Jeżdżenie
rowerem do pracy z pewnością można było uznać za wspaniały pomysł. Catherine
była pewna, że ekologiczni fanatycy uścisnęli by jej dłoń, gratulując tak
genialnego rozwiązania. Sama jednak przestała tę myśl uważać za godną pochwały.
Gdy mieszkała u swoich dziadków i droga do pracy zajmowała jej dziesięć minut, poruszanie się rowerem wydawało się najsensowniejszym wyjściem. Dodatkowo,
pracując w miejskiej knajpce, jako kelnerka mogła wsiadać na rower w swoich
ulubionych jeansach niczym się nie martwiąc.
Teraz sytuacja
prezentowała się nieco inaczej. Po pierwsze, droga do pracy zajmowała znacznie
więcej czasu niżeli mogła to przewidzieć. Ciągłe zatrzymywanie się na światłach
z pewnością było dobrą lekcją dla jej cierpliwości, jednak dziewczyna wolała
takie praktyki odbywać po pracy. A jeżdżenie pod górkę i z górki, nawet po
asfalcie było wykańczające. Po drugie, podróżując rowerem w spódnicy, z pewnością
nie czuła się komfortowo. Catherine wydawało się, że każdy na nią patrzy, oceniając jej wygląd.
W końcu
znalazła się pod budynkiem redakcji, jednak jej perfekcyjny strój nie był już
taki perfekcyjny. Dziewczynie zdawało się, że cała jej twarz płonie, a poranne
układanie włosów, nie miało najmniejszego sensu. Zaczęła się zastanawiać, co
jest gorsze – podróżowanie z Lily i słuchanie tego, jak rozgryza swoje miętowe
cukierki, nieznośnie hałasując przy tym papierkami, czy wylewanie potów w drodze do pracy.
Postawiła swój
niebieski rower przy barierce, po czym przywiązała do niego linkę
zabezpieczającą i zapięła kłódkę. Szybkim ruchem zdjęła kolorowy kask, mając
nadzieję, że nikt z redakcji nie zdążył go zauważyć. Zapewne nie był on
najnowszym trendem mody.
Szybko wyjęła
z koszyka torbę i popędziła do wejścia, łudząc się, że przyjechała na tyle wcześnie, by wejść do łazienki i poprawić swój wygląd. Nigdy nie
należała do dziewcząt namiętnie sprawdzających kilka razy dziennie w lustrze,
jak się prezentują, gdyż po prostu nie czuła takiej potrzeby. Teraz jednak musiała
to zmienić i dowiedzieć się, czy naprawdę wygląda tak fatalnie, jak się czuje.
Niestety była zmuszona porzucić myśl o porannej jeździe do pracy rowerem i
wyobrażeniu, że w czasie podróży wygląda niezwykle dziewczęco, a jej ciemne
włosy lekko rozwiane przez wiatr prezentują się znakomicie.
Gdy tylko
pozbyła się rumieńców, ułożyła włosy i zmieniła wygodne baleriny na stanowczo
zbyt wysokie czółenka, przeszła do
swojego stanowiska pracy. Miała kilka minut spóźnienia, ale na jej szczęście
Lucas Green jeszcze nie zjawił się w swoim gabinecie. Zaparzyła więc kawę,
zarówno dla siebie, jak i swojego szefa i odebrała korespondencję. Jak się
okazało, miała dzisiaj znacznie więcej do zrobienia niż w pierwsze dni swojej
pracy. Jako, że Jack Brown zgodził się zainwestować w firmę swojego brata
momentalnie na pracowników redakcji czekało wiele nowych obowiązków. Można więc
powiedzieć, że Catherine trafiła do redakcji w najgorętszym okresie. Ale to jej
nie przerażało. Co więcej, cieszyła ją myśl, iż będzie miała
ręce pełne roboty i jakoś zapełni swój wolny czas. Miała również nadzieję, że
praca uratuje ją od kilku wieczorów, które miała spędzić ze swoją tymczasową
współlokatorką Lily Harrison na siłowni.
- Catherine,
błagam cię, przynieś mi kawę – niespodziewanie doszedł ją głos Lucasa, który
nagle przemknął obok niej, otwierając drzwi swojego gabinetu. – Mamy dzisiaj
urwanie głowy – dodał wzdychając.
- Już się
robi, szefie.
Dziewczyna
szybko złapała filiżankę z kawą, którą zaledwie chwilę wcześniej zaparzyła
Lucasowi, po czym przeszła za nim do gabinetu. Postawiła ją przed nim, uśmiechając się serdecznie. Była w redakcji zaledwie trzeci dzień, więc można
było uznać, że wciąż znajdowała na okresie próbnym. Właśnie dlatego starała się
wykonywać swoje obowiązki, jak najlepiej potrafiła, wiedząc, że nadal jest
obserwowana i oceniana.
- Proszę,
odwołaj moje wszystkie dzisiejsze spotkania. Przełóż je może na przyszły
tydzień. Dzisiaj musimy się zająć sporządzeniem ostatecznych poprawek do
rubryki i poprawieniem kilku dokumentów. Gdybyś odpuściła sobie dzisiejszy
lunch i zamiast tego pomogła mi w kilku kwestiach, byłbym ci niesamowicie
wdzięczny.
- Oczywiście –
oznajmiła spokojnie, zupełnie nie dając po sobie poznać, że wolałaby w czasie
wolnej godziny wyjść do pobliskiej kawiarni i coś zjeść.
- Jesteś
aniołem – powiedział z widoczną ulgą.
Catherine w
odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła, po czym wycofała się z gabinetu mając zamiar
wypełnić wszystkie polecenia. Najpierw musiała zająć się wykonaniem kilku
telefonów, co wbrew pozorom nie wyglądało tak niewinnie. Spotkania Lucasa
bowiem rozciągały się przez cały dzień, gdyż w redakcji zajmował się nie tylko
finansami, jak mówił jego tytuł, ale również po części administracją i reklamą.
Z pewnością jego wkład w tę firmę był większy niż kogokolwiek innego. Dlatego Catherine czuła się dumna, będąc jego asystentką. Wiedziała, że w tej firmie to
coś znaczy.
Po wykonaniu
ostatniego telefonu sięgnęła przez biurko, chcąc złapać teczki leżące na jego
brzegu. Musiała po raz kolejny przejrzeć umowy, które wydawały się dla Lucas
priorytetem. Tyle że w tym samym momencie niespodziewanie zadzwonił jej telefon,
strasząc ją, przez co dziewczyna niechcący strąciła dokumenty.
- Cholera - jęknęła głośno, po czym szybko złapała swoją komórkę. Zdecydowanie była jedną z tych
dziewcząt, która starała się zachowywać poprawny język. Nie tylko dlatego, że
jej babcia nie tolerowała wulgarnego słownictwa, ale przede wszystkim chodziło
o to, że każde nieco ostrzejsze słowo w jej ustach brzmiało po prostu zabawnie.
Mniej więcej tak samo niedorzecznie, jakby przeklinała pięcioletnia
dziewczynka.
- Tak,
słucham?
- Zły moment?
– Doszedł ją wesoły głos Lily Harrison.
- Lily. Stało
się coś? – Zapytała od razu, nie mając zamiaru odpowiadać na zadane pytanie.
Wiedziała, że jej odpowiedź zapewne niewiele
by zmieniła.
- Dzwonię, aby
się upewnić, czy pamiętasz o naszym wieczornym wyjściu na siłownię. Mads
twierdzi, że będziesz próbowała się z tego wykręcić. Oczywiście, powiedziałam
mu, że jest w błędzie.
Cath
westchnęła zrezygnowana, doskonale wiedząc, że teraz znacznie trudniej będzie
jej się z tego wycofać.
- Lily, dobrze
wiesz, że z chęcią bym poszła, jednak mam urwanie głowy w pracy i nie wiem, czy
zdołam się stąd wydostać o przyzwoitej porze. Mną naturalnie się nie przejmuj. Idź poćwicz sama, śmiało.
- Czyli Daniel
Mads jednak nie jest takim koszmarnym prorokiem, za jakiego go miałam. Ty
naprawdę chcesz się wykręcić.
- Nie, nie
chcę – zaprzeczyła szybko, instynktownie.
- Świetnie. W
takim razie widzimy się wieczorem. Do zobaczenia.
I tak po
prostu, rozłączyła się. Catherine z niedowierzaniem spojrzała na ekran swojego
telefonu, nadal nie mogąc uwierzyć w to, z jaką łatwością Lily osiągnęła swój
cel. Ledwo znała tę dziewczynę, a już przykleiła jej metkę największej manipulantki,
jaką widział świat.
Zła - zarówno na
siebie, jak i Lily - wstała zza biurka, by je obejść i pozbierać rozsypane
dokumenty. Uklęknęła na podłodze, już teraz postrzegając ten dzień, jako
kompletna katastrofę.
~*~
Jack
Brown z pewnością należał do mężczyzn, którzy dostają to, czego chcą. Był
jednym z najbardziej majętnych osób w Atlancie i wciąż rozszerzał swoje udziały
w wielu przedsiębiorstwach zarabiając przy tym kosmiczne sumy pieniędzy. Można
powiedzieć, że miał nosa do interesów. Zawsze wiedział, co jest warte jego
uwagi i ile powinien przeznaczyć na to swoich pieniędzy. Właśnie dlatego nie
miał pojęcia, co go podkusiło, by zainwestować w redakcję swojego brata, skoro twierdził, że nie zarobi na tym zbyt wiele. Chociaż, gdyby dłużej się nad tym zastanowić, doskonale wiedział, co go podkusiło. Lub raczej kto.
Nie
rozumiał natomiast, jakim cudem dał się tak zmanipulować. Przyszedł na ten
lunch w pełni świadomy, że będzie musiał powiedzieć swojemu bratu, iż nie ma
zamiaru przeznaczyć nawet złamanego grosza na rozbudowę jego wydawnictwa, gdyż
ma już dość bezsensownego wydawania pieniędzy na jego zwariowane pomysły. Nie
miał zamiaru wysłuchiwać żadnej z jego propozycji. Widocznie jednak los
chciał inaczej, bo przy jego stole posadził Catherine Jones – dziewczynę, która
z pewnością głęboko zaszyła się w jego pamięci. Ich przypadkowe spotkanie w barze
sprawiło, że pojawił się tam także następnego wieczoru, niby przypadkowo
zaciągając tam swojego najlepszego przyjaciela i mając nadzieję na powtórne
spotkanie z tajemniczą dziewczyną.
Był
niemal przyzwyczajony do tego, że kobiety rzucają mu się w ramiona. W Atlancie był rozpoznawaną
osobistością, głownie dlatego, że wiele hoteli, restauracji, klubów należało
właśnie do niego. Przyzwyczaił się, że kobiety próbują różnych sztuczek, by go
do siebie zwabić. Tak więc dziewczyna, która nazwała go „palantem” i odrzuciła
jego propozycję postawienia jej drinka, momentalnie wzbudziła jego
zainteresowanie.
Podczas
kolacji przyglądał jej się z wielką uwagą, chcąc ją rozszyfrować. Oczywiście,
była piękna, jednak nie w ten sposób, do którego był przyzwyczajony. Nie była
przesadnie umalowana i na pewno nie była typem kobiety,
który zazwyczaj preferował.
Wiedział, że
za jej odważnym, lekko wyzywającym spojrzeniem kryło się
coś więcej. Wciąż jednak nie mógł tego rozszyfrować. Z pewnością też nie
zamierzał się poddać. Nie bez powodu przecież z samego rana przyjechał do
redakcji swojego brata, wiedząc, że tam właśnie znajdzie dziewczynę
odpowiedzialną za jego roztargnienie.
I znalazł - klęczącą na podłodze i zbierającą rozrzucone dokumenty. Naprawdę, próbował nie
patrzeć na materiał spódniczki nieco napięty na jej pośladkach, ale to było
silniejsze od niego. Starał się odwrócić wzrok, albo podejść do niej i jej pomóc,
jak przystało na prawdziwego dżentelmena, ale jego stopy niespodziewanie wrosły
w ziemię.
Gdy dziewczyna
zaczęła podnosić się z podłogi, to szybko uniósł dłoń i zapukał w otwarte drzwi, prowadzące do niewielkiego pokoiku, w którym urzędowała.
Dziewczyna
szybkim ruchem odwróciła się w jego stronę, a gdy tylko rozpoznała stojącą w
progu postać, znieruchomiała. Widocznie musiała uświadomić sobie, że stoi tutaj
dłużej niż kilka sekund, bo na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
- Panie Brown
– powiedziała, nie kryjąc zaskoczenia jego obecnością.
- Panno Jones
– zawtórował, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Catherine
szybko odłożyła pozbierane z podłogi dokumenty na biurko, po czym założyła ręce
za plecy, jakby zastanawiając się, jak powinna zareagować na pojawienie się
tego konkretnego mężczyzny.
- Nie był pan
umówiony na spotkanie, prawda?
- Nie byłem –
przyznał bez wahania, ani na sekundę nie spuszczając z dziewczyny swojego
przenikliwego spojrzenia. Patrzył dokładnie w jej oczy, zdając sobie sprawę, że
zapamiętał je jako zielone. Teraz jednak przebijał się w nich kolor szary.
- Przyszedłem
po dokładne zestawienie finansów za ostatni rok. Muszę się upewnić w sytuacji
redakcji – kłamał jak z nut, z pewnością ciesząc się, że dziewczyna nie zauważa
jego „drobnych” oszustw.
- Chyba nie
chce się pan wycofać z inwestycji, prawda?
- Nie, skąd.
Nie przeszło mi to nawet na myśl.
Kolejne
kłamstwo.
- Jako
inwestor muszę dowiedzieć się czegoś więcej na temat nowej rubryki.
- Oczywiście.
To całkiem zrozumiałe.
- Dokładnie.
Mam więc nadzieję, że znajdzie pani wolną chwilę w czasie lunchu na wprowadzenie
mnie w ten temat.
Na twarzy
Catherine pojawił się niespodziewany uśmiech. Uśmiech sprawiający, że jej
dołeczki w policzkach się uwidoczniły. Uśmiech, który dowodził, że doskonale
wie, jaką taktykę przyjął Jack Brown.
- Przykro mi, ale
to niemożliwe. Jestem jednak pewna, że pan Green znajdzie chwilę czasu, by pana
dokładniej wprowadzić w temat inwestycji.
- A co pani
powie na dzisiejszy wieczór?
Był nieugięty.
Zdeterminowany, by sprawić, że w końcu powie tak.
- Przykro mi.
Jack Brown
mógł uwierzyć naprawdę w wiele, ale wiedział, że pannie Catherine Jones z
pewnością nie jest przykro. Co więcej, był przekonany, że dobrze się bawi, odrzucając jego propozycję.
Gdy chciał już
ponownie zaatakować, wysuwając w jej stronę kolejną propozycję, drzwi gabinetu
się otworzyły.
- Catherine,
przygotowałaś już może… - urwał, dostrzegając niespodziewanego gościa. – Panie
Brown, cóż za niespodzianka... Mogę w czymś pomóc?
- Pan Brown
jest zainteresowany rozmową o rozbudowie rubryki. Przyszedł po zestawienie
finansów za ostatni rok, by przekonać się, że naprawdę chce zainwestować w
naszą redakcję.
Jack zaczynał
żałować swoich kłamstw. Z pewnością nie przewidział, że tak to wszystko się
skończy.
- Och, tak,
oczywiście – Lucas Green ewidentnie wydawał się być niezwykle zaskoczony jego wizytą,
czego nawet nie starał się ukryć. Widocznie nie on jedyny wiedział, że takie
niespodziewane spotkania z pewnością nie są w stylu Jacka. – Zapraszam do
mojego gabinetu, panie Brown.
Podchody Pana Browna prawie doprowadziły mnie do łez. Coś widać, że będzie robił wszystko aby Catherine w końcu mu uległa. Ciekawa jestem jak do tego dojdzie i jak szybko. Liczę, że nie każesz nam za długo czekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na ciąg dalszy... :)
Uwielbiam tą ostatnią scenę ;) Catherine zyskała moje uznanie odmawiając pójścia na lunch. Niewątpliwie Jack jest przystojny i ma pieniądze ale czy on na prawdę myślał, że każda kobieta na to poleci?
OdpowiedzUsuńZ tym rowerem to faktycznie nie fajny pomysł jednak i po co dorosłej kobiecie kask? Czy na prawdę uważa, że ktoś ją niespodziewanie potrąci i rozbije sobie głowę.. chyba, że ja jestem taka nieostrożna. Rozdział świetny, przez to jak piszesz, mam kompleksy.. ale cóż nie każdy ma tyle talentu co Ty. Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam. ;]
świetny ! piszesz w taki sposob ze z kazdym rodzialem chce wiecej i wiecej ! :D z niecierpliwościa czekam na kolejny <3 @Chealsy16
OdpowiedzUsuńTo się Jack zdziwił ;) Pewnie bardzo rzadko, co zresztą w sumie sam przyznał, ktokolwiek czegokolwiek mu odmawia. A tu pojawia się taka Catherine, która traktuje go obojętnie i z dystansem. W ogóle ta scena z jego i Catherine udziałem - po prostu świetna.
OdpowiedzUsuńNo i wyjaśniło się, że rzeczywiście zainwestował w redakcję tylko z powodu Catherine. Swoją drogą ciekawy sposób na próbę bliższego poznania.
Rozdział naprawdę bardzo mi się podobał :)
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo dobrze zrobiła:) Tylko chyba musi sobie znaleźć inny środek lokomocji...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dalszego ciągu... Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej niż mogę się tego spodziewać:)
Biedny Jack, zła Catherine. To, żeby taki facet się marnował, to grzech no! Ten akcent z rowerem na samym początku, fajnie wprowadził mnie do rozdziału.
OdpowiedzUsuń" Niestety była zmuszona porzucić myśl o porannej jeździe do pracy rowerem i wyobrażeniu, że w czasie podróży wygląda niezwykle dziewczęco, a jej ciemne włosy lekko rozwiane przez wiatr prezentują się znakomicie." - dokładnie tak samo kiedyś myślałam, lecz szybko się z tego na szczęście wycofałam xd
Co ja mogę powiedzieć? No czekam na kolejne zaloty Greena ;)
Pozdrawiam :D
świetny blog:)))
OdpowiedzUsuńbd regularnie czytać kolejne notki :D
pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na więcej :*
Hm, a ja byłam przekonana, że Catherine się złamie i wreszcie przyjmie propozycję Jacka ;) Moja sympatia do niej wzrosła, podobnie jak zainteresowanie pana Browna, bo to stało się z pewnością. Swoją drogą napięcie, które powstaje pomiędzy tym dwojgiem jest wręcz namacalne. Teraz, odkąd Jack nawiązał współpracę ze swoim bratem, będzie mógł widywać Cath bardzo często, ilekroć najdzie go taka ochota. Wydaje mi się, iż pomimo upartości dziewczyna prędzej czy później ulegnie panu Tajemniczemu, z łatwością potrafię go sobie wyobrazić i nie wydaje mi się, aby kobiety mu ulegały tylko ze względu na status ;D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Czekam na ciąg dalszy ;)
Widzę, że zainteresowanie Catherine Jackem rośnie. Ciekawa jestem kiedy Cath się złamie i się z nim umówi. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowa notka :)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam na nowy rozdział http://strazniczkajasmine.blog.pl/
świetnie piszesz. Masz na prawdę ciekawe pomysły...czekam na nową notkę :)
OdpowiedzUsuńchciałabym serdecznie zaprosić na mojego nie dawno powstałego bloga, o burzliwej miłości rodziców Harry'ego Pottera.
http://w-milosci-kazdy-krok-ma-znaczenie.blogspot.com/
Catherine się nie złamała? Jestem w lekkim szoku, biednyś ty Jack.
OdpowiedzUsuńAle uważam, że im dłużej będzie coś takiego, tym lepsze napięcie, a im lepsze napięcie tym lepszy związek, o!
Czytając twoje opowiadanie czuję się, jak dziecko, które nie umie pisać.
Pozdrawiam <3
[trzymaj-mnie.blogspot.com]
Podoba mi się ;) Cieszę się, że Cath przynajmniej wydaje się być nieugięta. Zdecydowanie bardziej wolę tzw. podchody. Nie lubię, gdy bohaterowie padają sobie od razu w ramiona. No i po raz kolejny muszę pochwalić Twój styl pisania i talent do tego co robisz, kochana ;** Chociaż nie jestem pewna, czy już to zrobiłam ^^
OdpowiedzUsuńNie mam się do czego przyczepić -,- Ciesz się, heh ;)
Jeju cudowne. Lubię Catherine, jest taka nieugięta. Ciekawe jak długo. Masz talent, tylko zazdrościć
OdpowiedzUsuń