Jack
lubił mieć wszystko pod kontrolą. Możliwości, jakie mu to dawało były niemal
nieograniczone. Miał wspaniale prosperująca firmę, pod opieką kilka
przedsiębiorstw przynoszących zdumiewające dochody, był udziałowcem w wielu spółkach. Zarządzanie
tym przynosiło mu pewną satysfakcję. Sprawiało, że wierzył w niezłomność swojej
siły.
Było
jednak coś, czego nie miał pod kontrolą. A raczej ktoś.
Catherine
Jones była dla Browna jakiegoś rodzaju niespodzianką. Pojawiła się w jego życiu
dość nagle, i mimo, że spędził z nią dużo czasu, wciąż nie mógł jej rozgryźć.
Wciąż nie wiedział, czego może się po niej spodziewać.
Za
przykład mógł wziąć chociażby dzisiejszy dzień, który bezapelacyjnie był dla
niego wielkim zaskoczeniem. I nie tylko on, gdyż Jack z pewnością nie planował
tego, co zaszło między nim a Catherine w biurze. Na szczęście, ta niespodzianka
bardzo przypadła mu do gustu i choć niezmiernie mocno chciał tam znaleźć się
ponownie, by robić z Catherine zdecydowanie nieprzyzwoite rzeczy, musiał
powrócić do swojego planu.
Dotąd
nigdy nie pozwolił sobie na porzucenie granic w swoim biurze, miejscu gdzie
całkowicie oddawał się pracy. Teraz jednak miał zamiar złamać jeszcze kilka
zasad, a wszystko to, by osiągnąć wyznaczony przez siebie cel.
Telefon
w jego kieszeni dał o sobie znać, wyrywając go z zamyślenia.
-
Jack Brown – odebrał, nie zwracając uwagi na wyświetlacz, zbyt zajęty
obserwowaniem kamienicy, w której znajdowała się Catherine.
-
Co to za oficjalny ton, prezesie? – zaśmiał się Felix, jego najlepszy
przyjaciel.
-
Lepiej, żeby to było coś ważnego.
-
A co, masz sporo pracy? Myślałem, że wziąłeś sobie trochę wolnego.
Jack
ułożył się wygodniej na skórzanym fotelu w swoim samochodzie, wciąż nie
przestając obserwować kamienicy.
- Wziąłem i właśnie mam zamiar z tego
skorzystać. Czekam na Catherine. Spędzimy dzisiaj trochę czasu z dzieciakami.
Chwila
ciszy po drugiej stronie telefonu, była dla Jacka całkowicie jasna.
-
Myślałem, że ją zaliczysz i dasz sobie spokój – powiedział Felix, nieco
nadąsanym głosem. – Nie wziąłeś sobie mojej rady do serca?
Było
milion powodów, które niemalże krzyczały, by Jack jeszcze raz zastanowił się
nad słowami Felixa i wprowadził właśnie jego plan w życie. Jednak w tej
dziewczynie było coś, co nie pozwalało mu ot tak odejść. Być może miało to coś
wspólnego z zakazanym owocem? W końcu chęć tego, czego nie możemy mieć to
podstawowa cecha ludzkiej natury.
-
Wziąłem do serca swoją własną radę.
-
I co niby masz zamiar zrobić? – prychnął Felix, najwyraźniej wciąż pewny swoich
racji.
-
Sprawić, że będzie chciała czegoś więcej niż seksu – odpowiedział pewnie. Mówił
łagodnie, ale stanowczo. Nie trzeba było go dobrze znać, by wiedzieć, iż jest
to facet, który nie przyjmuje odmowy.
Kolejna
chwila ciszy. Tym razem jednak zwiastująca burzę.
-
Powiedz, że żartujesz! Do cholery, Jack. Czy ty naprawdę się niczego nie
nauczyłeś? Jesteś głupi, czy tylko udajesz? O co w tym wszystkim naprawdę
chodzi? Błagam, powiedz, że się w niej nie zadłużyłeś…
W
tym samym momencie drzwi kamienicy się otworzyły.
-
Felix, muszę kończyć. Odezwę się do ciebie – powiedział, zupełnie nie zwracając
uwagi na ostatnie słowa przyjaciela.
Pomimo
protestów i, jakby nie było, dalszych wywodów mężczyzny, Jack nacisnął czerwoną
słuchawkę, chowając z powrotem swój telefon do kieszeni. Teraz cała jego uwaga
skupiała się na uśmiechniętej dziewczynie zmierzającej w stronę jego samochodu.
Tak, zdecydowanie było w niej coś, sprawiającego, że nie mógł się z nią ot tak
pożegnać.
~*~
Wszystko
wokół niej krzyczało „zawróć”, jednak mimo nawoływań swojej intuicji i rad
bardziej doświadczonych koleżanek, postanowiła zaryzykować. Oczywiście, z
pewnością nie zastanawiała się nad przyszłością, ani tym bardziej nad angażowaniem
się w żadne związki. Jedyne o czym mogła myśleć, było to, co wydarzyło się
jeszcze nie tak dawno temu w biurze. Miała ogromną nadzieję, że Jack nie da jej
o tym zapomnieć i być może zaproponuje powtórkę.
Oczywistą
sprawą był fakt, iż starała się zamaskować swoje podekscytowanie. Jednak, gdy
tylko wsiadła do samochodu była więcej niż przekonana, iż Jack może czytać z
niej, jak z otwartej księgi. I dał to wyraźnie do zrozumienia, posyłając jej łobuzerski,
nieziemsko seksowny uśmiech, a Catherine jedyne co mogła już zrobić, to tylko
marzyć.
Ten
mężczyzna był piękny. „Przystojny” było zbyt zwykłym słowem, zbyt prostym, by opisać
Browna. A te jego usta mogłyby być jej zgubą - gorące i niewiarygodnie zręczne.
Podobnie jak jego dłonie. Boże, zmiłuj
się!
-
Wszystko w porządku? – zapytał Jack, gdy zaparkowali przed budynkiem szkoły.
Nie,
zdecydowanie nie było w porządku. A za każdą grzeszną myśl był odpowiedzialny
nikt inny, jak Jack Brown, a ona nie chciała tego zmieniać.
-
Oczywiście.
Uśmiechnął
się szeroko, jednak w momencie, gdy miał odpowiedzieć, drzwi samochodu się
niespodziewanie otworzyły, a tylne siedzenia zajęła trójka roześmianych dzieciaków.
-
Spóźniłeś się! – krzyknęła Rose, młodsza z sióstr. Jednak pomimo oskarżycielskiego
tonu, jej twarz była rozpromieniona.
-
Nie marudź tylko zapinaj pasy – odpowiedział Jack, również się uśmiechając i
szybko zapominając, że miał cokolwiek do Cath powiedzieć.
Dziewczyna
z łatwością mogła dostrzec więź, jaka łączyła całą czwórkę. Bez wątpienia byli
sobie bardzo bliscy. Widać było to gołym okiem. Każde słowo, każde spojrzenie
zdradzało ich przywiązanie do siebie i zupełnie tego nie kontrolując, Cath im
tego zazdrościła.
-
I przyprowadziłeś swoją dziewczynę – pisnęła ucieszona, nachylając się i
starając się przez fotel na którym siedział Jack, objąć swojego wujka.
-
Cześć Rose – odezwała się nieśmiało Catherine, po czym odwróciła się,
spoglądając na tylne siedzenia, by przywitać się z pozostałą dwójką.
-
Zjadłam całe drugie śniadanie – oznajmiła Rose. – Teraz możemy jechać na lody,
jak obiecałeś – dodała, głośno całując mężczyznę w policzek.
Jack
zasalutował śmiejąc się radośnie, co niespodziewanie sprawiło, że Catherine
poczuła się, jakby znajdowała się w zupełnie innym wymiarze. To nie był ten sam
pan prezes, którego poznała kilka dni temu. Pod wpływem tych dzieciaków zmienił
się nie do poznania. I choć chciała zagłuszyć ten wewnętrzny głos, pragnęła
poznać bliżej właśnie tego, radosnego i zakochanego w trójce dzieci mężczyznę.
-
Jedziemy na lody! – zawołał Jamie, najmłodszy z rodzeństwa, nie mogąc ukryć
radości.
-
Na lody! – dodał Jack, całkowicie dezorientując tym biedną Catherine.
Gdy
godzinę później, siedzieli w piątkę w lodziarni, Catherine miała nieodparte
uczucie, że znalazła się na odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Okazało
się, że dzieci ją niezmiernie polubiły, a nawet odnalazła z nimi wspólny język.
Szczególnie z Mary, starszą z sióstr.
-
Boże, pamiętam moją każdą szkolną potańcówkę – zawołała radośnie Jones, całkowicie
pochłonięta rozmową z Mary.
-
Jack obiecał mi, że pójdzie ze mną wybrać sukienkę. Ale znając go, pewnie każe mi
wybrać coś podobnego do golfu – jęknęła, wyraźnie niezadowolona.
Brown
uniósł brew ku górze, przyglądając się uważnie swojej bratanicy. Siedząca na
jego kolanach Rose także jęknęła niezadowolona, tym samym przyznając siostrze
racje.
-
Nie zgadniesz, co zrobił – westchnęła Mary, nadal żaląc się Cath. – Powiedział,
że przyjdzie tam jako opiekun. To okropne! Tak robią tylko beznadziejni
rodzice, który muszą pilnować swoich dzieci…
-
I tak właśnie zrobię – oznajmił spokojnie Jack. – I z pewnością zdania nie
zmienię. Więc bez znaczenia jest to, komu się jeszcze poskarżysz. Możesz iść
nawet do samego prezydenta, ale ja wciąż tam będę. Więc lepiej nie myśl, aby
wykorzystać Catherine, jako swoją kartę przetargową, bo jestem pewien, że ona także
nic nie zmieni w sprawie Colina.
-
Colina? – podchwyciła Cath.
-
Powiedział, że nie pójdę z Colinem Adamsem na szkolną imprezę, bo ten chłopak
nie jest dla mnie – prychnęła, mierząc Jack’a groźnym spojrzeniem.
-
Kim jest Colin? – zapytała Jones, kończąc swój puchar lodowy.
-
Chłopakiem, z którym Mary nie powinna się spotykać – odpowiedział jej Jack
spokojnym głosem, jakby właśnie opowiadał o pogodzie.
-
Mary się zakochała – zawołał Jamie, wyśpiewując to zdanie i momentalnie
sprawiając, że Catherine odpłynęła myślami do czasów szkolnych, gdzie
przeżywała podobne dramaty, co Mary. Kiedy tylko próbowała umówić się z jakimś
chłopakiem, jej dziadek czujnie stawał na warcie, natomiast babcia z radością
klaskała w dłonie, chcąc dopingować swoją wnuczkę. Tutaj było podobnie. Jack z
pewnością nie miał zamiaru dopuścić do tego, by ktokolwiek zbliżył się do, jego
zdaniem, bezbronnej Mary i, broń Boże, ją skrzywdził. Mimo, że Catherine była za
tym, żeby Jack dał bratanicy trochę swobody, nie miała zamiaru wtrącać się w
ich sprawy. Cieszyła się, że nastolatka otwarcie z nią rozmawia, jakby znały
się od dawna, jednak to nie zmieniało faktu, że mogła zabierać w jakiejkolwiek sprawie
głos.
Niespodziewanie
szybko przenieśli się do parku, gdzie, ku uciesze Cath, zagrali w frisbee. Jak
się okazało, Jamie był najlepszym graczem. Być może dlatego, iż Jack specjalnie
zwalniał tempa. A już szczególnie wtedy, gdy znajdował się obok Catherine,
poświęcając jej zaskakująco dużo uwagi.
Jones
nawet nie zauważyła, gdy czas spędzony dobiegł końca, a oni musieli odwieźć dzieciaki
do domu ich babci.
-
Świetnie się bawiłam – powiedziała szczerze Catherine, gdy już Jack odwoził ją
do domu. Można powiedzieć, że dziewczyna sama była zaskoczona swoim wyznaniem,
ale ciężko było jej to przemilczeć. – To naprawdę świetne dzieciaki.
-
I z pewnością cię polubiły – zauważył Jack.
Catherine
uśmiechnęła się delikatnie.
-
Spędzasz z nimi dużo czasu?
Chwila
ciszy po zadanym pytaniu, sprawiła, że Cath jeszcze bardziej zaciekawiła ich
relacja.
-
Od śmierci mojego brata i jego żony staram się spędzać z nimi jak najwięcej
czasu – odpowiedział w końcu. – Ale te dzieciaki zasługują na znacznie więcej
niż mogę im dać.
Catherine
nie wiedziała, co dokładnie mają znaczyć słowa Jack’a, ale nie dało się nie
zauważyć, jak wielki ból się w nich czaił. Właśnie dlatego nie zadała kolejnego
pytania, wiedząc, że być może kiedyś przyjdzie czas i Jack z własnej woli jej
to wytłumaczy. I szczerze powiedziawszy, chciała usłyszeć tę historię.
-
Staram się jak mogę, by dać im wszystko, czego potrzebują, ale prawda jest
taka, że niczego im nie brakuje tak bardzo, jak rodziców.
Catherine
była w stanie sobie to wyobrazić. Sama została wychowana przez swoją babcię i
dziadka, gdy tylko jej mama zdecydowała, że wolność, kariera i radość życia są
ważniejsze od córki. Dlatego wiedziała, że Jack ma rację. Niczego tak bardzo nie
mogły pragnąć tak bardzo, jak uwagi rodziców.
Tyle,
że Cath była pewna, iż Jack nie jest do końca świadom tego, że w jakimś stopniu
odgrywa rolę opiekuńczego rodzica, będąc przy tym ukochanym wujkiem. Ale ona to
widziała i była pełna podziwu dla tego mężczyzny.
-
Jesteś ich bohaterem – powiedziała po chwili.
Brown
prychnął.
-
Nie sądzę.
-
Jesteś – odpowiedziała pewnie. Wiedziała to tak samo, jak to, że dziadkowie są
jej bohaterami.
Po
chwili Jack zaparkował na parkingu tuż przy kamienicy, w której mieszkała
Jones, tym samym akcentując, że ich wspólny dzień dobiegł końca. Jednak
Catherine miała zupełnie inne plany. A raczej w ostatniej chwili nieco je zmodyfikowała,
na swoją korzyść, oczywiście.
-
Wejdziesz na chwilę? – zapytała.
-
Nie chcesz spędzić czasu ze swoją przyjaciółką? – odpowiedział pytająco Jack, mając
zapewne na myśli niespodziewany przyjazd Emmy do Atlanty.
-
Emma wyszła na miasto razem z Lily, moją współlokatorką – odpowiedziała uśmiechając
się delikatnie. – Nie daj się prosić. Robię najlepszą herbatę pod słońcem.
Jack
uśmiechnął się w ten swój seksowny sposób, sprawiając, że kolana Catherine
zrobiły się niczym z waty. Z pewnością, gdyby teraz stała, upadłaby.
Jego
szare oczy wpatrywały się w nią uważnie. Czuła je na sobie. Czuła też, coś równie
silnego, co emanowało od tego mężczyzny. Coś nieokrzesanego. Trochę prymitywnego
i brutalnego. To coś otaczało ją i wywoływało jakieś instynktowne pragnienie. Pragnienie,
które ciężko było jej w sobie zdusić.
-
Z chęcią jej spróbuję – opowiedział.
Catherine
ciesząc się ze swojej małej wygranej, już chwilę później u boku Jacka podążała
swobodnym krokiem w stronę swojego mieszkania. Jednak, gdy tylko znaleźli się u
progu, poczuła się odrobinę niepewnie. Właśnie miała pokazać swoje cztery kąty
facetowi, który z pewnością był przyzwyczajony do luksusów. Nie mniej jednak,
żeby zakończyć dzisiaj swoją misję, musiała wpuścić go do środka, a dalsze
zastanawianie się nad tym, czy zostawiła swój pokój w idealnym porządku było
zupełnie niepotrzebne i zbędne.
-
Zapraszam do środka – powiedziała, otwierając przed nim szeroko drzwi, będąc
już całkowicie gotową na to, co ma nadejść.
Ha..pierwsza...
OdpowiedzUsuńCzekalam czekalam i sie doczekalam. Ale powiem ci, ze mnie nie zawiodlas.! Rozdzial swietny. Warto bylo czekac. Kurcze...ze tez musisz konczyc w takim momencie... Teraz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu.! Pozdrawiam :)
Dochodzi pierwsza w nocy a ja czytam twoje opowiadanie i chyba nie muszę ci mówić, że rozdział jest świetny? Już nie mogę się doczekać co będzie się działo w domu Cath.
OdpowiedzUsuńJak każdy twój rozdział czytam, czytam i nagle wielkie rozczarowanie bo rozdział się skończył :)
OdpowiedzUsuńStrasznie się w ciągnęłam w tę historię i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
no fajnie się to czytało;) świetnie rozegrany temat, zbliżają się do siebie...oczywiście jestem baaardzo ciekawa co nastapi w domu Cath...Chociaż pewnie coś się wydarzy i nic się nie stanie..W końcu musisz potrzymać czytelnika w niepewności ;)
OdpowiedzUsuńK.
(:
OdpowiedzUsuńwreszcie sie doczeałam !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :P a rozdział swietny nic dodac nic ujac :)
OdpowiedzUsuńBóg mnie wysłuchał i w końcu dodałaś nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńAch ten Jack. Taki troskliwy i kochany, a zarazem taki drapieżny samiec alfa. Podoba mi się to :) Zdecydowanie coś jest na rzeczy :) Szkoda, że tak krótko się czytało, ale ważne, że się czytało :)
Pozdrawiam i czekam na więcej ;)
Jack jest uroczym i wspaniałym wujkiem. Myślę, że jego postawa wobec dzieciaków wpłynie na Cath i ona zechce z nim jakiego związku ;)
OdpowiedzUsuńoch pisz jak najszybciej kolejną część :d mam wrażenie że coś sie wydarzy :* :)))))))
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię! Twoje opowiadanie jest fantastyczne :) Za każdym razem kiedy tutaj wchodzę, by sprawdzić czy dodałas nowy rodział, a on się pojawia na mojej buzi atomatycznie maluje się uśmiech :) Zawsze z ogrmną niecierpliwością czekam na koljeny rozdział, poniewż ta hiostoria niesamowicie mnie wciągnęła. Czasem nawet szkoda mi czytać nowy rozdział bo wiem, że kiedy skończe go czytac bedę miała niedosyt i będę chciała natychmiast przeczytać kolejny :( Dlatego z O G R O M N Ą niecierpliwościa czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńczuje, że w następnym rozdziale będzie gorąco <3
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy historia o dzieciakach nie była przypadkiem zagraniem na słabym punkcie Cath i tylko kolejną częścią planu Jacka. Pokazanie się ze stronykochającego wujka także mogło być celowe...przeczytamy zobaczymy:)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie!!! Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńw takim ciekawym momencie skończyłaś no nie mogę. ;p
OdpowiedzUsuńale świetne jest. ;)
Wreszcie :-D świetny rozdział jak zawsze :-D
OdpowiedzUsuńOhayo ;)
OdpowiedzUsuńWracam z Białorusi, gdzie okna wylatywały z zawiasów, w łazience był grzyb, aby potem spędzić 18h w autobusie... ale opłaciło się!
Jestem, a tu nowy rozdział :3
Jest świetny, lecz tak strasznie krótki... Tego nie mogę u ciebie przeżyć. Długości notek. Jeszcze porządnie się nie wciągnę lub to właśnie zrobię a tu ... koooniec. Ehhh.
Jeśli chodzi o treść, to oby tak dalej :D
Kurcze miałam 3 zaległe rozdziały i tak się zbierałam i zbierałam ale mówię poczekam będę miałą więcej i dzisiaj zamiast uczyc się do kolokwium pochłoneła mnie twoja opowieść:))
OdpowiedzUsuńjestem nie zachwycona;)) po raz kolejny powiem ze jestes niesamowita;))
I życzę powodzenia Catharinie i Brownowi:D
kiedy nowy ?
OdpowiedzUsuńJak zawsze , genialny rozdzial ! Końcówka jak zwykle taka , ze nie moge doczekac sie nastepnego :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że całe to "rodzinne spotkanie" było sprawnie zaplanowane przez Pana Browna. Dlaczego tak uważam? Po pierwsze: zaplusował u Cath jego podejściem do dzieci, po drugie: pokazał, że nie wszystko kręci się wokół seksu (choć gdyby nie dzieciaki, obawiam się, że byłoby inaczej :P).
OdpowiedzUsuńOgólnie, to spodobało mi się to, że oboje nie zgadzając się z radami najbliższych, coraz bardziej zbliżają się do siebie. Nie wiedzą, że grają w stosunku do siebie w tą samą grę. Jestem wręcz pewna, że wpadną sobie w ramiona o wiele szybciej niż planowali. Mnie to oczywiście bardzo cieszy :)
Wybacz za opóźnienie w komentowaniu, ale czas sesji zbliża się nieubłaganie a w międzyczasie próbuję znaleźć kilka chwil na relaks, co oznacza u mnie trzymanie się od komputera z daleka. Ale liczę, że już niedługo będę na bieżąco.
Cieplutko pozdrawiam i pomimo moich obsuwy czasowej czekam z niecierpliwością :)
Może co nieco na Dzień Dziecka;)
OdpowiedzUsuńTaki jest plan. ;) Wieczorem postaram się wrzucić nowy rozdział.
UsuńPozdrawiam ciepło!
Wieczorem? Już chciałam się zacząć żalić, ale na szczęście mi przeszło xd Świetnie się czyta, cały czas utrzymujesz czytelnika w niepewności.
OdpowiedzUsuńCzy pójdą o krok dalej, a może ktoś wpadnie z wizytą? Przed oczami mam milion wizji co może się dalej stać, ale pewnie i tym razem mnie zaskoczysz :)
Pozdrawiam oraz zapraszam do siebie [kolorowe-maski.blogspot.com]