Przeprowadzki
bywają strasznie męczące. Nawet wtedy, gdy jedynie pomagasz zapakować kilka
rzeczy swojego przyjaciela do przygotowanych pudeł, nie musząc przy tym
wychodzić z domu.
Wiadomość,
że Catherine będzie pełnoprawnym współlokatorem, a nie przybłędą śpiącą na
kanapie w salonie dotarła do dziewczyny w lekko opóźnionym tempie. Dopiero po
kilku dniach zrozumiała, że to dzieje się naprawdę i w końcu będzie miała w
nowym mieście swój ciepły kąt.
Gdy
tylko Dan spakował swoje rzeczy i oficjalnie wyniósł się z mieszkania,
oczywiście uprzednio pożegnany na trzyosobowej imprezie, Catherine przeniosła
swoje rzeczy do jego byłego pokoju. Bez wątpienia jednak pomieszczenie
potrzebowało kilku rzeczy, by wyglądać na zamieszkane. Tak więc, Jones obiecała
sobie, że w najbliższej wolnej chwili zabierze swoją zwariowaną współlokatorkę
i pójdzie z nią na zakupy, by zaopatrzyć swój nowy pokój w kilka ważnych
drobiazgów.
Zanim
jednak nastąpi ten czas, pierwszą ważną rzeczą do zrobienia była długa
relaksująca kąpiel. Jako, że Catherine przez ostatnie dni swojego życia, nie
miała wielu rozrywek, kąpiel wydawała się wspaniałym, niemalże ekscytującym
przeżyciem. Leżała w wannie zdecydowanie ponad godzinę z słuchawkami w uszach
próbując się zrelaksować i nie myśleć o niczym. Jak wiadomo, „myślenie o
niczym”, gdy tego bardzo chcemy nigdy nie wychodzi. Tak więc, już chwilę
później była pogrążona w rozmyślaniu o Jacku Brownie i jego dziwnym zachowaniu,
kiedy kilka dni temu weszła do jego mieszkania zaproszona przez dwie urocze
dziewczynki będące jego bratanicami. Mężczyzna nie odzywał się do niej od
tamtego czasu, a ona nie była pewna, w którym momencie popełniła błąd.
Oczywiście, wcześniej dawał jej wyraźne sygnały, że wolałby gdyby zostali na
korytarzu, przecież w końcu z wiadomych przyczyn nie miał zamiaru wpuścić jej
do środka. Ale czy wejście do mieszkania naprawdę było takie złe? Mogła jedynie
przypuszczać, że chodziło o coś innego. Tylko o co?
Zdając
sobie sprawę, że poszła za daleko w swoich rozmyślaniach „o niczym” wyszła z
wanny. Marzenia o chwili spokoju nie zostały spełnione.
Po
wykonaniu wszystkich upiększających wieczornych czynności wyszła z łazienki,
ubrana już w swoją ulubioną kolorową piżamkę - krótkie wygodne szorty i bluzkę
na ramiączka. Teraz nie pozostawało jej nic innego, jak czekać na Lily, która
wróci ze swojej pracy uprzednio kupując dla nich kolacje. W obecnej chwili mogła
jedynie wybrać film, który razem obejrzą. W głębokim zastanowieniu podeszła do
swojego telefonu, zdając sobie sprawę, że ma dokładnie dziesięć nieodebranych
połączeń.
Wszystkie
od Jacka Browna.
Mimowolnie
prychnęła. Po trzech dniach milczenia nagle postanowił do niej zadzwonić?
Dziesięć razy? Do tej pory myślała, że tylko kobiety mają takie zapędy.
Oczywiście,
zaczęła się zastanawiać, co powinna z tym zrobić. Zagubiona gdzieś pomiędzy
myślą, o zignorowaniu tych telefonów, a natychmiastowym oddzwonieniu usłyszała
pukanie do drzwi.
Przeklinając
Lily, że znów zapomniała kluczy podbiegła do drzwi i szybko je otworzyła. Jakże
była zdziwiona, gdy przed nią nie stała uśmiechnięta czarnowłosa
współlokatorka, a wysoki, postawny mężczyzna, którego twarz nie zdradzała
żadnych emocji.
-
Jack? Co ty tutaj robisz?
-
Nie odbierałaś moich telefonów – odpowiedział od razu. – Zaczynałem się
martwić.
Catherine
zmarszczyła nosek próbując udawać, że ostatnie zdanie w ogóle nie zrobiło na
niej nawet najmniejszego wrażenia.
-
Jak widzisz, ze mną wszystko w porządku.
Oczywiście,
mogła się postarać, by ta rozmowa przyjęła bardziej przyjacielską formę. Tylko
po co? Przecież to on ostatnio zachowywał się, jak palant.
-
Wpuścisz mnie do środka? – zapytał patrząc na nią wyczekująco.
Catherine
musiała przyznać, że przez chwilę rozważała myśl, by zatrzymać go na korytarzu,
tak jak on ostatnio to zrobił, jednak stwierdziła, że byłoby to zbyt dziecinne
zachowania. A przecież ona była dojrzałą kobietą nie grającą w takie durne
gierki, prawda?
Otworzyła
szerzej drzwi, gestem ręki zapraszając go do środka. W tym samym momencie
również zdała sobie sprawę, że Jack po raz pierwszy przekroczył próg jej
mieszkania. Mieszkania, które nawet w dziesięciu procentach nie przypominało
wnętrza jego domu. Dziewczyna w duchu zaczęła się modlić, by nigdzie nie leżały
porozrzucane ciuchy, czy żadne brudne naczynia.
-
Dlaczego nie odbierałaś telefonu? – zapytał, gdy prowadziła go w stronę
niewielkiej kuchni.
-
Kąpałam się i nie słyszałam telefonu – wyjaśniła szybko. Próbując uciec od
przeszywającego ją na wylot wzroku Jacka, spojrzała na swoje stopy. W tym
momencie zdała sobie również sprawę, że ma na sobie skąpą kolorową piżamkę w
misie, podczas gdy Brown, jak zwykle prezentuje się świetnie w swoim szytym na
miarę garniturze. Czy mogła wypaść gorzej? Być może rozważałaby tę myśl, gdyby
wzrok Jacka nie był taki łakomy. Widocznie skąpe ciuszki przypadły mu do gustu.
Szkoda tylko, że nie była to seksowna bielizna, a nie piżamka w misie. Zapewne
wyglądała teraz, jak jego najmłodsza bratanica kładąca się spać.
-
Nie mogłaś oddzwonić? – zapytał, po czym spojrzał jej w oczy, w końcu odrywając
wzrok od jej ciała. I dobrze, bo zaczynało jej się robić gorąco, od mocy tego
spojrzenia.
-
Kiedy już miałam zamiar to zrobić, przeszkodziłeś mi – odpowiedziała z
zarzutem, jakby wizyta mężczyzny w ogóle jej nie cieszyła. – Rozumiem, że masz
coś ważnego do powiedzenia skoro się tu pojawiłeś.
Jack
zmarszczył brwi po raz kolejny obdarzając ją uważnym spojrzeniem.
-
Herbaty? – zapytała starając się wyglądać na niewzruszoną.
-
Nie dziękuję.
-
A ja chętnie.
Szybkim
krokiem podeszła do szafki, by wyjąć z niej kubek. Nim jednak zdążyła cokolwiek
zrobić silne ręce Jacka złapały ją w pułapkę. Nachylił się nad nią przysuwając
swoją twarz do jej ucha.
-
Wiem, że oczekujesz przeprosin, ale prawdę mówiąc, nie uważam, żebym zrobił coś
złego. Czyżby poznanie rodziny tej drugiej osoby nie było jakiegoś rodzaju
poważnym krokiem w związku? Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie
tworzymy związku. Ściślej mówiąc,
jestem pewien, że nie chcesz się w nic angażować. Zresztą, to ty uciekłaś z mojego
łóżka, nim zdążyło się coś wydarzyć.
Z
pewnością nie były to słowa, jakie Catherine chciała usłyszeć, jednak to nie
miało znaczenia. By być bardziej dokładnym, nie miało znaczenia w momencie, gdy
on nachylał się nad nią, wypowiadając te słowa wprost do jej ucha tym niskim,
męskim lekko zachrypniętym głosem. Musiał wiedzieć, jak na nią działa. Ale
jeśli nie wiedział, miał szanse się o tym przekonać lada moment, gdyż Catherine
niczym zahipnotyzowana odchyliła głowę do tyłu opierając o jego twarde ciało.
Być
może był to wystarczający sygnał, by rozpocząć grę, gdyż Jack przesunął swoje
ręce, które dotąd opierał na blacie szafki kuchennej na biodra dziewczyny.
Natomiast, co ważniejsze, jego usta złożyły delikatny pocałunek na jej szyi.
Kto by pomyślał, że będzie to wystarczający ruch, by rozpalić Jones.
Porzucając
jakiekolwiek zahamowania Cath oparła się całym ciałem o Jacka, pragnąc więcej.
I dostała więcej.
Jack
szybko odwrócił ciało dziewczyny tak, że ich twarze znajdowały się teraz
naprzeciwko siebie. Chyba nie istniała siła, która mogłaby ich powstrzymać
przed następnym krokiem. A już z pewnością sami nie mieli w sobie takiej siły,
może nawet nie chcieli mieć. W ułamku sekundy ich usta spotkały się w gorącym,
pełnym pasji pocałunku. Pocałunku, który momentalnie rozpalił ich ciała.
W
tym mężczyźnie było coś, co odbierało jej zdolność logicznego myślenia. Nie
mogła sklecić żadnej jednej, mniej lub bardziej rozsądnej myśli. Mogła tylko
czuć. Oczywiście, wiedziała, że Jack Brown nie jest mężczyzną dla niej, że nie
powinna tego robić, jednak, kto mógłby ją przed tym teraz powstrzymać?
Zarzuciła
mu dłonie na szyję, chcąc dać z siebie wszystko w tym pocałunku. Brown zmysłowo
wsunął język do jej ust rozpoczynając nim namiętny taniec, który rozpalił ją
jeszcze bardziej. Myślała już, że nie istnieje nic bardziej rozkosznego, gdy
nagle Jack położył dłonie na jej pośladkach, po czym mocno ścisnął. Władczo
uniósł ją do góry sadzając na blacie kuchennym. Przesunął dłońmi po nagiej
skórze ud zatrzymując je na zgięciu, by jednym gwałtownym ruchem znaczniej
rozsunąć jej nogi, stając pomiędzy nimi. Jej rozpalone łono był teraz
przyciśnięte do jego pasa.
Jęknęła.
Jej ciało pulsowało gorącem, gdy przypomniała sobie przedzierający się między
wargami jego cudowny język. Nieokiełznany. Lubieżny. Rozkoszny. Był niczym złodziej,
bo okradł ją z woli, jakiejkolwiek chęci oporu. Teraz była gotowa zrobić dla
niego wszystko, chociażby miała żałować tej decyzji do końca życia.
Szybkim
ruchem zsunęła z jego ramion czarną marynarkę, dając kolejny znak, że jest
gotowa. Jej drobne dłonie szybko poszybowały w stronę guzików jego koszuli, a
Cath przeklinała w duchu, że muszą być taki małe. Jakżeby producenci ułatwili ludziom
sprawę, gdyby produkowali koszule na rzepy. Być może nie byłyby tak gustowne,
jednak kto nie ucieszyłby się z szybszego ich zdejmowania?
Odsunęli
się od siebie tylko na chwilę, by zaczerpnąć oddechu.
-
Sypialnia – rozkazał Jack bardziej zachrypniętym głosem niż zawsze, co
zdecydowanie w większym natężeniu rozgrzało Catherine. Znowu patrzył na nią tym
rozpalonym wzrokiem. Gorącym, drapieżnym, męskim spojrzeniem, które sprawiło,
że chciała uciekać, biec jak najdalej od niego i równocześnie w świadectwie
poddania rzucić mu się do stóp.
-
Nie – jęknęła niezadowolona, że przerwał pocałunek. Nie miała zamiaru czekać
chociażby jeszcze tych kilku sekund, aż przeniosą się do innego pokoju, co to,
to nie. – Możemy zostać tutaj.
Łobuzerski
uśmiech, który tak uwielbiała pokazał się na jego przystojnej twarzy. Gdyby
tego było za mało, jego dłoń przesunęła się w górę, by w następnej sekundzie
spocząć na jej piersi, bawiąc się nią.
Co
też miała zrobić? A tak, koszula.
Gdy
tylko powróciła do rozpinania guzików, Jack przesunął się z pocałunkami na jej
szyję, zjeżdżając coraz niżej i niżej, dążąc do jej dekoltu. Nie mogła
powiedzieć, że jej się to nie podoba. I z pewnością cichy jęk, też za nią tego
nie mówił.
Po
zdecydowanie zbyt długiej chwili, jaką poświęciła na rozpinanie guzików,
koszula Jacka w końcu leżała na ziemię. Brown stał przed nią już tylko w
spodniach. Ale nim sięgnęła do paska, by zacząć go rozpinać przesunęła dłońmi
po idealnej, rozgrzanej klatce piersiowej.
Wszystkie
jej zmysły były w stanie gotowości, dlatego nawet najdelikatniejszy dotyk,
najlżejszy oddech na rozpalonej skórze doprowadzał ją do szaleństwa. Jęknęła
wprost do jego ust, mając nadzieję, że zaraz przyjdzie moment uwolnienia tej
lawiny intensywnych uczuć.
Gdy
Jack zaczął podciągać jej kolorową koszulkę od piżamy do góry zdarzyło się coś,
czego żadne z nich nie mogło przewidzieć.
-
Catherine, wróciłam!
Głos
Lily był ostatnią rzeczą, którą Catherine chciała usłyszeć.
Co
więcej, rozdzielił ich momentalnie, gdyż ręce Catherine spoczywające dotąd na
jego rozgrzanej klatce piersiowej instynktownie odepchnęły Browna. Mężczyzna
widocznie kompletnie się tego nie spodziewał, gdyż sekundę później stał o krok
od dziewczyny.
Cath
zeskoczyła z blatu szafki kuchennej. Jej oczy zdradzały ogromną panikę. O mały
włos nie kochała się z Jackiem Brownem w kuchni, zupełnie zapominając, że nie
jest jedyną mieszkającą tu osobą.
-
Zgadnij… - W momencie, gdy Lily weszła do kuchni, jej głos ucichł.
Harrison
otworzyła szeroko buzię, a jej spojrzenie spoczęło na dwójce niedoszłych
kochanków.
-
Cholera.
Po
raz pierwszy od momentu, kiedy Catherine poznała Lily dziewczynę naprawdę
zatkało.
Chwila
wahania obu pań wystarczyła, by Jack poniósł swoją koszulkę i szybko zarzucił
ją na siebie. Catherine w międzyczasie także poprawiła swoją piżamkę, która
niebezpiecznie się podwinęła.
-
Dobry wieczór. Lily, prawda? – Jako pierwszy odezwał się Jack.
Dziewczyna
pokiwała głową.
-
Słynny Jack Brown – odparła zaczepnie. - Miło cię znowu spotkać.
Catherine
przystanęła z nogi na nogę zupełnie nie wiedząc, jak powinna w takiej sytuacji
się zachować. Do tej pory mieszkała z dziadkami, więc nie zwykła wplątywać się
podobne sytuacje.
-
Wybacz, my… - urwała. – To znaczy, on… Właściwie, ja…
-
Przyjechałem po Catherine – wtrącił Jack. – Mieliśmy razem jechać na otwarcie
pewnej galerii. Sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli.
-
Właśnie widzę – odparła Lily, a na jej twarzy malował się promienny uśmiech. –
Nie będę wam przeszkadzać.
I
chwilę później już jej ni było.
-
Chyba jednak należało wybrać sypialnię – powiedział Jack, a jego głos wydawał
się brzmieć naturalnie, jakby mówił coś na temat pogody. Jakby przed chwilą nie
byli o krok od uprawiania gorącego seksu na blacie kuchennym.
-
Galerii? Mogłeś wymyślić coś bardziej wiarygodnego – prychnęła Catherine, nie
mając zamiaru rozprawiać nad błędem, jakim było wybranie pomieszczenia. Albo wręcz
przeciwnie, może to nie był błąd?
-
Właściwie, taki był plan. To dlatego do ciebie dzwoniłem.
Uniosła
brwi nie do końca pewna, czy dobrze usłyszała.
-
Masz trzydzieści minut – powiedział Jack, mimochodem spoglądając na zegarek. –
Lepiej wciągnij na siebie jakąś kieckę i popraw fryzurę. Chyba, że wolisz,
żebyśmy wrócili do tego, co przerwała nam twoja koleżanka…
Gdyby
rozmawiali przez telefon powiedziałaby stanowczo, że nie ma zamiaru nigdzie z
nim wychodzić. Wymyśliłaby pierwszą lepszą wymówkę pozostając tego wieczoru na
kanapie przed telewizorem, jedząc chińszczyznę. Teraz jednak Brown stał przed
nią, a jego oczy wyraźnie mówiły, że nie żartuje. Jako, że Catherine nie miała
zamiaru uprawiać z nim seksu podczas gdy Lily przebywała w pokoju obok, miała
tylko jedno wyjście.
-
Zaraz będę gotowa.
~*~
Do
tej pory Catherine nie miała okazji bywać na żadnych tego typu przyjęciach.
Otwarcia nowych przedsięwzięć w Atlancie były jednak wydarzeniem, które
przyciągało tłum. A już z pewnością przyciągało najważniejsze osobistości tego
miasta. Dlaczego więc miałoby na nich zabraknąć Jacka Browna?
-
Dlaczego mnie tu zabrałeś? – zapytała Cath rozglądając się po pomieszczeniu.
Ludzie
zebrani w niewielkie grupki podziwiali prace sącząc szampana z kieliszków i
śmiejąc się z opowiadanych przez swoich towarzyszy żartów, zaś niektórzy w
pełnym skupieniu podziwiali sztukę nie mając zamiaru rozpraszać się
towarzystwem. Jones nie miała pojęcia, co Jack Brown widział w tym przyjęciu i
przede wszystkim, dlaczego ją tutaj zabrał. Nie żeby była niezadowolona z jego
towarzystwa, jednak była typem domatorki. Ciepłe kapcie, wygodne ciuchy i dobre
jedzenie było wszystkim, co dotychczas budowało wspaniale spędzony wieczór.
-
Sam zanudziłbym się tutaj na śmierć – odpowiedział posyłając jej szeroki
uśmiech.
-
Oczywiście. Miałeś nadzieję, że po raz drugi na jakimś przyjęciu uda ci się
zaciągnąć mnie gdzieś na bok i... Nic z tego, Brown.
-
Teraz tak mówisz.
Prychnęła.
-
Marzyć każdy może – oznajmiła, próbując nie dać po sobie poznać, że ten pomysł
w istocie nawet jej się spodobał.
-
Musisz przyznać, że to dobre marzenia. Zdecydowanie poprawiają mój nudny dzień
w pracy.
Catherine
pokręciła głową z dezaprobatą zachowując poważną minę, kiedy w środku cała płonęła.
Dobry Boże, ten mężczyzna właśnie przyznał, że myśli o niej w pracy. Jak teraz
miała stać obok niego spokojnie bez rozmyślania na temat tego, co mogli robić,
gdyby tylko wymknęli się z tego przyjęcia? Nie dość, że i tak było jej trudno
przebywać obok niego i nie myśleć o tym, co wydarzyło się w kuchni, nie myśleć
o jego ustach, jego dłoniach na jej rozpalonej skórze. Dlaczego musiał jeszcze
dokładać do tego wzmiankę, że rozmyśla o niej?
-
Co myślisz o tym obrazie? – zapytała wskazując głową w odpowiednie miejsce.
Jakby nie było, przyszli tu by podziwiać sztukę. Musiała więc zmienić temat
rozmowy.
-
Ładny.
-
„Ładny”? – prychnęła. – Nie przychodzę często na takie wydarzenia, panie Brown,
ale jestem pewna, że większość z tych ludzi byłaby oburzonych tak mało rozbudowaną
opinią.
Oboje
odwrócili się w stronę obrazu, by dokładniej mu się przyjrzeć.
-
Co tak właściwie ten obraz przedstawia? – zapytała po chwili Catherine, zdając
sobie sprawę, że jej wyobraźnia nie jest na tyle rozbudowana, by to
rozszyfrować.
-
Nie mam pojęcia – odpowiedział Jack.
Oboje
wybuchli śmiechem. Śmiechem, który kompletnie rozluźnił atmosferę sprawiając,
że dopiero teraz poczuli się tak naprawdę komfortowo po wcześniejszym wybuchu
namiętności.
Niestety
najwyraźniej dzisiejszy dzień nie był odpowiedni, by cieszyć się swoim
wzajemnym towarzystwem, gdyż niespodziewanie podeszła do nich szczupła kobieta,
z lekko zaskoczonym wyrazem twarzy.
-
Jack? – zwróciła się do mężczyzny i tym samym odwracając jego uwagę od
Catherine. – Nie spodziewałabym się ciebie tutaj zobaczyć. Cóż za
niespodzianka!
Ku
zaskoczeniu Jones, Jack nie wydawał się być tak samo beztroski, jak nowo
przybyła kobieta, gdyż niemalże niewidzialnie zesztywniał.
-
Michelle – zbliżył się do kobiety lekko całując nadstawiony przez nią policzek.
– Nie miałem pojęcia, że wróciłaś już do miasta.
Machnęła
lekceważąco ręką.
-
Musiałam się zająć kilkoma sprawami. Moja matka potrafi być nieznośna, gdy
czegoś naprawdę chcę. Ale to chyba wiesz – dodała ze szczerym uśmiechem.
Catherine
przez ułamek sekundy poczuła ukłucie w sercu. Michelle była cudowna. Blond
włosy upięte w wysokiego koka odsłaniały jej długą szyję. Szczupłe i długie
nogi były idealnie wyeksponowane przez
czarną, zdecydowanie za drogą sukienkę, a srebrna biżuteria dodawała jej
charakteru. Była przepiękną kobietą i z pewnością miała powodzenie u mężczyzn.
-
Jak nikt inny – odpowiedział Jack z uśmiechem. Uśmiechem, który nie sięgał jego
oczu. Choć, co nie umknęło uwadze Catherine, Brown najwyraźniej starał się
przywołać szczery uśmiech na twarz.
-
Gdzie moje maniery? – powiedział po chwili. – Michelle, proszę, poznaj moją
znajomą. To Catherine Jones. Catherine od niedawna pracuje u Nathana – wyjaśnił
szybko. – Catherine, to jest Michelle Ander, moja…
Michelle
zaśmiała się radośnie.
-
Daj spokój, Jack – powiedziała szturchając go zaczepnie, po czym zwróciła się
do Catherine wyciągając w jej stronę rękę. – Jego była żona.
Jones
ujęła rękę kobiety starając się ukryć zdezorientowanie. Jednak z pewnością jej
twarz zdradzała zaskoczenie. Jakże miałaby nie zdradzać?
-
Miło mi cię poznać, Michelle – powiedziała, starając się trzymać prosto na
nogach, choć te z pewnością odmawiały jej posłuszeństwa.
Zdecydowanie
to nie był jej szczęśliwy dzień.
Hmm... jakby tak patrzeć ogółem, to wszystko fajnie. Jednak w porównaniu do poprzednich rozdziałów, ten był strasznie... przewidywalny. Wejście Lily podczas igraszek Cath i Jack'a i Michelle jako była żona - to wszystko było do przewidzenia. Fajnie, że Cath powoli ulega urokowi Jack'a (wreszcie:)) i wszystko zmierza w lepszym kierunku, ale przyzwyczaiłaś mnie do tego, że kończąc czytanie, nie wiedziałam co powiedzieć. Dziś poczułam niedosyt, taki tyci-tyci ale zawsze. Liczyłam na trochę więcej.
OdpowiedzUsuńTak więc pozostaje mi cierpliwie czekać na kolejny rozdział, z nadzieją że czymś zaskoczysz.
Cieplutko pozdrawiam :)
Ja też liczyłam na troszkę wiecej, teraz znowu odliczam dni do kolejnego rozdziału? Czemu mi to robisz?
OdpowiedzUsuńfajny rozdział, pełen hmmm nie wiem jak to nazwać. ;d ale cieszę się, że coś się dzieje z tymi dwojga. ;p czekam na następny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńuuuu była żona....to Jack jest po rozwodzie...Catherine bd załamana i zdezorientowana a przede wszystkim bd zazdrosna i bd bała się że nadal Jacka łączy coś z tą pożal się boże blondyną...;/
OdpowiedzUsuńale jak zwykle świetny rozdział :)))))))
No nie mogę! To on jest po rozwodzie?! No zabiłaś we mnie pewne pokłady uwielbienia, w kwestii osoby Jack'a. Cath się załamie ._.
OdpowiedzUsuńWkręciłam się na max'a przy tej scenie w kuchni. Spodziewałam się, że Lily wbije w nieodpowiednim momencie, lecz gdyby tak się nie stało, opowiadanie straciłoby swój urok, prawda?
Ehhh. Czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam ;D
U mnie NN :D
OdpowiedzUsuńnowy-porzadek.blogspot.com
Zainwestuj w Spamownik ;)
Yey, yey, yey...Nie umiem się wypowiadać, szczególnie jeżeli jest już tak późno...w sumie 22 nie jest zaawansowana, ale czasem...Mniejsza. Rozdział był jeednym słowem WOW, a żeby wypowiedzieć się trochę mniej zwięźle, to potrzebuję chwili zastanowienia. No cóż. Już od pierwszego słowa odcinek wciąga, a potem jest już tylko lepiej. Czytam twoje opowiadanie z wielką chęcią i ubustwiam chwile kiedy po męczącym dniu, mogę wejść na bloggera i przekonać się że pojawił się nowy rozdział! w każdym razie czekam jak zwykle z niecierpliwością na next i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDorzuciłaś do pieca :P
OdpowiedzUsuńJest po 2.00 w nocy, a ja czytam twoje opowiadanie :) Między Jackiem a Catherine robi się coraz bardziej gorąco. Kurczę nie wiedziałam, że Jack miał żonę. Ciekawe co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńjestem zaskoczona, że ta szybko mu (prawie) uległa. No i ta jego była żona - niezły obrót sprawy!!! Super!! :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle kończę czytać rozdział i mam otwarta buzię ze zdziwienia. Kapitalny !
OdpowiedzUsuńcoż za przerwanie akcji...ja wiem, ze przyjemnośc, na która się czeka, smakuje bardziej, ale god dammed! w takim momencie...
OdpowiedzUsuńja myślę że żona okaze się w porządku, choć zwykle byłe zony umieją namieszać ;) czekam niecierpliwie....
K.
Wybrałabym sypialnię i kontynuację, niż galerię :P
OdpowiedzUsuńO kurcze... Nie spodziewałam się tego, że Jack może być rozwodnikiem. Ciekawa jestem reakcji Catherine na tą wiadomość. Czy wygarnie mu to, że nie przyznał jej się do tego? ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny:-D nie mogę doczekać się następnego:-D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już wcześniej, ale dopiero teraz znalazłam chwilę, by skomentować :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, chyba nikt nie ma wątpliwości :)
Nie spodziewałam się jednak, że Catherine tak szybko ulegnie Jackowi. Może to i lepiej, że Lily w porę im przerwała.
Brown jest po rozwodzie? O, tego się nie spodziewałam. Podejrzewam, że Pani Michelle Ander jeszcze nieźle namiesza, a już z pewnością nie przyczyni się do umocnienia relacji Jacka i Cath.
Czekam na więcej :)
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
super rozdział ;D kiedy następny?
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej, ale ostatnio miałam trochę problemów ze zdrowiem, więc nie zdołałam go jeszcze napisać. Podejrzewam, że lada dzień już się pojawi. ;)
UsuńPozdrawiam!
jest świetnie. Czytając to mam wrażenie ze czytam dobra Książke o miłości z dobra dawka humoru. Cudenko. Oby takich wiecej;)
Usuńile właściwie Jack ma lat? O ile się nie mylę nic nie wspomialas o wielu Pana Browna :) to dlatego nazwano go 'Panem Tajemniczym'?
OdpowiedzUsuńBardzo proszę o kontynuację, bo nie mogę się doczekać i ciekawość mnie zjada! :) Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. Na pewno będę czytać.
OdpowiedzUsuńNo, no, no...przeszłaś samą siebie, kochana. Czytając "gorącą scenę na kuchennym blacie" czekałam tylko, aż usłyszę, a raczej przeczytam "- Catherine, wróciłam!" Bezcenne ^^ Cieszę się jednak, ze nie wylądowali w łóżku. Akcja rozwinęłaby się zbyt szybko, a z pewnością nie o to Ci chodzi.
OdpowiedzUsuńByła żona Browna? Upss...on chyba nie był zbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji, a Cath chyba nie czuła się zbyt komfortowo...zresztą, kto by się czuł? Poznać byłą żonę mężczyzny, z którym chwilę temu prawie się kochało na blacie, w kuchni? Cokolwiek traumatyczne przeżycie.
No nic, lecę dalej ;)