będzie,
jeśli się na wszystko przygotuje. Tak było po prostu łatwiej. Tymczasem przed
nim stała dziewczyna, której nie mógł rozszyfrować, co równocześnie wiązało się
z tym, że jej kolejne ruchy były po prostu nie do przewidzenia.
Doskonałym
tego przykładem były jej ostatnie słowa. Jeszcze chwilę temu go przepraszała, a
teraz jej nastawienie zmieniło się diametralnie. On natomiast po raz kolejny
stał się „palantem”.
Zaskakujące
jednak, że słowa dziewczyny zadziałały na niego zupełnie przeciwnie, niż można
było się tego spodziewać.
Wykonanie
szybkiego ruchu przyszpilającego Catherine do ściany na korytarzu zajęło mu
zaledwie sekundy. Zrobił to na tyle szybko, by dziewczyna nie mogła w porę
zareagować odtrącając go od siebie. Jego ciało było teraz niebezpiecznie
blisko. Na tyle blisko, że jej piersi dotykały jego klatki piersiowej.
-
Prowokujesz – powiedział patrząc jej głęboko w oczy.
Zdecydowanie
można było stwierdzić, że są w niekomfortowej pozycji, jednak on nie miał
zamiaru na to narzekać. Jak się okazało, Catherine również. Momentalnie złość z
jej oczu odeszła, a jej miejsce zastąpiła dezorientacja i – Jack był
przekonany, że się nie myli – podniecenie.
-
Kobieto, nie masz najmniejszego pojęcia, jak na mnie działasz – kontynuował,
wyraźnie zadowolony, że zyskał pełną uwagę Catherine. – Zjawiasz się pod
drzwiami mojego mieszkania i tym słodkim głosikiem przepraszasz, że zostawiłaś
mnie bez słowa, a zaraz potem nazywasz palantem…
O tak, zdecydowanie prowokujesz.
Catherine
lekko uchyliła usta zamierzając coś odpowiedzieć, jednak wyprzedził ją ktoś
inny.
-
Jack!
Głos
wydobywający się z mieszkania z pewnością należał do dziewczyny. Co oznaczało
również, że wszelkie wątpliwości Cath zostały właśnie potwierdzone.
Szczególnie, że Brown momentalnie odsunął się od Jones, jakby tamten głos
przypomniał mu o rzeczywistości.
Jones zdecydowanie nie przepadała za angażowaniem się w jakiekolwiek relacje, nie
mówiąc już o tych, w których mężczyzna pozwala sobie na romanse na boku.
-
To nie była prowokacja – zaczęła Cath, - a jedynie nazywanie rzeczy po imieniu,
palancie.
Może
dla Catherine wszystko stało się jasne, jednak Jack wciąż wydawał się
kompletnie nie rozumieć, o co dziewczynie chodzi. Szybko złapał ją za rękę
uniemożliwiając odejście.
-
Myślisz, że za drzwiami mam półnagą kobietę, i dlatego nie wpuszczam cię do
środka? – zapytał, a na jego ustach, ku zdziwieniu Catherine zawitał uśmiech. –
Naprawdę masz mnie za takiego faceta?
Catherine
mając nadzieję, że teraz nie wygląda, jak zdesperowana dziewczyna próbująca za
wszelką cenę zdobyć uwagę faceta, postanowiła się bronić. Naprawdę chciała mu
pokazać, że nie jest jedynym mężczyzną na tym świecie, a ona ma znacznie więcej
ciekawszych zajęć do wykonania niż uganianie się za Jackiem Brownem.
-
Tak, dokładnie za takiego – odpowiedziała chcąc brzmieć stanowczo.
Jack
westchnął, jednak ani na sekundę nie spuszczał dziewczyny z oczu. Cały czas
wpatrywał się w nią tym swoim przenikliwym wzrokiem, jakby miał zamiar
przejrzeć ją na wylot. Być może już to zrobił.
-
Jack! - Głos z mieszkania ponownie dał o sobie znać.
-
Panie Brown, wzywają – oznajmiła ironicznie Catherine, dopiero po chwili zdając
sobie sprawę, że musi brzmieć, jak zazdrosna dziewczyna. Doskonale jednak
wiadomo, że nie była jego dziewczyną.
Ani tym bardziej nie była zazdrosna.
-
Jack! Gdzie schowałeś cukierki?
Tym
razem głos zabrzmiał bardziej dziecinnie, co zdecydowanie sprawiło, iż
Catherine zgubiła gdzieś swoje poprzednie myśli i zaczęła się zastanawiać, kto
faktycznie jest za drzwiami mieszkania. Wątpiąc w swój osąd spojrzała na Jacka pytająco.
-
To moja bratanica – wyjaśnił po chwili zwłoki, nieco niepewnym głosem.
-
Bratanica? – zdziwiła się. – Nathan ma córkę?
Zdecydowanie
nie tego się spodziewała. Mogła wziąć pod uwagę wiele wyjaśnień, w których Jack
próbuje ją przekonać, że z tajemniczą osobą za drzwiami nie łączy go nic oprócz
przyjaźni. Ale bratanica? Kto by pomyślał.
Brown
momentalnie posmutniał, co nie uszło uwadze Cath.
-
Nie, Nathan nie ma dzieci.
-
Masz jeszcze jednego brata?
Chwila
ciszy, która z pewnością była lekko dezorientująca.
-
Miałem – odpowiedział spuszczając głowę, po raz pierwszy od dłuższego czasu przerywając
kontakt wzrokowy z dziewczyną i jednocześnie wprowadzając ją w lekkie
zdezorientowanie. Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować, co powiedzieć.
-
Przykro mi, Jack.
Skinął głową.
Niespodziewanie
drzwi mieszkania się otworzyły.
-
Tak myślałam, że słyszę twój głos, Jack – powiedziała młoda dziewczyna z
szerokim uśmiechem na twarzy. Na oko miała jakieś szesnaście lat, ale Catherine
nie mogła być tego pewna. Blond długie włosy opadały na jej ramiona delikatnymi
falami dodając jej urodzie delikatności. Wyglądała, jakby ktoś wyciągnął ją z
jednej z tych bajek o pięknych księżniczkach.
Dziewczyna
dopiero po chwili zauważyła stojącą kilka kroków dalej Catherine.
-
Dzień dobry – powiedziała zmieszana najwyraźniej momentalnie pragnąc się
wycofać w głąb mieszkania zdając sobie sprawę, że w czymś przeszkodziła.
-
Znalazłaś go? – zza pleców blondynki doszedł kolejny głos, tym razem
definitywnie należący do młodszego dziecka.
W
ułamku sekundy zza bratanicy Jacka wyłoniła się mała dziewczynka, sięgająca
swojemu starszemu odpowiednikowi do pasa.
-
Wujek Jack! – zawołała radośnie, zadowolona, że udało im się odnaleźć mężczyznę.
Zupełnie
nieświadomie te dwie młode osoby sprawiły, że Catherine poczuła się, jak
największa idiotka na świecie. Z pewnością nie spodziewała się, że zobaczy w
mieszkaniu Jacka dzieci. Poprzednio nawet ujrzenie psa było dla niej wielkim
zaskoczeniem, gdyż nie spodziewała się, iż stanowczy pan prezes może posiadać
czworonoga. Zaczęła się więc zastanawiać, czy nie wolałaby, żeby z mieszkania
zamiast uroczych młodych bratanic wyszła seksowna półnaga kobieta. Wtedy
przynajmniej wiedziałaby na czym stoi, a Jack nie okazałby się po raz kolejny
perfekcyjnym mężczyzną. Miał psa? W porządku, mogła jakoś znieść myśl o tym, że
Pan Tajemniczy ma słabość do czworonogów. Jednak teraz uchodził za opiekunkę do
dzieci, co zdecydowanie dezorientowało Catherine. Jak wiele jeszcze
niespodzianek dla niej szykował?
Gdy
już zaczynała się przyzwyczajać do jego perfekcji i tego, że przy nim wypada
blado, on odsłaniał przed nią kolejną cudowną niespodziankę. Miała nadzieję, że
to koniec jego zalet, bo zaczynała czuć się, jak brzydkie kaczątko, podczas gdy
on uchodził za łabędzia.
-
Mary, Rose – zwrócił się do dziewczynek. – To moja przyjaciółka Catherine.
Rose,
młodsza z sióstr pomachała Catherine z szerokim uśmiechem na twarzy. Zaś Mary,
starsza z dziewcząt, spojrzała na Jacka karcąco.
-
Masz zamiar stać tak z nią przed mieszkaniem, czy może zaprosisz do środka?
Widocznie
Mary była jedną z tych dziewcząt, które swoich wujków trzymają w garści, a ci
robią wszystko tak, jak im zagrają. Catherine nie spodziewała się jednak, że
Jack Brown jest tak łatwym do zmanipulowania mężczyzną.
Zaledwie
chwilę później Catherine przechodziła już przez korytarz w mieszkaniu Jacka
prowadzący prosto do przestronnej kuchni. Zaskakujące było jedynie to, że Mary
i Rose czuły się tutaj, jak u siebie w domu i to one, a nie gospodarz
zaproponowały jej coś do picia i wyłożyły ciasteczka. W
międzyczasie pies Jacka podszedł do Catherine oczekując jakichkolwiek
pieszczot. Oczywiście musiał ją pamiętać z wczorajszego wieczora.
Jones
zajęła jedno z wolnych miejsc przy wyspie kuchennej zerkając na Jacka, który
wydawał się teraz nieco przygaszony. Miała szczerą nadzieję, ze nie jest to
związane z tym, iż znalazła się w jego mieszkaniu
-
Wszystko w porządku, Jack? – zapytała.
Mężczyzna
spojrzał na nią, jednak nim zdążył odpowiedzieć wtrąciła się młodsza z sióstr,
zasiadając na przeciwko Catherine.
-
Pewnie, że w porządku. On tylko się martwi naszym bratem. Jamie dostał
gorączki, więc siedzi w domu i nie może wychodzić. Szkoda, bo mieliśmy iść
kupić złotą rybkę.
Jak
się okazało, nie był to koniec niespodzianek na dziś, gdyż Jack zwykł opiekować
się nie dwójką, a trójką dzieci.
-
Szkoda tylko, że Jamie nie pozna dziewczyny Jacka – westchnęła kontynuując
swoją przemowę. Rose z pewnością była jedną z tych gadatliwych dziewczynek,
którym buzia się nie zamyka. Dziesięciolatka wydawała się jednak w tym całym
monologu tak urocza, że zapewne ludzie nie zwykli jej przerywać.
-
Nie jestem dziewczyną Jacka – wyjaśniła Catherine, mimochodem zerkając na
Bowna, jednak mężczyzna wciąż wydawał się jakiś przygaszony.
Rose
zmarszczyła nosek wyraźnie niezadowolona.
-
Szkoda – powiedziała w końcu.
Mimo
słodkiej atmosfery, którą Jones zawdzięczała dwóm uroczym dziewczynkom,
Catherine czuła się nieswojo. Nie trzeba jednak wyjaśniać, że powodem było
dziwne zachowanie Jacka, który wydawał się niezadowolony z takiego obrotu
spraw. Widać nie bez powodu trzymał Catherine za drzwiami mieszkania oddzielając
ją tym samym od bratanic.
Catherine
szybko podniosła się z krzesła.
-
Przepraszam was, ale właśnie mi się przypomniało, że zapomniałam o czymś bardzo
ważnym. Miło było was poznać – oznajmiła spoglądając na dziewczynki.
W
stronę Jacka rzuciła jedno krótkie spojrzenie, które z pewnością powiedziało mu
teraz więcej niż jakikolwiek słowa.
Mary
uśmiechnęła się tajemniczo do Catherine, jakby domyślała się, co rozgrywa się pomiędzy
nią a Bownem, po czym szybko dodała:
-
Szkoda, że musisz już iść. Ciebie także było miło poznać, Catherine.
Już
chwilę później Cath zmierzała prosto do swojego mieszkania będąc przekonana, że
przyjście do Browna było błędem. Zdecydowanie nie podołano jej się to, co
zrobiła. Pokazała mu, iż w jakimś stopniu było jej przykro, ponieważ zostawiła
go samego bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Natomiast teraz ponowie opuściła jego
mieszkanie. Powodem jednak nie było to, co działo się w jej głowie, tylko to,
jak zachowywał się Jack. Wydawał się po raz pierwszy nie cieszyć jej towarzystwem.
Był opryskliwy i kompletnie nią nie zainteresowany. Tylko dlaczego? Czyżby przekroczyła
jakąś niewidzialną granicę? Może te dzieciaki były jego słabym punktem? Widocznie
właśnie naruszyła jedną z jego zasad. Szkoda, że wcześniej nie wiedziała o jej
istnieniu.
Moi drodzy, bardzo Was przepraszam, że ociągałam się z dodaniem togo rozdziału, ale ostatnio miałam sporo nauki. No i oczywiście te przygotowania do Świąt... Na szczęście, dałam radę! Rozdział, co prawda trochę krótki, ale mam nadzieję, że mimo to przypadł Wam do gustu.
Tak więc, życzę wszystkim Wesołych Świąt i oczywiście mokrego Dyngusa (chociaż w tym roku przez ten śnieg może być to ciężkie do zrealizowania). ;)
Ps. Jeśli czytasz tego bloga, proszę, oddaj głos w ankiecie na stopce u dołu bloga.
już nie mogę doczekać się następnej notki :) pisz pisz jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i wesołych świąt :*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńCiekawe czemu Jack tak dziwnie się później zachowywał? Mam nadzieje, że wyjaśni się to w następnym rozdziale.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam i WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Coraz ciekawiej:)) Po raz kolejny śmiem stwierdzić ze maszdar do pisania:)
OdpowiedzUsuńSuper! Tego się nie spodziewałam, niezły obrót sprawy! :) Z utęsknieniem czekam na dalszy ciąg :) Wesołych :*
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy rozdział, czekam na ciąg dalszy. ;p Wesołych Świąt. ;*
OdpowiedzUsuńTrochę się naczekałam na nową notkę, ale rozumiem, że nauka jest najważniejsza. Co do rozdziału to oczywiście jest świetny. Nie spodziewałam się, że Jack ukrywa w domu dzieci swojego brata. Czekam na ciąg dalszy. Może dowiem się co było powodem dziwnego zachowania Jacka.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt.
Że krótki, to krótki, ale super! :D Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńWESOŁYCH ŚWIĄT! :)
nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że to świetny rozdział!:) czekam niecierpliwie na kolejny!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
:)
Oczywiście że rozdział mi się spodobał. Tylko kurde, pisz dłużej... Proszę!
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze , ale troszke za malo , ale wybaczam , w koncu teraz jest taki zakrecony.okres , ze kazdy ma malo czasu. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, warto było na niego czekać.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt!
Świetnie piszesz, codziennie sprawdzam czy dodałaś nowy rozdział, chciałabym pisać tak jak ty.
OdpowiedzUsuńhttp://sluchacsercaczyrozumu.blogspot.com/
Jak zwykle świetny:-D
OdpowiedzUsuń"Jack! Gdzie schowałeś cukierki?" - hahaha, nie mogłam przestać się śmiać:) Choć ostatnio byłam przekonana, że w mieszkaniu Jacka nie ma półnagiej kobiety, to dzisiaj zwątpiłam. Zapewne to właśnie miałaś na myśli i wiesz co? - udało Ci się:)
OdpowiedzUsuńJack jako opiekunka do dzieci??? Oj, zupełnie by mi to nie przyszło do głowy. Zupełnie. Ale rzeczywiście nie tylko Cath jest po raz kolejny zaskoczona nowinkami z życia Browna. Ten facet ma więcej tajemnic niż Ameryka liczy stanów. Ciekawe jaka jest następna???
Zastanawia mnie ta nagła zmiana w zachowaniu Jacka. Jeszcze przed mieszkaniem był pewnym siebie samcem alfa, a zaraz po pojawieniu się dziewczynek zupełnie się zmienił. To zupełnie do niego nie pasuje!!! O co chodzi??? Coś mi się zdaje, że teraz to Brown będzie przepraszał Cath za swoje zachowanie. A może ma to związek z ojcem dziewczynek??? Hmm... czekam na kolejny, w którym mam nadzieję, wyjaśnisz parę spraw.
Cieplutko pozdrawiam:)
no no no, ciekawe czym on jeszcze zaskoczy? a Cath? mój boże, jakaż ona niezdecydowana.. ale wszytskie wiemy że i tak przegra tą walkę z ustami Jacka ;)
OdpowiedzUsuńJack i dzieci...No to było zaskakujące, choć taka myśl krążyła mi w głowie, przez to że ostatnio oglądałam film "Holiday"...Jeżeli wiedziałaś wiesz co mam na myśli, a jak nie to nie ważne ;) Rozdział mimo ze krótki, obfity w treść, która okazała się być niezwykle zaskakująca i ciekawa. Oczywiście rozumiem zapracowanie związane przed świętami, no bo któż tego nie przerabia? :) Z niecierpliwością czekam na kolejny. Zobaczymy teraz co zrobi Jack i jak rozwiną się myśli Cath :D POZDRAWIAM :D
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Jack chował za drzwiami jednak inną kobietę, a tu proszę... Taka niespodzianka :) Zrobiło się naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńNadal czekam, aż zdradzisz nam jakieś jego wady, póki co, to chodzący ideał i założę się, że niejedna chciałaby poznać takiego Browna ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nową część ;))
Hej :)
OdpowiedzUsuńPamiętasz jeszcze new-deal-2012.blogspot.com? aktywowałam i przeniosłam go na http://nowy-porzadek.blogspot.com/
Zapraszam :D
Stara Lira :)
PS. Czytałam ten rozdział trzy razy, ale nie skomentowałam. Przechodziłam przez, utrudniające życie, problemy techniczne :D
DAJ KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!
Wątek z dzieciakami bardzo mi się spodobał. Mary, Rose i Jamie - słodko ;) Wiemy już, że ich ojciec w jakiś sposób odszedł, ale ja nie mam pewności, czy na pewno umarł; mógł zrobić coś, co niemal skreśliło go z życia rodziny, prawda? Wcale nie wspomniałaś o żadnej śmierci, mam rację?
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie natomiast jedno. Co z matką dzieci? Może ją też straciły? Ojj...ja już mam taki ładny scenariusz...ale póki co Ci go nie podam ;p Najpierw zobaczymy, jak potoczą się sprawy i czy trójka, którą zajmował się Jack przewinie się jeszcze w kolejnych rozdziałach ;)