-
Jak pomarańcza – powiedziała Catherine, przechylając głowę na jedną stronę.
Dziewczyna
wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze z wielkim zrezygnowaniem, zdając sobie
sprawę, że od jej marnego losu nie ma już ucieczki. Żałowała, że nie wymyśliła
jakiejś dobrej wymówki, gdyż zamiast sterczeć tutaj mogłaby teraz siedzieć za
swoim biurkiem i parzyć dla Greena kawę. A raczej, biorąc pod uwagę, że była
sobota, spędzałaby czas z Lily. Mogłaby się nawet poświęcić i iść na siłownię,
byleby tylko teleportować się z powrotem do Atlanty.
-
Nie, jest gorzej – powiedziała po chwili. – Wyglądam jak wielka dynia. Tyle, że
do Halloween jeszcze daleko.
Jack
patrzył na Cath z udawaną powagą. Przez cały ten czas próbował trzymać swój
humor w rydzach i nie roześmiać się w momencie, kiedy Catherine zdawała się
przeżywać największy modowy koszmar swojego życia.
-
Do tej pory myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, bo przecież
ludzie nie mają tak okropnych gustów, by kupić druhnom tiulowe, bufiaste,
obleśne, pomarańczowe sukienki. Myliłam się.
Jack
darował sobie jakiekolwiek uwagi, marząc, by Catherine powróciła do żywych i
zeszła na dół, gdzie czekała na nią już babcia z dziadkiem. W końcu mieli razem
iść do kościoła, który znajdował się zaledwie pięć minut drogi od ich domu.
-
Kiedyś kochałam tiul. Zawsze chciałam wyglądać jak mała baletnica w swojej
różowej ślicznej spódniczce – powiedziała rozmarzona. - Ale tamte sukienki były
skromne i nie dodawały im dziesięciu kilogramów – dodała ze złością.
Przynajmniej nie mówiła już tym smutnym, pogrzebowym głosem.
-
Catherine – zaczął Jack rozzłoszczony – przestań rozpaczać i zabierz swoje
cudne cztery litery z tego pokoju i chodźmy w końcu na ten cholerny ślub.
Cath
odwróciła się do Jack’a otwierając szeroko buzię, zaskoczona jego brakiem
współczucia dla jej tragedii.
-
Nie!
-
A właśnie, że pójdziesz. Albo o własnych siłach, albo cię tam zaniosę.
-
Nie ośmielisz się!
Oczywiście,
dziadek zawsze powtarzał Catherine, by nie wywoływać wilka z lasu, czy nie
drażnić lwa, ale najwyraźniej Cath zaślepiona blaskiem pomarańczowej sukienki
zapomniała o tych ważnych radach i powiedziała kilka słów za dużo.
„Nie
ośmielisz się” zabrzmiało niczym wyzwanie, dlatego zaledwie chwilę później
Catherine została przerzucona przez ramię i w ten sposób sprowadzona na dół,
gdzie czekała Larissa z Williamem. Brown ze stoickim spokojem ignorował jej
piski, czy wszelkie groźby, które – biorąc pod uwagę położenie dziewczyny –
brzmiały po prostu śmiesznie.
-
Możemy iść – powiedział Jack, uśmiechając się ciepło do dziadków.
~*~
Ślub.
Catherine zawsze myślała o tym wydarzeniu, jak o czymś niezmiernie pięknym i
szczęśliwym. Oczywiście jej nie dotyczącym, jednak wciąż cudownym. Nie była
wielkim zwolennikiem białych sukien i marsza weselnego, ale potrafiła
zrozumieć, dlaczego kobiety są tym wszystkim zachwycone. Każdy ślub miał
przecież swój ogromny urok. A przynajmniej tak wydawało się Catherine dopóki
nie zobaczyła tandetnie ozdobionego kościoła i pozostałych druhen ubranych w
równie paskudne pomarańczowe sukienki, co ona. Miała jedynie nadzieję, że
miejsce, gdzie miało odbywać się wesele będzie znacznie skromniej ozdobione, bo
być może Amy swoją całą uwagę skupiła na kościele.
-
Odpręż się – powiedział Jack, stojąc za Catherine i masując jej ramiona.
-
Nie mogę. Już teraz bolą mnie policzki od tego ciągłego sztucznego uśmiechania
się.
Brown
momentalnie pomyślał, iż całe szczęście, że nie jest to ślub Catherine, bo
zapewne dziewczyna byłaby jeszcze bardziej zdenerwowana, ale zaskoczony tą
myślą szybko odrzucił ją na bok.
Nachylił
się, zagłębiając twarz w zgięciu szyi dziewczyny.
-
Słyszałem, że wzorowe druhny zawsze dostają nagrody – powiedział znacząco,
całując jej szyję. – Więc jak, będziesz grzeczna?
Catherine
zamruczała cicho, rozkoszując się już samą myślą o seksie z Jack’iem (oczywiście
zupełnie ignorując fakt, że stoją tuż pod kościołem) i po raz pierwszy naprawdę
szczerze się ucieszyła, że go tutaj zabrała. W końcu nikt nie potrafiłby lepiej
wyrzucić z niej tego całego napięcia niż Jack.
-
Catherine! – całkowicie znajomy pisk, przerwał ten romantyczny moment,
przywołując rozmarzoną dwójkę do porządku.
W
ich stronę szybkim krokiem podążała Amy, z gorącymi wypiekami na twarzy. Zatrzymała
się obok dziewczyny, dysząc, jakby właśnie przebiegła maraton.
-
Ustaw się w szeregu, a ty kochanieńki zmykaj, bo zaraz zaczynamy, a chyba duch
mi na organach nie zagra!
Jack
zmarszczył brwi, nieco poirytowany, że słynna kuzynka wzięła go za organistę.
-
Nie jestem żadnym muzykiem.
Catherine
skrzywiła się nieznacznie, zdając sobie sprawę, że nie tak chciała przedstawić
kuzynce swojego chłopaka.
-
Amy – wtrąciła się – to jest Jack Brown. Mój chłopak. Nie żaden organista.
Amy
spojrzała najpierw na Browna, potem na Jones. I kilkakrotnie powtórzyła tę
czynność. Po czym, zupełnie niespodziewanie ryknęła śmiechem.
-
Ta, jasne.
Brown
zadziałał szybko, widząc, że Cath cała gotuje się w sobie. Widocznie Amy nie
przypuszczała, że jej siostra może kiedykolwiek mieć takiego chłopaka.
-
Kochanie, pójdę lepiej zająć już miejsce. A ty pamiętaj o tym, co mówiłem
wcześniej – powiedział, składając delikatny pocałunek na jej ustach. I wprowadzając
tym w zmieszanie nie jedną, a dwie osoby, bo również Catherine nie spodziewała
się tego ze strony Jack’a.
-
O mój Boże – odezwała się Amy, po każdym słowie robiąc znaczącą przerwę. – Ale ciacho.
Gdzie ty takiego znalazłaś?
Catherine
uśmiechnęła się, w końcu czując odrobinę pewności siebie.
-
Sam przyszedł – powiedziała do kuzynki, puszczając jej oczko. Następnie z
szerokim uśmiechem (udając, że wcale nie widzi ogromnie zszokowanej miny
kuzynki) stanęła za druhnami w rządku, czekając na rozpoczęcie ślubu.
Tak,
teraz była gotowa skopać im wszystkim tyłki. Nawet w tej pomarańczowej kiecce.
~*~
Wesele
odbywało się na tyłach domu rodziców Amy. Był to ogromny ogród, w którym
postawiono wielki biały namiot. Pod nim natomiast było mnóstwo ustawionych
okrągłych stolików, również w kolorze białym. Co prawda, liczne dekoracje
wykonane z kwiatów nie były aż tak skromne, ale z pewnością nie odstraszały tak
bardzo, jak te z kościoła.
A
gdzieś pomiędzy tym wszystkim siedziała Catherine, zajmując miejsce przy stole
wraz ze swoimi dziadkami, Jack’iem i kuzynem Colem, który przybył wraz ze swoją
uroczą żoną Jessicą (jedyną osobą z pozostałej części rodziny, której Catherine
nie miała ochoty od razu udusić) i pięcioletnią córeczką Alex.
Cole,
właściciel warsztatu samochodowego i dealer samochodowy wykazywał wielkie
zainteresowanie wszystkimi pojazdami Browna, których jak się okazało wcale nie
było tak mało. Po prostu Catherine zdążyła poznać jedynie dwa pojazdy, myśląc,
że na tym lista się kończy. W końcu, po co jednemu facetowi tyle aut? Jak się
jednak okazywało, były mu potrzebne chociażby do samego stania w garażu.
Jednak
pięcioletnia Alex, w przeciwieństwie do bratanic i bratanka Jack’a, była
nieznośna. Rozpuszczona i nieprzyjemna. Tyle, że Brown zdawał się mieć do niej
większą cierpliwość niż pozostałych piątka dorosłych, siedzących przy tym
stole.
Catherine,
nawet zaczęła się modlić, być ktoś rzucił jej koło ratunkowe, wyswobadzając od
krzyków tego kapryśnego dziecka, i jak na zawołanie Jack wyciągnął dłoń w
stronę Cath, pytając:
-
Ma może pani ochotę ze mną zatańczyć, panno Jones?
Jedyną
odpowiedzią, był szeroki uśmiech dziewczyny, która miała ochotę skakać z
radości. Zatańczyć z Brownem? Zdecydowanie tak!
A
gdy już tańczyli, Catherine położyła głowę na jego ramieniu, rozkoszując się
zapachem mężczyzny. Był jedyny w swoim rodzaju. Być może używał najdroższych
perfum na świecie, albo, co było dla niej bardziej autentyczne, tak właśnie
pachniała jego skóra. Teraz wszystkie jej zmysły były w stanie gotowości, tak
więc nawet najdelikatniejszy dotyk, najlżejszy oddech na skórze doprowadzał ją
do szaleństwa. Szaleństwa z pożądania.
Chciała
już szepnąć mu do ucha, że mogę zniknąć na chwilę z tego przyjęcia i zrobić,
coś, co zdecydowanie poprawi im humory i rozluźni, ale niespodziewanie, tuż
obok nich zmaterializowała się Amy wraz ze swoim mężem Arnoldem.
-
Jak się ma młoda para? – zapytał radośnie Jack.
Przynajmniej
on z ich dwójki był dobrym aktorem i potrafił dopasować się do każdej sytuacji.
-
Och, cudownie! – zapiszczała Amy, a jej biała suknia falowała w niezgrabnym
obrocie, jaki zafundował jej pan młody
-
Odbijany! – zawołał radośnie Arnold, zapewne za namową swojej małżonki,
momentalnie przechwytując Catherine, by chwilę później dreptać z nią w dziwnym,
niezgrabnym tańcu.
Jack
próbował uśmiechnąć się, ale z pewnością nie podobało mu się, że ten śmieszny
mężczyzna trzyma swoje łapy na Catherine. Nawet jeśli kilka godzin temu się
ożenił.
-
Och, Jack! – pisnęła Amy, porywając Browna do tańca – nie sądziłam, że
Catherine przyjedzie tutaj z takim przystojniakiem.
-
A ja nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał szansę przyjechać tu z tak
wspaniałą kobietą.
-
Och, dosyć tego słodzenia…
Brown
zaczął się poważnie zastanawiać na tym, czy Amy każde zdanie zaczyna od słowa „och”.
Był to z pewnością ciekawszy temat do rozmyślań niżeli rozmowa z krzykliwą
kuzynką. Ale tego nie dał po sobie poznać.
-
A więc… wy dwoje?... Długo jesteście razem?
Przynajmniej
wyjaśniło się, iż Amy nie każde zdanie zaczyna od „och”.
-
Jakie to ma znaczenie? Chyba najważniejsze jest to, że czujemy się, jakbyśmy
znali się od zawsze, prawda?
Nie
kłamał. Czuł się, jakby znał Catherine od co najmniej kilku lat. Między nimi była
wyczuwalna pewna więź porozumienia. Tyle, że tylko jedno z nich chciało ją
pogłębić.
-
Och, oczywiście, oczywiście.
Na
to wygląda, że wracamy do starego dobrego „och”.
Dalsza
rozmowa była równie wciągająca, jak jej początki, dlatego Jack zaczął
rozmyślać, gdzie mógłby się teraz udać z Catherine, by zająć się pewną bardzo
istotną sprawą. Podczas tańca udało mu się nawet zauważyć jedną kryjówkę.
Więc,
gdy tylko muzyka dobiegła końca, miał zamiar ponownie wrócić do Cath, jednak
przeszkodził im w tym słynny dziadek. Pan William oczywiście porwał swoją
wnuczkę na parkiet, dlatego Brownowi nie pozostawało nic innego jak zająć się panią
Larissą. Na szczęście ten taniec był znacznie bardziej interesujący, niż ten z
panną młodą, gdyż Larissa nie podpytywała go o związek z Catherine, próbując
wyciągnąć jakieś niezgrabności, które mogłyby poprawić jej humor.
Muzyka
w końcu dobiegła końca, a wszyscy goście zostali poproszeni, by z powrotem
zająć swoje miejsca. Jack poczekał więc na Catherine przy stole, jednak gdy
dziewczyna wciąż nie pojawiła się obok niego, postanowił się rozejrzeć.
Panna
Jones pełna dobrego humoru stała w towarzystwie pewnego mężczyzny. Jej
towarzysz wyglądał na równie zadowolonego, co Catherine, a to z pewnością nie
spodobało się Jack’owi.
-
Siadaj kochanie, to tylko Robbie – powiedziała Larissa, zwracając się wesoło do
Jack’a. – Nie masz co się martwić, ich związek to już historia. Ile to minęło?
Nawet nie pamiętam. Dziesięć lat? Nie, chyba przesadziłam…
Może
to miał go uspokoić, jednak zamiast tego, Jack niczym wystrzelony z procy
powędrował w stronę Catherine.
-
Kochanie, czekamy na ciebie – powiedział, kładąc rękę na biodrze Cath i niemal
władczo przysuwając kobietę do siebie. Miał być to zapewne „subtelny” sygnał
dla Robbiego.
-
Jack – powiedziała radośnie Cath – to jest Robert Scott, mój przyjaciel z
czasów szkolnych. Robbie, poznaj Jacka Browona. To właśnie z nim przyjechałam
na ślub.
„Z
nim przyjechałam na ślub” nie brzmiało w żadnym wypadku zobowiązująco. Mogło to
równie dobrze oznaczać, że nic ich nie łączy. Przecież nie zawsze trzeba
przyjeżdżać na ślub z osobą towarzyszącą, będącą jednocześnie twoją drugą
połówką, prawda?
-
Robert? – upewnił się Jack. – Nigdy nic o tobie nie słyszałem. Catherine, chyba
nigdy nie wspominałaś nic o Robercie, hm?
Cath spojrzała na Browna morderczym wzrokiem,
nie rozumiejąc dlaczego jest nieprzyjemny.
-
Porozmawiamy później, dobrze? – zwróciła się radośnie do Robbiego, posyłając mu
przesłodzony uśmiech, który jeszcze bardziej zdenerwował Jack’a.
Gdy
tylko się pożegnali, Catherine spytała rozgniewanym głosem:
-
A ty co, zazdrosny jesteś?
-
Zazdrosny? – prychnął. – Po prostu nie lubię, jak się robi ze mnie głupca na
oczach innych ludzi. Musiałaś z nim flirtować przy wszystkich?
-
O tak, taktowniej by było, gdybym wraz z Rabbim zniknęła
ludziom z oczu.
Jeśli
to miał być żart z pewnością nie rozbawił Jacka. Dlatego, by nie wchodzić w
dalszą część tej bezsensownej rozmowy, bez słowa zajęli miejsca obok siebie, a
do stołu został podany ostatni element weselnej kolacji – deser lodowy. Przynajmniej
istniała rzecz, która w tym momencie mogła poprawić Catherine humor.
W
końcu jednak nadszedł upragniony moment, a zły nastrój Jack’a i Catherine
zupełnie przeminął. Jak się okazało nie tylko Brown był spragniony urwania się
na chwilę z tego wesela, gdyż Catherine ochoczo przytaknęła na jego prośbę.
Zaledwie
chwilę później, znaleźli się w lasku oddalonym jakieś pięćdziesiąt metrów od
wesela. Catherine miała tylko nadzieję, że nikt nie zauważy ich zniknięcia (w końcu
to było wesele Amy, nie Catherine, więc dlaczego ludzie mieliby interesować się
panną Jones?).
Tyle,
że wtedy jeszcze nie wiedziała, iż z całego wyjazdu nie będzie niczego tak
żałować, jak pójścia do tego cholernego lasku.
Stali
przy drzewie, całując się, jakby było to ich pierwsze spotkanie. Jedna noga
Catherine, wysoko uniesiona przy biodrze mężczyzny. Ręce Jack’a błądzące po
całym jej ciele. Catherine czuła się, jakby na powrót wróciła do czasów liceum,
kiedy to wymykało się z chłopakiem, gdzieś w oddalone od imprezy miejsce i
robiło bezwstydne rzeczy.
Wtedy
jednak żaden nastolatek nie angażował się tak bardzo i nie miał tyle
doświadczenia, co pan Brown. Jednak mimo swojego doświadczenia, Brown popełnił największy
błąd. Dał ponieść się emocjom. Zaufał chwili, twierdząc, że nie będzie lepszego
momentu na powiedzenie pewnych słów.
- Kocham cię, Catherine – szepnął, tuż przy jej szyi, nieświadomie psując dołowienie wszystko.
- Kocham cię, Catherine – szepnął, tuż przy jej szyi, nieświadomie psując dołowienie wszystko.
O matko! Powiedział to?! No to teraz wszystkich zaskoczyłaś dziewczyno! Zaszalałaś!
OdpowiedzUsuńTen moment z organistą mnie rozwalił xD Hahaha nie mogę :D Dobre to było :D
Zazdrosny Jack? hmmmm :) Nieźle :)
Miłego wypoczynku :) Gdzie się dokładnie wybierasz? :) Może Giżycko, lub okolice? ;)
Dziękuję ślicznie! W tym roku będę odpoczywać w okolicach Olsztyna, czyli w sumie bardziej Warmia:)
UsuńPozdrawiam! x
Wiedziałam ze cos sie wydarzy ale żeby az tak:D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział:) znajdz czas na następny, bo juz się nie mogę doczekać reakcji Cath:D
O tak! Po prostu - wow. Czułam, że będzie jakaś akcja, ale Brown zdecydowanie mnie zaskoczył. Powiedział to!
OdpowiedzUsuńAmy jest do granic irytująca i nie obrażę się, jeśli przez przypadek wrzucisz ją pod samochód, czy coś. Cath też na pewno nie będzie rozpaczać.
Ahh, cały tydzień? Jesteś straszna. Bez względu na wszystko musisz znaleźć tam czas i możliwość na pisanie, nie ma bata :P
Pozdrawiam i udanych wczasów :P
O Boże :o
OdpowiedzUsuńNo chyba nie! ;)
Wreszcie, wreszcie ;D
Hahaha, też wyjeżdżam na tydzień na Mazury ;)
To do następnego ;)
Kto wie, może nawet przejdziemy gdzieś obok siebie :D Albo będziemy plażować w tym samym miejscu! ; )
Usuńa dokładniej, w jakiej miejscowości będziesz "plażować"? ;d
UsuńOlszyn i jego okolice (różne małe miasteczka) oraz Ostróda :)
UsuńSukienka Cath, Jack jako organista, zazdrość i ucieczka do lasu? Uwielbiam twoje pomysły i lekki, żartobliwy styl pisania. A co do wyznania Jacka to się nie spodziewałam. Coś mi mówi, że Cath nie będzie z tego zadowolona. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i miłego odpoczynku.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńw życiu nie założyłabym takiej sukienki, jak Catherine. szczerze jej współczuje ;D
cieszę się, że Jack w końcu powiedział, że kocha Cath. już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam !
Baltimore International College to miejsce, do którego z pewnością się wraca. College ten to placówka z wieloletnimi tradycjami, gdzie młodzi ludzie mogą rozwijać swoje pasję i kształcić się w wybranym przez siebie kierunku. To tutaj pomagamy w zdobywaniu odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, a także prowadzimy ku drogom przyszłości niezwykłe talenty. W BIC ludzie odkrywają prawdziwych siebie, nawiązują się wieloletnie przyjaźnie, powstaje wiele ciekawych projektów badawczych i wypraw, które z pewnością długo pozostają we wspomnieniach. Jeśli więc pragniesz znaleźć się wśród ciekawych ludzi i przeżyć niesamowite przygody, to nie czekaj! Dołącz do nas.
OdpowiedzUsuńhtttp://bi-college.blogspot.com/
moja droga! Przechodzisz samą siebie :) w takim tempie kolejne rozdziały, znakomite rozdziały, nic tylko czytać :) PS. Nie miej mi za złe ostatniego mojego komentarza, gdzie miałaś brać przykład ze znanych osób. W żadnym wypadku nie było to z mojej strony złośliwe, bo Cię uwielbiam droga Autorko :)
OdpowiedzUsuńKochana, w ogóle się tym nie przejmuj, gdyż pod żadnym pozorem nie mam Ci tego za złe!
UsuńI oczywiście ogromnie się cieszę, że rozdział jak i opowiadanie Ci się spodobało.
Pozdrawiam ciepło! x
kończąc tylko jedno słowo się nasuwa: jeszcze! :D
OdpowiedzUsuńOjoj!!! Jak cudownie!!!! Nie wierze! Kocham TO! Kurde na serio! NIesamowity rozdział...Dwa słowa a mogą wszystko zepsóć....mamm jednak nadzieję że nie będzie tak źle ♥ Miłego plazowania ;D
OdpowiedzUsuńOd dzisiaj "och" nigdy nie będzie takie same.
OdpowiedzUsuńHaha, DOKŁADNIE! :P
UsuńSiedzę z rękoma nad klawiaturą i zastanawiam się co tu napisać?
OdpowiedzUsuń''Czegoś'' się spodziewałam, ale żeby ''kocham cię''?
Znam z doświadczenia jaki strach człowieka oblatuje w takim momencie więc Catherine teraz ucieknie gdzie pieprz rośnie (chyba że znowu nas czymś zaskoczysz?). Teraz to pan Brown będzie musiał się nachodzić, żeby ją przekonać, że warto spróbować.
Oczywiście czeka ich powrót do domu...
Pozdrawiam i udanego wypoczynku życzę gdyż wrzesień za pasem,
''nastoletnia'' trzydziestolatka :) M.
Sama jeszcze nie wiem, jak do końca to rozegram. Kto wie, może uda mi się Cię zaskoczyć. Z pewnością będę się starać!
UsuńBuziaki! :)
Cóż powiedzieć, rozdział genialny, a końcówka? Totalne zaskoczenie ;D Jestem ciekawa jak na te dwa słowa zareaguje Catherine..
OdpowiedzUsuńWpierw rozpieszczasz częstotliwością dodawania rozdziałów, by później poinformować nas, że przez kolejny tydzień możliwe, że mamy się przemęczyć z naszą ciekawością? Heh, wiedziałam, że coś jest na rzeczy xD
Życzę Ci doskonałej pogody jak i udanego wyjazdu ;)
"Tylko wróć!"
Haha :) Przepraszam! Oczywiście nie pomyślałam o tym, by jakoś te rozdziały rozłożyć czasowo i gdy tylko napisałam coś nowego od razu wrzuciłam na bloga. No cóż, następnym razem będę wiedziała co robić.
UsuńPozdrawiam ciepło!
PS! Wróciłam i rozdział pojawi się już niebawem. :D
Nie spodziewałam się tego... Super, czekamy na następne...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwww.when-i-was-your-man.blogspot.com
UsuńMam nadzieję, że tematyka będzie Ci odpowiadać.
Pozdrawiam ciepło!
Oczywiście sprawdzę tamtego bloga, ale mogę Ci już teraz powedzieć, że wzięłam się za to opowiadanie i włąśnie je skończyłam... Jedyne co mi się nasuwa, to to, że na pewno BYŁO WARTO! Jejciu. Co prawda zgadzam sięz kimś kto wcześniej pisał, że jest w tym trochę z Grey'a i pewnie innych książek, ale myślę, że to jest po prostu taka tematyka i tyle, co na pewno działa na korzyść, bo ją uwielbiam! Po uszy zakochałam się w Jack'u i trochę sobie popsułam czytanie bo już wiedziałam co stanie się w 28 rozdziale, ale tak czy siak, jestem baaaaaardzo zadowolona z Twojego opowiadania jak istylu pisania! Barzo wysoki poziom :) Pozdrawiam.
UsuńŚlicznie dziękuję za ten piękny komentarz! Oczywiście niezmiernie się cieszę, że jednak postanowiłaś przeczytać moje opowiadanie. W sumie jest tego 28 rozdziałów, więc miałaś co nadrabiać. ;)
UsuńOczywiście w moich wypocinach jest trochę Greya i innych książek. Starałam się jednak nieco obiec od książkowych schematów i mam nadzieję, że choć w pewnym stopniu mi się to udało.
Zachęcam do dalszego śledzenia mojego opowiadania. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. ;)
Gorąco pozdrawiam!
ogohohohohoohohoho;)
OdpowiedzUsuńAlez się dzieje! A z Jacka to jednak romantyk, widze że to Cath trzeba będzie do pewnych rzeczy przekonać...mi mój mąż tez pierwszy powiedział kocham , a ja sie tego wystraszyłam...ale wytrwaliśmy i kocham go !
pozdr.
K.
O kurcze... Nie spodziewałam się, że Pan Brown tak szybko wyzna Catherine miłość... Jestem ogromnie ciekawa jej reakcji na jego słowa.
OdpowiedzUsuńNo tego to się nie spodziewałam ;o
OdpowiedzUsuńdalej, dalej, dalej ;D
Miłego wypoczynku ;d
+ mieszkam w okolicach Olsztyna xd
A gdzie dokladnie? Jeżdżę tu co roku, więc trochę jestem rozeznana ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ps! Przepraszam, że piszę z anonima, ale obecnie używam telefonu :)
Klonowo za Ostródą ;)
UsuńJa dzisiaj właśnie wróciłam z Ostródy. Ale w Klonowie mnie jeszcze nie było. ;)
UsuńMam nadzieję, że rozdział pojawi się niedługo. Jestem strasznie ciekawa jak Catherine zareaguje na słowa Jacka :) Nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
No muszę przyznać, że po raz kolejny mnie zaskoczyłaś. Zupełnie nie spodziewałam się, że te dwa magiczne słowa, wypłyną z ust Jack'a jako pierwsze. Teraz zupełnie nie wiem, co mam sobie myśleć. Myślałam, że to Cath, po tym jak Jack rozkocha ją w sobie do granic możliwości, powie je jako pierwsza. "Och", zupełnie nie wiem co mam teraz sobie myśleć...
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam :)
"Och", cieszę się bardzo, że udało mi się Cię zaskoczyć. Taki był właśnie plan. Nie powiem, sama byłam lekko zaskoczona, że na to wpadłam. Ale czy wszystko w znajomości Cath i Jack'a toczy się w chyba nieco przyśpieszonym tempie? No cóż, prawie wszystko. Niemniej jednak, trochę pośpieszyłam pana Browna. Zobaczymy, czy wyjdzie to wszystkim na dobre.
UsuńRównież pozdrawiam ciepło! :)
Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuńWłaśnie wróciłam z Mazur, a jutro mam kilka spraw do załatwienia (w końcu nie było mnie trochę w tym domu). Myślę jednak, że w poniedziałek może już się coś pojawić. ;)
UsuńPozdrawiam ciepło!
W takim razie pełna nowych pomysłów po mazurskim powietrzu możesz teraz pokazać co Catherine potrafi. Już się nie mogę doczekać jak zareaguje.
OdpowiedzUsuńDo ''poczytania''
Pozdrawiam M.
Kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńWróciłam wcześniej i nie mam za wiele do nadrabiania :<
Izi
Mamy już poniedziałek, a właściwie wtorek, a rozdziału nie ma ;<
OdpowiedzUsuńBardzo Was przepraszam, ale wczoraj nie miałam kompletnie czasu, by zabrać się za pisanie. Po prostu niespodziewanie coś mi wypadło i choć miałam chęci nie mogłam spokojnie usiąść przy komputerze. Mam nadzieję, że już dzisiaj wszystko pójdzie po mojej myśli :)
Usuńona musi mu wyznać,że go kocha
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale powinno być "Jak pomarańcza", a nie "jak pomarańcz". :)
OdpowiedzUsuńŚwietna akcja, dowcipne komentarze, to co lubię :) O proszę autorka urlop u mnie w mieście urządziła :D
OdpowiedzUsuń