Catherine nie
była najlepszą aktorką. W szkole średniej z pewnością nie należała do dziewczyn
uczęszczających na zajęcia teatralne, gdyż z góry założyła, że się w tym nie
sprawdzi. Zresztą niejednokrotnie słyszała, że można z niej czytać, niczym z
otwartej księgi, więc szybko przekreśliła swoje szanse na zagranie w
jakiejkolwiek szkolnej sztuce. Tym razem jednak musiała choć na chwilę schować
swoje przemyślenia o aktorstwie na bok i po prostu spróbować swoich szans,
jakby brała udział w castingu do ulubionego serialu. Przed nią siedział
mężczyzna, na którym dzisiaj, razem z Greenem i panem prezesem miała zrobić
dobre wrażenie. Lucas od początku dnia kilkakrotnie zapoznawał ją dokumentami i
szczegółami nowych pomysłów, które chcieli wcielić w życie. Niczym zaklęty
opowiadał jej o najważniejszych punktach w nowym planie. A teraz, ich „być albo
nie być” zależało tylko i wyłącznie od faceta, którego Catherine niedawno
nazwała „palantem”.
Dlatego jej
zwątpienie po zobaczeniu mężczyzny z baru było jedynie tymczasowe i chwilę
później przywołała się do porządku, wiedząc, że nie może sobie pozwolić na
zrujnowanie tej szansy. Musiała wypaść, jak najlepiej, a rozpamiętywanie tej
sprawy zdecydowanie w niczym jej nie pomagało.
Dwóch
mężczyzn momentalnie wstało od stołu, chcąc powitać nowo przybyłych gości.
Nathan Brown jako pierwszy wyciągnął rękę w stronę inwestorów.
- Bracie –
powiedział z szerokim uśmiechem, sprawiając, że Catherine straciła całkowitą
orientację w tej sytuacji.
Bracie?
- Nate,
pamiętasz Ethana Larssona, moją prawą rękę? – odezwał się mężczyzna z baru, a
jego niski, chrapliwy, niezwykle męski i zachodzący głęboko w pamięć głos
sprawił, że po ciele Catherine przebiegły przyjemne dreszcze. Jednocześnie
przez jej głowę przeleciało szybkie przypomnienie wieczoru, kiedy to zderzyła
się z tym mężczyzną i wylała na siebie swojego drinka. Była pewna, że
zapamiętał, jak go wtedy nazwała.
- A to moja
asystentka, Catherine Jones – oświadczył Lucas, puszczając dłoń Pana
Tajemniczego. Dziewczyna nawet nie zdążyła zauważyć, kiedy mężczyźni zdołali
się już przywitać.
Niemal
mechanicznie wyciągnęła rękę przed siebie, chcąc oficjalnie mu się przedstawić.
- Jack Brown – oznajmił, i tym razem sprawiając,
że zadrżała za sprawą jego głosu.
Dotyk
mężczyzny był elektryzujący, a wraz z nim przyszła fala gorąca, która oblała
jej ciało. Uścisk trwał zaledwie sekundy, jednak Catherine przez ten czas
zdążyła uważnie przyjrzeć się mężczyźnie, czego nie uczyniła zbyt dokładnie w
barze.
Jego szare
oczy błyszczały w ten dziwny, hipnotyzujący sposób, doprowadzając zapewne
niejedną kobietę do szału. Usta – ach,
usta! – o idealnym kształcie, wygięte były w lekko łobuzerskim uśmiechu,
który mówił, że doskonale pamięta Catherine. Choć dziewczyna nie przepadała za
blondynami w tej chwili oddałaby naprawdę wiele, by móc zanurzyć dłonie w jego
włosach i sprawdzić, czy faktycznie są tak idealne, na jakie wyglądają. A do
tego był naprawdę wysoki - około sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Stał
przed nią w idealnie skrojonym, granatowym garniturze, w którym wyglądał
elegancko, ale przy tym niesamowicie swobodnie. Pomimo ubrania od razu zauważyła
jego wysportowaną sylwetkę. Emanował poczuciem swobody, dzięki czemu od razu
było widać, że czuł się dobrze w swoim ciele. Bez wątpienia był jednym z tych
mężczyzn, których Catherine starała się unikać. Choć „nie ocenia się książki po
okładce”, szatynka wiedziała, że jest typem niegrzecznego chłopca, zdobywcą,
któremu kobiety ulegają, zanim on w ogóle na nie spojrzy. Jego ciało było
idealne, a głos sprawiał, że jakiekolwiek myśli zostały wymywane z głowy.
Zmysły się pobudzały do tego stopnia, że każdy dotyk, czy nawet oddech potrafił
doprowadzić do szaleństwa.
Teraz
przynajmniej wiedziała, że ten tajemniczy facet jest bratem szefa jej szefa, a także, że to właśnie na nim musi zrobić
dobre wrażenie, choć niedawno przecież nazwała go palantem. Poczuła lekki
uścisk w żołądku, ale szybko zwalczyła chwilowy strach i poprowadzona przez
Lucasa zajęła jedno z miejsc przy okrągłym stole w ekskluzywnej restauracji,
tak typowej do tego rodzaju spotkań biznesowych. Na nieszczęście jej miejsce
przypadało tuż obok Pana Tajemniczego.
- Nate –
odezwał się Jack Brown w momencie, kiedy młoda kelnerka układała przy każdym z
gości menu - nie mam zbyt dużo czasu, więc od razu przejdźmy do konkretów.
Nathan
poprawił się na swoim krześle, zerkając znacząco na Lucasa.
- No dalej –
ponaglił go Jack - spraw bym chciał zainwestować w twoją firmę. Od razu mówię,
że argument „jestem twoim bratem” tym razem nie wystarczy.
Catherine z
uwagą śledziła rozmowę - a raczej monolog Pana Idealnego – starając się doszukać
w tym wszystkim jakiegoś sensu. Dlaczego Nathan miałby przekonywać własnego
brata, by ten zainwestował w jego firmę? Czy na tym świecie nie było żadnych
innych ludzi gotowych włożyć sporą ilość gotówki w redakcję?
- Jack -
odpowiedział w końcu – dobrze znasz moje wydawnictwo i doskonale wiesz, że jest
warte tych pieniędzy. Nie zapominaj, że też będziesz mógł na tej inwestycji
sporo zarobić.
- Albo
stracić – wtrącił Ethan Larsson, wspomniana prawa ręka Browna.
- Już od
dawana nosimy się z pomysłem rozbudowy gazety, ale dobrze wiesz, jaki jest
dzisiejszy rynek. Trzeba wymyślić coś chwytliwego, coś, co na pewno się
sprzeda. Wszystkie pomysły znajdują się w tej teczce, wystarczy, że to
przejrzysz – powiedział Nate, wyciągając w jego stronę szarą teczkę pełną
dokumentów.
Jack Brown po
chwili zwłoki sięgnął po nią, ale zamiast otworzyć położył obok siebie.
- To mi nic nie
mówi. I przede wszystkim, to wciąż mnie nie przekonuje.
- Widział pan
ogólny zarys pomysłu. – Tym razem Lucas podjął walkę. – Nasi ludzie pracowali
nad tym ciężko i w końcu udało nam się stworzyć pomysł, który chcemy w stu
procentach zrealizować…
Podczas, gdy
Green mówił dalej Catherine uważnie śledziła reakcje Jacka Browna. Niczym
zahipnotyzowana patrzyła na jego skupioną twarz, chcąc nie chcąc, odcinając się
od rozmowy. Zaczęła myśleć o Jacku Brownie, wyobrażając sobie, co by było,
gdyby pozwoliłaby mu w barze odkupić tego drinka. Czy poznaliby się lepiej, a
może zafascynowana jego czarem wylądowałaby z nim w łóżku? Przez jej myśli
przeszło kilka możliwości związanych z tym, jak tamten wieczór mógłby się
zakończyć, a każda następna była jeszcze odważniejsza od poprzedniej. W tym
mężczyźnie było coś, co ją fascynowało i nie pozwalało się skupić na niczym
innym.
- A co pani o
tym myśli, panno Jones? – zapytał nagle Jack, a jego szare oczy patrzyły na nią
dociekliwie. – Sądzi pani, że ta gra jest warta świeczki?
Drugie
pytanie zadał takim tonem głosu, jakby chodziło tu o coś zupełnie innego.
Dziewczyna jednak nie dała się omotać, zdając sobie sprawę, że z tej zabawy
może wyjść tylko jeden zwycięzca.
- To zależy,
czy lubi pan ryzyko, panie Brown – odpowiedziała nieco zalotnie. – Z drugiej
strony, kto nie ryzykuje ten nie wygrywa, prawda?
Jego lekko
łobuzerski uśmiech był jedynie potwierdzeniem tego, że połknął haczyk.
- Zagrajmy
więc – oznajmił, unosząc znacząco brew, a jego głos zawirował Cath w głowie.
Nie dała jednak tego po sobie poznać. Zdawała sobie sprawę, że ten lunch
dopiero się zaczął…
Gdy spotkanie
dobiegło końca i Catherine była przekonana, że Jack Brown zainwestuje pieniądze
w firmę swojego brata, a jej szefa, odetchnęła z wielką ulgą. Jej mięśnie
momentalnie się rozluźniły, a ona przynajmniej wiedziała, że nie będzie musiała
się tłumaczyć przed Lucasem, że zapewne jednym z powodów, dla których Jack
Brown nie zdecydował się na włożenie swoich pieniędzy w rozbudowę gazety jest
ten, że nazwała go palantem.
- Powinniśmy
uczcić ten sukces - oznajmił Nathan,
zaraz po tym, jak Jack Brown razem z Ethanem Larssonem się z nimi pożegnali i
opuścili restaurację. Rzecz jasna, Jack przy pożegnaniu nie omieszkał rzucić w
stronę Catherine znaczącego spojrzenia mówiąc przy tym „do zobaczenia wkrótce”,
jakby składał jej jakąś obietnicę, a jednocześnie rzucał wyzwanie.
-
Zdecydowanie – powiedział stanowczo Lucas. – Zasłużyliśmy na to. Właśnie,
Catherine, muszę przyznać, że spisałaś się świetnie.
Dziewczyna
uśmiechnęła się nieśmiało, po czym skinęła głową w ramach podziękowania za miłe
słowa.
- Czego się
napijesz, moja droga? – zapytał wesoło Nate.
- Właściwie,
jeśli panowie nie mają nic przeciwko, wolałabym wrócić już do pracy.
Nathan
machnął ręką.
- Do pracy?
Moja droga, po części to właśnie ty przekonałaś mojego brata do zainwestowania
w naszą gazetę, więc zasłużyłaś na trochę wolnego. Zresztą, ledwo wróciłabyś do biura, a
musiałabyś już wychodzić. Tak więc, jeśli chcesz, możesz wrócić do domu i
trochę odpocząć. W pełni na to zasłużyłaś.
Nathan Brown
zasadniczo różnił się od swojego brata. Nie tylko dlatego, że był młodszy, co
zresztą można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Chodziło tu przede wszystkim
o to, że był łagodniejszy, bardziej rozluźniony. W żadnym wypadku nie odgrywał
roli złego pana prezesa, o co niewątpliwie można było posądzić Jacka Browna,
który wydawał się silnie przestrzegać ustalonych przez siebie zasad. Jack był
niezwykle pewny siebie i z pewnością nie decydował się na żadne ustępstwa. Z
Nathanem można było otwarcie dyskutować, może nawet narzucić mu swoje zdanie,
zaś Jack zapewne na to by sobie nie pozwolił. Dwóch braci i dwa różne światy.
- Dziękuję –
powiedziała cicho Catherine, po czym pożegnała się z Lucasem i Nathanem.
Zaledwie chwilę później stała już przed restauracją, zdając sobie sprawę, że
tak naprawdę jeszcze nie chce wracać do miejsca, które tymczasowo nazywała
domem. Zamiast tego zdecydowała się na długi spacer, mając nadzieję, że po
drodze napotka jakiś sklep z gratami i uda jej się kupić rower za niską cenę.
Jak do tej pory przeżyła dwie poranne jazdy samochodem z Lily i miała nadzieję,
że na tym będzie mogła zaprzestać liczenie.
Jestem ciekawa czy Jack zgodził się na udział w tym ze względu, że go zainteresowała ta oferta, czy może dla tego aby w pewien sposób zbliżyć się do kobiety. Mam przeczucie, że to nie jest tylko jednostronna fascynacja Catherine. Bardzo podoba mi się rozdział, przeczytałam go tak szybko, aż chciałoby się powiedzieć.. czemu tak krótko?! :) To by było na tyle. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń/pozorne-szczescie/
Niesamowity rozdział ;D gdy zobaczyłam że to koniec czułam wielki niedosyt . Także mnie zastanawia czy Pan Tajemniczy "połknął haczyk" czy najnormalniej w świecie zbliża się do kobiety . Czekam na następnyy :*
OdpowiedzUsuńBoże, jak można nie przepadać za blondynami, z niebieskimi, czy szarymi oczami, no jak?! Nie wiesz, co robisz -.-
OdpowiedzUsuńA apropo rozdziału.
Bardzo przyjemnie czyta mi się twoje opowiadanie: miło, płynnie i zdecydowanie za szybko. Pasowałoby mi, gdydy rozdziały były dłuższe.
Jakiś romans w tle wyczuwam ]:-> Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie ;)
Pozdrawiam ;)
Rozdział ciekawy i bardzo miło się go czytało . Czekam na następne spotkanie prezesa i głównej bohaterki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oxox
Aaa! Prezes! - fuj!- przepraszam, ale zbyt mi się to kojarzy z moim przyjacielem. Ten facet umie załatwić wszystko w chwil kilka :D
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału :) To nie mam zastrzeżeń. Catherine właściwie dobrze robi, że nie daje po sobie poznać co czuje do pana Złego i Idealnego :D Coś czuję, że będzie się działo! I niech się dzieje, ale w mniejszych odstępach czasowych!! Pisz szybciej!!
new-deal-2012.blogspot.com --> zapraszam, tak przy okazji :)
Jakiś czas temu zaprosiłaś mnie na Twitterze na swoje opowiadanie. Niedawno sobie o tym przypomniałam i postanowiłam zajrzeć. Naprawdę nie żałuję, że to zrobiłam, bo czas spędzony na przeczytaniu prologu i dwóch rozdziałów okazał się bardzo mile spożytkowany ;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim muszę pochwalić Twój styl, gdyż jest bardzo lekki, prosty i obrazowy, a właśnie taki jest najbardziej przekonujący w obyczajówkach. Polubiłam Catherine z miejsca. Choć faktycznie nieśmiała, zyskuje przy bliższym poznaniu - jestem pewna, że jeszcze niejednokrotnie pokaże pazurki. Cóż, kiedy dostała pracę u Lucasa Greena, od razu pomyślałam, że ta chwila na zawsze zmieni jej życie. Uważam, że rady Lily będą zbędne, a Cath sama zacznie się zmieniać w świeżym środowisku. Pojawienie się Pana Tajemniczego mnie nie zaskoczyło: jak tylko bohaterka zauważyła, że gościa kojarzy, domyśliłam się, iż to ten przystojny facet o szarych oczach, który doprowadził do incydentu z drinkiem. W duchu nieźle klęłam na Catherine, która zachowała się wyjątkowo złośliwie; ja pewnie pozwoliłabym, aby Jack odkupił mi tego drinka. Ale przecież nic straconego, prawda? Chociaż to było spotkanie biznesowe, odnoszę wrażenie, iż wystarczyło, aby tych dwoje należycie się sobą zainteresowało. Może faktycznie coś z tego wyniknie?
Chętnie przekonam się, co będzie dalej, dlatego dodaję Twojego bloga do obserwowanych.
W wolnej chwili zapraszam do siebie: http://siegajac-nieba.blogspot.com
Pozdrawiam.
No dobra, choć uczucie, że gdzieś coś już takiego czytałam nie mija, to fakt, że naprawdę dobrze i ciekawie piszesz, sprawia, że chcę więcej. Akcja nabiera tempa, a Pan Tajemniczy nazywa się adekwatnie do swoich poczynań :) Przez moment myślałam nawet, że wyjdzie za Catherine z restauracji, ale to by było za proste.
OdpowiedzUsuńJeśli mogę jedynie dodać coś od siebie, to postaraj się o odrobinę dłuższe rozdziały, będzie się czytało o wiele lepiej i nie będą się kończyły tak szybko :P
Pozdrawiam i czekam na kolejny xD
Bracia?! No poważnie? Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego, choć nie zaprzeczanie rozdział jest fantastyczny. Na początku miałam problem z ogarnięciem kto jest kim, ale tak to nie mam zarzutów...Pan Tajemniczy; świetnie to brzmi ^^ Mam nadzieję, że akcja się wkrótce rozwinie, a rozdziały będą troszeczkę dłuższe. No a póki co liczę, że Cat znajdzie swój wymarzony rower...niebieski rower, hehe. Cóż, mam słabość do tego koloru, przyznaję się. Czekam na NN ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co będzie dalej? Również mam przeczucie, że kiedyś gdzieś coś takiego czytałam, ale to może tylko jakieś dziwne skojarzenia ^^
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, to jest jeden z tych blogów, które warto odwiedzać ;)
Pozdrawiam serdecznie
Liley
O Matkoo... Genialnee! Bardzo mi się to podoba! A to zapewne dlatego, ze główna bohaterka, można powiedzieć jest praktycznie taka sama jak ja. Nieśmiała, ale w swoim towarzystwie się jej buzia nie zamyka! Na pewno będę czytać na bieżąco. Bardzoo Ciekawe! Gratuluje talentu i wyobraźni;)!Powodzenia w dalszym pisaniu.;P
OdpowiedzUsuńMoniaa;P
Nie polubiłam Lily, mimo że oczywiście w jakiś sposób jest pozytywna. Jak dla mnie jest jednak zbyt rozgadana i przyciąga zbyt dużo uwagi; jej hałaśliwość również by mnie denerwowała. Nienawidzę zbyt głośnego zachowania i takie osoby denerwują mnie, przyprawiając jednocześnie o ból głowy.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o postać Catherine to polubiłam ją, głównie ze względu dlatego, że wydaje mi się ona nieco tajemnicza - a takie postacie intrygują mnie i jednocześnie z deka irytują, bo nigdy nie wiem czego mam się po nich spodziewać :D
Natomiast Jack Brown również przyciągnął moją uwagę i - o zgrozo! - w znaczeniu pozytywnym. Opisałaś go w ten sposób, że od razu przypomina mi się Rhett Butler, a musisz wiedzieć, że jego postać uwielbiam. Tak samo jak i bohater "Przeminęło z wiatrem" wydaje się wiedzieć czego w życiu chce. Ma pieniądze, olśniewający wygląd i niski głos. No i przede wszystkim, według spostrzeżeń Cat, ma kobiet na pęczki.
Co do roweru wydaje mi się to idealnym pomysłem, bowiem sama kocham jeździć tym środkiem transportu, huh :D
Pozdrawiam Cię :)
I zapraszam do siebie, na http://bkk-szukajac-szczescia.blogspot.com :)
Czekam, na więcej. Na razie nie wyrażę swojej opinii, muszę bardziej poznać tę opowieść:)
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do LA - let-rainfall.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńA więc są braćmi? No to interesująco się zapowiada ;D
OdpowiedzUsuńInteresujące :) Przeczytałam szybko dwa rozdziały i jestem ciekawa co będzie działo się dalej.
OdpowiedzUsuń