Tworzenie
planów działania nigdy nie było mocną stroną Catherine. Wręcz przeciwnie. Co
prawda, lubiła trzymać rękę na pulsie i unikać nieprzyjemnych niespodzianek,
ale żeby od razu wszystko analizować? Z pewnością nie to było jej zamiarem.
Niestety sprawy zaczęły przyjmować nieco inny bieg. Nie chodziło już jedynie o
to, że Jack Brown zaproponował jej przyjaźń. Była w stanie zrozumieć, że ten
mężczyzna potrzebuje czegoś więcej, bo z pewnością nie była idealną kandydatką
dla niego. Tym razem chodziło o coś jeszcze. Mianowicie o Harrego Thomasa,
który nagle postanowił zrezygnować z pójścia z nią na drinka. Ot tak po prostu,
powiedział, że coś mu wypadło i szybko zniknął. Catherine była pewna, że coś nie
gra. Nie wiedziała tylko co. Nie mogła pozbyć się jednak nieprzyjemnej myśli,
że to z nią jest coś nie tak. Najpierw Brown, potem Thomas. Definitywnie coś
było na rzeczy.
Dlatego,
następnego dnia Catherine była bardziej niż zdeterminowana, by dowiedzieć się,
co robi źle. Przyszła do pracy znacznie wcześniej, niż zwykła i od razu
pokierowała się na piętro, na którym urzędował Harry. Po drodze rozważała kilka
scenariuszy, zastanawiając się, jak powinna to wszystko rozegrać. Nie chciała
wyjść na desperatkę, łaknącą randki z jakimkolwiek mężczyzną, bo przecież nie
tak to wszystko się prezentowało. Prawda była taka, że do momentu, w którym
Jack zaproponował jej przyjaźń, nie zależało jej na żadnej randce. Winę mogła
więc zrzucić tylko i wyłącznie na Browna, bo to on rozbudził w niej tę dziwną
potrzebę udowodnienia sobie, że wszystko z nią w porządku.
Przeszła
przez recepcję uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili
zobaczyła swój cel.
Thomas
nachylał się nad niewielkim boksem, przy którym siedział inny mężczyzna,
którego Catherine nie znała z imienia.
-
Harry, masz chwilę? – zagadnęła od razu, zwracając na siebie uwagę mężczyzn.
Thomas
szybko odwrócił się w jej stronę. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas,
którego Catherine nie potrafiła zinterpretować.
-
Jasne – odpowiedział szybko.
Wyminął
dziewczynę, kierując się w stronę drzwi swojego gabinetu. Nie wszedł jednak do
środka, a zatrzymał się w przejściu.
-
W czym problem? – zapytał, rozglądając się niepewnie, jakby szukał szpiega.
-
Wszystko w porządku, Harry? Zachowujesz się jakoś dziwnie.
-
Ponieważ lubię tę pracę, Cath.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi, zupełnie nie rozumiejąc, co to dokładnie znaczy. Już
zaczynała dziękować losowi, że jednak nie poszła z tym facetem na drinka, bo
Thomas był co najmniej dziwny. Coś jednak ją podkusiło.
-
Co to ma do rzeczy?
Harry
zmierzył ją surowym spojrzeniem.
-
Catherine, nie wiem, co jest pomiędzy tobą a Jackiem Brownem, ale proszę, nie
mieszaj mnie do tego. Lubię tę pracę i nie mam zamiaru jej stracić.
-
Dlaczego miałbyś ją stracić?
To
zdecydowanie było dziwniejsze niż myślała. Już zaczynała szukać winy w sobie,
ale teraz była pewna, że ten mężczyzna ma poważne zaburzenia psychiczne.
-
Catherine, nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Jak już powiedziałem, nie chcę
się w to mieszać. To sprawa pomiędzy tobą a Brownem. Ja mam zamiar zatrzymać tę
pracę, więc będę trzymał się jego wskazówek.
-
Jakich, do diabła, wskazówek? – Catherine pomału zaczynała tracić cierpliwość.
Harry
zaśmiał się.
-
Brown określił się jasno. Mam się trzymać z daleka od ciebie, jeśli chcę
zatrzymać tę pracę. Dlatego, jeśli wybaczysz, wrócę do moich obowiązków.
Thomas
przekroczył próg swojego gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Zdecydowanie nie
był już zainteresowany randkowaniem z Catherine, ale przynajmniej znała tego
powód. I była wściekła. Nie mogła pojąć, po co Jack zadał sobie tyle trudu, by
ingerować w jej sprawy. Jakim prawem dyktował z kim może się spotykać po tym,
co sam jej zaoferował?
Wycofała
się w stronę wyjścia, nie mogąc przestać o tym myśleć. Skierowała się jak
najszybciej na odpowiednie piętro, po czym szybko zasiadała za swoim biurkiem
sięgając po telefon. Zerkając na rozpiszę, wykręciła odpowiedni numer.
-
Cloe Hughes, asystentka pana Browna. W czym mogę pomóc?
Catherine
pochłonięta rządzą mordu nie zdążyła przemyśleć tego, co zamierza powiedzieć
Jackowi, ani jego asystentce. Nie oznaczało to jednak, że miała zamiar się
wycofać. Co to, to nie.
-
Dzień dobry, z tej strony Catherine Jones. Dzwonię z biura Lucasa Greena. Muszę
pilnie porozmawiać z panem Brownem.
-
Witaj, Catherine – odpowiedziała znacznie cieplejszym głosem. Cath zupełnie
zapomniała, że Cloe jest zarówno dziewczyną Daniela, jej dobrego przyjaciela,
jak i zaufaną asystentką Jacka. Najwyraźniej przyszedł czas, by to wykorzystać.
- Przykro mi, ale pan Brown ma dzisiaj dzień wolny. Może mam coś przekazać?
Catherine
zacisnęła dłoń na słuchawce. Oczywiście, kiedy naprawdę chce z nim porozmawiać,
Jack znika.
-
Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie mogę go znaleźć?
Chwila
ciszy była zdecydowanie spowodowana wahaniem się dziewczyny.
-
Chciałabym ci pomóc, Catherine, ale nic na ten temat nie wiem. Przykro mi.
-
W porządku.
-
Przekazać panu Brownowi, gdy tylko się pojawi, że dzwoniłaś?
-
Nie – odpowiedziała z rozdrażnieniem. Wolała, żeby głowa Jacka znalazła się na
srebrnej tacy prędzej niż później. Nie mogła więc na niego czekać. – Dziękuję.
Catherine
z pewnością potrzebowała chwili, by odetchnąć. Niestety, czasem tak bywa, że
pochłonięci żądzą mordu nie często mamy czas, by się zatrzymać, choćby na kilka
sekund, i wszystko przemyśleć.
Jones
wstała od swojego biurka i przeszła do gabinetu Greena. Zapukała, by zaraz
potem wejść do środka.
-
Szefie – zaczęła. – Nie przychodziłabym, gdyby to nie było bardzo ważne, ale…
-
Coś się stało, Cath?
-
Chodzi o moją przyjaciółkę – skrzywiła się, niezadowolona, że zaczęła od
kłamstwa. Z pewnością nie była najlepszą aktorką, ale tym razem wszelkie
uprzedzenia odsunęła na bok. Nie chciała okłamywać Lucasa, ale jaki miała
wybór? Gdyby powiedziała mu, że ma zamiar wydusić siłą zeznania z Jacka Browna,
Green z pewnością by jej nie puścił. – Ma jakieś kłopoty. Miałbyś coś
przeciwko, gdybym wyszła na godzinę? Naprawdę źle się czuję, prosząc cię o to,
ale…
-
Wszystko w porządku, Catherine. I tak zaraz wychodzę na spotkanie. Jedź i
załatw to byś mogła spokojnie zająć się pracą.
Zdecydowanie
Lucas Green mógłby startować w plebiscycie na szefa roku i Catherine namówiłaby
tabun ludzi, by oddali na niego głos. Dziewczyna miała jednak nadzieję, że już
więcej nie będzie musiała wykorzystywać jego dobrego serca. A przynajmniej nie
za sprawą kłamstwa.
-
Dziękuję.
~*~
Catherine
preferowała unikanie. Unikanie wszelkich problemów osobistych uważała za
najlepsze rozwiązanie. Dlatego zawsze siedziała z boku i nie wtrącała się w to,
co robią inni. Udawała także, że nie widzi, gdy ktoś przejmował kontrolę nad
jej decyzjami. Teraz jednak nie mogła siedzieć cicho. Za żadne skarby świata.
Musiała w końcu przejąć kontrolę. Zająć się swoim życiem, a przede wszystkim
poukładać kilka spraw. Żeby to jednak zrobić musiała otrzymać kilka odpowiedzi.
Na jej nieszczęście, mógł ich udzielić tylko jeden człowiek.
Uderzyła
kilkakrotnie pięścią w masywne drzwi prowadzące do mieszkania Jacka Browna. Nie
miała zamiaru puścić mu tego płazem. Jakby nie było, Jack sam wycofał się z
gry. Nie miał więc prawa dyktować jej z kim będzie się spotykała. Miała prawo
do jednorazowej przygody z Harrym wczorajszego wieczoru, bez względu na to, czy
żałowałaby tego, czy nie.
Po
chwili drzwi mieszkania otworzyły się szeroko. W progu nie stał jednak wysoki,
seksowny biznesmen, a niska, pulchna kobieta, najprawdopodobniej Hiszpanka. Cath
mogła jedynie zgadywać, że jest gosposią Browna.
-
W czym mogę pomóc? – zapytała, patrząc niepewnie na Catherine, jakby się spodziewała,
że ta zaraz wyjmie zza pleców broń.
-
Szukam Jacka Browna. Jest w domu? Cloe powiedziała, że wziął sobie dzień wolny.
Hiszpanka
spojrzała na Jones podejrzliwym wzrokiem.
-
A ty jesteś?... – zapytała z wyraźnym hiszpańskim akcentem.
-
Catherine Jones.
Kobieta
wzruszyła ramionami, dając tym znak, że nie słyszała o takiej osobie.
-
Jest w domu? – zapytała ponownie, nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi ze
strony kobiety.
-
Pan Jack nie przyjmuje dzisiaj gości.
Nim
kobieta zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, by zamknąć drzwi, Catherine wtargnęła
do mieszkania. Hiszpanka nie miała jednak zamiaru przyjąć tego ze spokojem.
-
Dzwonię na policję! – zawołała za Cath, biegnącą w stronę schodów, zaraz po
tym, jak przemierzyła wzrokiem dół.
-
Cześć Sammy – zawołała po drodze do psa, dezorientując tym całkowicie
Hiszpankę.
-
Niech pani się zatrzyma! – zawołała, biegnąc za Jones, kurczowo trzymając
telefon w ręku. – Zaraz zadzwonię na policję.
Catherine
nie przejmując się żadnymi pogróżkami ze strony kobiety wkroczyła na piętro.
Instynktownie pokierowała się w stronę sypialni Jacka, spodziewając się tam go
zastać. W końcu była ósma rano, gdzie indziej mógłby być?
Z
impetem otworzyła drzwi jego sypialni. Mężczyzna leżący na łóżku gwałtownie
podniósł głowę.
-
Catherine? – zapytał zaspanym głosem.
Dziewczyna
momentalnie znalazła się przy jego łóżku i zwinnym ruchem sięgnęła po poduszkę.
Nie zastanawiając się dłużej wycelowała nią prosto w Jacka.
-
Jak mogłeś? – warknęła, uderzając go puchowym przedmiotem w głowę.
-
Cathe…
Kolejne
uderzenie uniemożliwiło mu dokończenie choćby tego jednego słowa.
-
Palant! – następne uderzenie. – Skończony palant!
-
Panie Brown?... – do sypialni wbiegła Hiszpanka, odwracając tym samym uwagę
Catherine od celu. – Czy?...
-
Sammy chyba potrzebuje spaceru, Lucia – oznajmił stanowczym głosem Brown, równocześnie
wykorzystując moment nieuwagi Jones, by skonfiskować jej poduszkę.
W
chwili, gdy Hiszpanka odeszła, uprzednio spoglądając ostrzegawczo na Catherine,
Jack wstał mierząc Catherine rozgniewanym spojrzeniem.
-
Co do cholery? – zapytał ostro.
-
Ty się jeszcze pytasz? – warknęła, zakładając ręce na biodra, gotowa odeprzeć
atak Browna. Patrzyła mu prosto w oczy, wiedząc, że z pewnością nie przegra tej
walki. – Najpierw mnie odrzucasz, a potem zabraniasz innemu mężczyźnie spotykać
się ze mną! Co to ma znaczyć? Nie masz prawa się wtrącać!
Jack
westchnął przeciągle.
-
O to chodzi? Po to całe zamieszanie? Catherine, mam dzisiaj wolne, a ty wbiegasz
tutaj, jakby się paliło – powiedział spokojnie, mierzwiąc sobie ręką włosy.
Być
może właśnie ta lekceważąca postawa sprawiła, że złość w Catherine rozbrzmiała
na nowo, może nawet z podwójną siłą.
-
Żartujesz sobie?! – warknęła. – Powiedziałeś, że chcesz przyjaźni, do diabła. Nie
masz więc prawa decydować z będę sypiać, Brown.
Nagle,
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Jack się ożywił. Jego mięśnie momentalnie
się napięły, ale wciąż miał zniewalające spojrzenie. Była w tym jakaś dzikość,
groza, niedostępność.
-
Tego właśnie chciałaś? Iść do łóżka z tym facetem?
-
To nie twój interes!
Jack
uniósł wskazujący palec ku górze i zaczerpnął powietrza, jakby chciał coś
powiedzieć, jednak z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zamiast tego, w
ułamku sekundy zrobił krok do przodu i położył rękę na karku dziewczyny,
przyciągając ją do siebie. Ich usta momentalnie się spotkały, jednak nie był to
pocałunek, jakimi do tej pory Jack obdarzał Catherine. Teraz ich usta zetknęły
się w gorącym, drapieżnym pocałunku. Pełnym złości, ale i również pożądania. Pożądania
tak wielkiego, że wszystkie myśli Catherine i zamiary z jakimi tu przybyła,
gdzieś się ulotniły. Skupiała się jedynie na tym, by nie przestać oddychać. Moc
i bojowość pocałunku budziła w niej jednocześnie strach i zachwyt. Ich języki
walczyły o dominację, a ciało płonęło gorącem.
Catherine
nie wiedziała, w którym momencie Jack zdołał ją podnieść, bądź też pokierować w
odpowiednim kierunku, ale w pewnej chwili znalazła się na łóżku, co uświadomiła
jej chłodna pościel pod jej rozgrzanym ciałem.
Instynktownie
przyjęła Jacka rozchylając nogi i owijając je wokół jego bioder. Do tej pory
myślała, że zdarzenie, które miało miejsce w kuchni pomiędzy nią a Jackiem było
najgorętszym momentem jej życia. Teraz wiedziała, że nie doceniła w pełni Jacka
i jego umiejętności rozbudzania jej zmysłów. Pragnęła go w tym momencie tak,
jak nigdy wcześniej mężczyzny i była gotowa go zdobyć. Wiedziała, że Jack
zapewne ma nadzieję, na niezobowiązujący numerek i była gotowa mu to dać. Sama
tego chciała.
Nie
zwykła angażować się w żadne poważne związki i wiedziała, że z tym facetem jest
to niemożliwe. Była pewna, że żadne z nich tego nie chciało. Co więc stało im
na przeszkodzie?
Najwyraźniej
Jack jakąś znalazł, gdyż nagle odsunął się od dziewczyny. W mgnieniu oka, a
przynajmniej tak wydawało się Catherine, która leżała zdezorientowana na łóżku,
Jack znalazł się przy stoliku nocnym i sięgnął swój telefon, odbierając go.
-
Jack Brown.
Catherine
nie słuchała rozmowy mężczyzny. Była co najmniej oburzona jego zachowaniem. W
momencie, gdy uświadomiła sobie, że jest gotowa pójść z tym mężczyzną na całość,
on rezygnował. Może Lily miała racje i Cath faktycznie źle całowała. Szybko
jednak odrzuciła tę opcję przypominając sobie, co stało się pomiędzy nimi przed
chwilą. Z pewnością nie całowała źle. A nawet jeśli tak było, była gotowa wziąć
kilka lekcji od specjalisty w tej dziedzinie.
-
Wybacz, Catherine. Trochę mnie poniosło.
Dopiero
po chwili uświadomiła sobie, że Jack zwraca się do niej. Wciąż lekko zamroczona
podniosła głowę do góry zerkając na mężczyznę. Nie czuła się tak dobrze, jak
chwilę temu. Można powiedzieć, że teraz było jej nawet lekko wstyd ze względu
na swoje zachowanie.
-
W porządku.
Uniosła
się do pozycji siedzącej, po czym rozejrzała się po pokoju, szukając
jakiejkolwiek deski ratunku z tej niezręcznej sytuacji.
-
Może zjemy śniadanie? – zaproponował. Najwyraźniej nawet Pan Tajemniczy nie był
teraz do końca swobodny, nawet będąc w
swoim domu.
-
Muszę wracać do pracy.
-
To tylko śniadanie, Catherine. Jeśli chcesz zadzwonię do Greena i powiem, że
się trochę spóźnisz. Jaka to przyjemność z bycia szefem, kiedy nie możesz nikim
dyrygować?
Z
pewnością Catherine nie chciała, by Jack dzwonił do Lucasa. W końcu przed
wyjściem powiedziała mu, że musi załatwić sprawę z przyjaciółką, a nie z
Jackiem. Nie miała zamiaru zostać przyłapana na kłamstwie.
-
Nie trzeba. Zakładam, że Lucas wybaczy mi półgodzinne opóźnienie.
Jack
uniósł brew.
-
Jesteście po imieniu?
-
To jakiś problem? – zapytała zakładając ręce na piersi z lekkim uśmiechem.
Nie
mogła zaprzeczyć, podobały jej się podchody Browna. Jakakolwiek oznaka jego
zainteresowana jej życiem teraz była na wagę złota. Chciała go zdobyć i
wiedziała, że z pewnością jej się to uda. Nawet jeśli miałaby skorzystać z
pomocy swojej szalonej współlokatorki.
-
Śniadanie czeka – oznajmił, wymigując się od odpowiedzi.
Zaledwie
chwilę później Catherine siedziała już na stołku barowym w kuchni Browna, z
uwagą przyglądając się mężczyźnie krzątającemu się po pomieszczeniu. W końcu
Jack wyjął dwie miski i postawił je na blacie. Oboje zgodnie postanowili, że
zjedzą płatki z mlekiem. Catherine z pewnością było to na rękę, gdyż śpiesząc
się rano do redakcji, by porozmawiać z Harrym zapomniała o śniadaniu.
-
Zagrzeję tylko mleko – oznajmił Jack.
-
Jesz płatki z ciepłym mlekiem? – skrzywiła się.
Jack
spojrzał w jej stronę unosząc brew ku górze.
-
To źle?
-
No raczej. Nie ufam ludziom, którzy grzeją mleko do płatków.
Brown
uśmiechnął się łobuzersko.
-
Ja nie ufam ludziom, którzy dodają do płatków zimne mleko – oznajmił stawiając
na blacie paczkę płatków śniadaniowych o smaku czekoladowym.
-
Przynajmniej w jednym się zgadzamy – dodała, patrząc mimochodem na paczkę
swoich ulubionych chrupek.
W
tym samym momencie rozdzwonił się jej telefon, uzmysławiając Cath, że następnym
razem będzie musiała go wyłączyć przed spotkaniem z Brownem. Nie chciała, by w
przyszłości coś im przeszkodziło, gdy zupełnie przypadkowo znajdą się w
podobnej sytuacji, jak ta, co rozegrała się w jego sypialni, bądź na blacie
kuchennym.
Na
wyświetlaczu telefonu migało imię najlepszej przyjaciółki Catherine. Choćby
bardzo chciała, nie potrafiła tego zignorować.
-
Przepraszam na chwilę – zwróciła się do Browna, po czym zeskoczyła ze stołka
barowego odchodząc na kilka kroków. – Tak, słucham?
-
Cześć, Cath – powiedziała radośnie Emma. – Nie odzywałaś się długo.
-
Miałam kilka rzeczy na głowie. Wszystko w porządku?
Emma
roześmiała się.
-
To zależy jak na to spojrzeć. Powiedz mi, moja droga, ile zajmie ci
przyjechanie na lotnisko, by odebrać stamtąd mój tyłek. Tak się składa, że
jestem w Atlancie.
Catherine
zastygła w bezruchu. Oczywiście to był odpowiedni moment, by zapytać Emmę, co
ją skłoniło do przylotu do Atlanty i dlaczego wcześniej nic na ten temat nie
powiedziała, ale tak się złożyło, że te wszelkie pytania tego typu zeszły bok.
-
Nie ruszaj się stamtąd – powiedziała po chwili. – Zaraz będę.
Tak na wstępie: ja też nie ufam ludziom jedzącym płatki z zimnym mlekiem, brr.. :)
OdpowiedzUsuńRozdział chyba nieco krótszy niż wszystkie, albo po prostu tak szybko mi czas minął jak go czytałam! Jack mnie dobija po prostu! Ewidentnie widać, że facet chce się dobrać do Cath, ale coś go powstrzymuje. Tylko co? Czy to przez spotkanie z ex? Intrygujące... A cóż Emma robi w Atlancie? Czekam niecierpliwie na 16, jestem bardzo ciekawa co wymyślisz ;)
ZAJEBISTE <3
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie:))))))))))) za każdym razem czuje adrenalinę..wczuwam się w to wszystko :D
pozdrawiam :*
No i kolejny raz spaprał sprawę, no co za facet! :)
OdpowiedzUsuńZnów będę usychać przez następne kilka dni, czekając na to co wydarzy się dalej, ale dziękuję za umilenie wieczoru! :)
Pozdrawiam :*
Świetny rozdział , czekam z niecierpliwość na następny :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział tylko prosze nie każ nam długo czekac na następny :P bo czuje się nie nasycona tym ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, rozdział ujmujący :)! Mam nadzieje, że wkrótce pojawi się następny :)
OdpowiedzUsuńJack mnie zadziwia ;) Ciekawa jestem, jak długo oboje wytrzymają te jego podchody ;)
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacyjny.....cóż tu więcej mówić. Tylko nie każ mi zbyt długo czekać na kolejny.! :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Spodobał mi się zwłaszcza fragment, gdy Cath wparowała do domu Jacka i okładała go poduszką. Musiało to zabawnie wyglądać. Ciekawa jestem jeszcze po co Emma przyleciała do Atlanty.
OdpowiedzUsuńto jest niesamowite !
OdpowiedzUsuńOhayo ;)
OdpowiedzUsuńKurde tak mnie to zastanawia. Najpierw ułożyłas fabułę i plan wydarzeń, czy korzystasz z pomysłów na chwilę obecną?
Super, że Catherine przejęła pałeczkę. Z drugiej strony co skłoniło Jack'a do " przyjaźni" przecież ona wyraźnie mu się podoba.
No a to podobno kobiety są skomplikowane...
Rozdział jest świetny ;)
Pozdrawiam
Tworząc rozdziały korzystam z pomysłów na chwilę obecną. Oczywiście zaczynając opowiadanie miałam w głowie jakiś ogólny zarys, ale po drodze gdzieś się zmył. Tak więc, teraz pozostaje mi tylko moja wyobraźnia podczas tworzenia. Dlatego właśnie powodem pojawiania się rozdziałów w lekko opóźnionym terminie (oprócz ślęczenia nad książkami) jest właśnie problem "ugryzienia" danego rozdziału. Chwilami po prostu moje pomysły są w stanie hibernacji i nic na to nie mogę poradzić. ;P
UsuńTak, Jack zdecydowanie jest skomplikowanym facetem. Postaram się jednak wyjaśnić w następnym poście, dlaczego.
Cieszę się ogromnie, że rozdział Ci się spodobał.
Pozdrawiam ciepło!
O kurczę...widze że Jack coś miesza,dlaczego do jasnej cholery odsunął się od niej, jak ...ech...wiemy że jej pragnie, wiemy że nie należy do cierpliwych, ale nie wiemy dlaczego się tak ociąga.....czekamy ;)
OdpowiedzUsuńK.
Znowu wracamy do podchodów, a już zaczynało się robić gorąco...
OdpowiedzUsuńPalant - to stwierdzenie zdecydowanie pasuje do Jacka, a swoją drogą mówiłam, że Jack popamięta, gdy Cath dowie się, że groził Thomasowi. Chociaż wg mnie "bitwa na poduszki" to niezbyt poważna kara, przypominało mi to raczej grę wstępną... ale zaraz... właśnie nią była, bo przecież zaraz potem zrobiło się nad wyraz ciekawie.
Kurczę, myślałam że ta dwójka dorosłych ludzi wreszcie się zdecyduje, że obojgu im na sobie zależy, ale nie! bo to przecież byłoby za proste.
Rzeczywiście iskierki poleciały, jak obiecałaś, ale jeszcze za mało :) Chcę więcej :)
Gorąco pozdrawiam :)
Z początku miałam zupełnie inną koncepcję na ten rozdział, ale niestety w trakcie pisania to wszystko nieco się pozmieniało. Następne dwa rozdziały mam mniej więcej ułożone w głowie, ale zobaczymy. Może teraz przez te kilka dni wolnego (kochany maj!) uda mi się to wszystko jakoś posklejać.
UsuńPozdrawiam ciepło! :)
P.S. Fakt, Jack ostatnio jest nieco palanciasty. ;D
Jak zwykle super :-D
OdpowiedzUsuńjestem w szoku tym rozdziałem, najpierw się kłócą później lądują w łóżku i co on przerywa Jack jest niemożliwy..
OdpowiedzUsuńa co do Emmy też jestem ciekawa po co przyjechała do Atlanty, założę się, że Jack Cath podwiezie na te lotnisko. :)
kocham te opowiadanie, pozdrawiam. ;p
Keidy kolejny rozdizał?
OdpowiedzUsuńLada moment :)
UsuńOhohohohohhoih! To ja czekam nie odchodzę nigdzie !
OdpowiedzUsuń