piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 4 - Kumpel Pech



            Istnieją miejsca, których człowiek stara się unikać za wszelką cenę. Bez względu na to, jak bardzo akceptujemy siebie, wszyscy mamy jakieś drobne przyzwyczajenia, słabe punkty, coś, co chcielibyśmy zmienić. Catherine nie była jednak pewna, czy jest gotowa zmienić swoją słabość w pasję. Spójrzmy na to obiektywnie. W szkole średniej, na zajęciach z wychowania fizycznego nie była najgorszą osobą w drużynie, jakoś sobie radziła, a nawet od czasu do czasu zdarzało jej się zdobyć kilka punktów dla swojego zespołu. Te lekcje jednak były dla niej chwilą relaksy, wymienienia się informacjami ze swoją najlepszą przyjaciółką Emmą Doyle, a nie czasem wysiłku fizycznego. Niezależnie od tego, czy były w tej samej, czy przeciwnej drużynie biegały po boisku razem, streszczając sobie nawzajem przebieg dnia. W końcu wuef był jedną z niewielu lekcji, jakie miały razem. Grzechem byłoby nie wykorzystanie tego. Nie dziwne więc, że na samą myśl o pójściu na siłownię Catherine się krzywiła. Jakby nie patrzeć, nie miała zbyt dobrej kondycji. Przed przeprowadzką do Atlanty jej aktywność fizyczna ograniczała się do kilku minut jazdy rowerem, co jak sama uznała, i tak było godne pochwały. I, broń Boże, nie oznaczało to, że jest wielką fanatyczką sportu. Oczywiście, oglądała najróżniejsze mecze w telewizji i należała do niewielkiej grupy dziewcząt, które naprawdę wiedzą, co to jest spalony. A gdy była młodsza zawsze spędzała niedzielne popołudnia w ogrodzie, trenując z dziadkiem ulubione sporty. Wciąż jednak to nie oznaczało, że jest odpowiednią osobą do pójścia na siłownię. Nie miała do tego nawet odpowiedniego stroju! Jedyny dres, jakim dysponowała z pewnością nie nadawał się na wyjście na siłownie. Był raczej przystosowany do tego, by siedzieć w nim na kanapie przed telewizorem.
            Ale niestety nie były to wystarczające argumenty, aby przekonać Lily Harrison, że siłownia jest złym pomysłem. Co więcej, dziewczyna potraktowała to, jako okazję wciśnięcia Catherine kolejnego ubrania. Tym razem obcisłego „topu” i czarnych legginsów. Wszystko to miało jeszcze metkę, co oznaczało, że Lily bez wątpienia robi za dużo niepotrzebnych zakupów.
            Jako, że panna Harrison była nieugięta w dążeniu do wyznaczonych przez siebie celów, obie dziewczyny stały już w damskiej przebieralni w centrum sportu, które Lily bez ogródek określiła, jako najlepsze w całej Atlancie. Cath ani przez chwilę w to nie wątpiła, biorąc pod uwagę, że znajdowały się na jednym z wielu pięter w budynku. Jak się okazało, była również możliwość wykupienia karnetu na basen, zajęcia taneczne, sztuki walki, aerobik i wszelkie zajęcia fitness. Dlaczego więc Lily musiała wybrać właśnie siłownię?
            Catherine nerwowo poprawiła swój nieco za krótki top. Sama określiłaby ten kawałek materiału po prostu sportowym stanikiem, ale jej koleżanka wyraźnie zaznaczała, że to jest top. Co jak co, ale kłótnie z Lily na temat ubioru ewidentnie były stratą czasu, więc Jones szybko z nich zrezygnowała.
            - Jak wyglądam? – zapytała Lily, zakładając ręce na biodra.
            Catherine szybko zmierzyła ją spojrzeniem. Różowa bokserka z głębokim dekoltem i czarne przylegające do ciała spodnie idealnie opinające jej pupę były strojem, który przykuwał uwagę nie tylko mężczyzn. Lily była naprawdę piękną kobietą z latynoskimi korzeniami. Idealne piersi, niesamowita pupa, wyzywające spojrzenie. Nie dziwne więc, że zwracała uwagę swoim wyglądem i przyciągała mężczyzn, niczym magnes.
- Zbyt dobrze, by się spocić – powiedziała Catherine, choć wątpiła, by spocona Lily miała mniejsze zainteresowanie. – Będziesz rozpraszała tych wszystkich ludzi, kiedy będą próbowali ćwiczyć.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, jakby odpowiedź Cath w stu procentach ją satysfakcjonowała.
- Taki jest cel naszej wizyty tutaj, moja droga.
- Chyba twojej – westchnęła Jones. – Ja mam zamiar wejść na rowerek i postarać się nie zwracać na siebie najmniejszej uwagi, kiedy ty będziesz rozpraszała tych biednych ludzi – dodała, gdy ruszyły w stronę wyjścia z przebieralni, by pokierować się już na salę.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie zamierzasz schwytać żadnego przystojniaka? Przecież to doskonała okazja!
- Szczerze wątpię, by można było nazwać to doskonałą okazją. Oni przyszli tu poćwiczyć, a ty chcesz ich rozpraszać.
Lily roześmiała się głośno.
- Jesteś taka niewinna, Cath.
- Nie, nie jestem – zaprzeczyła szybko.
- Owszem, jesteś.
Panna Jones nie mając zamiaru kontynuować tej rozmowy rozejrzała się po wielkim pomieszczeniu, w którym były umieszczone najróżniejsze sprzęty. Mimowolnie porównała tę salę do siłowni znajdującej się w college’u, stwierdzając, że zdecydowanie karnet, który otrzymała od Lily w prezencie był niepoprawnie drogi. Nie dość, że sala była ogromna, to także sprzęty były pierwszej klasy. Nie mówiąc już o ludziach z nich korzystających. Piękni i wysportowani.
Cath mechanicznie zagryzła dolną wagę, nie czując się zbyt komfortowo w całym tym otoczeniu. Za to Lily promieniała. Co więcej, już wytropiła swoją pierwszą ofiarę.
- Spotkamy się… później – powiedziała całkowicie pochłonięta wpatrywaniem się w mężczyznę na wioślarzu.
Catherine pokiwała głową, choć doskonale wiedziała, że jej koleżanka na nią nie patrzy. Zaledwie kilka sekund później została sama po środku wielkiej siłowni, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Po raz kolejny rozejrzała się niepewnie. Wiedziała jednak, że skoro już tu jest musi wykorzystać ten czas.


Po zakończeniu kilkuminutowego biegu na bieżni (w ślimaczym tempie) i kilkukrotnym powtarzaniu pracującym tu trenerom, że nie potrzebuje pomocy wykwalifikowanego pracownika, Catherine znalazła się na rowerku treningowym. Można z ulgą powiedzieć, że odnalazła swoje miejsce na siłowni. Zresztą z punktu, w którym się znajdowała miała znakomity widok na wszystko, co się działo w dużym pomieszczeniu. Doskonale widziała Lily flirtującą z przystojniakiem, który zaprzestał swoich ćwiczeń i pokazywał jej swoje mięśnie, co momentalnie wprowadziło Catherine w rozbawienie i jednocześnie w utrapienie, gdyż potwierdziło to, że Lily miała racje. Widocznie rozpraszanie się na siłowni było jedną z taktyk podrywu, o których Jones nie miała najmniejszego pojęcia.
Jak się jednak okazało, miała wspaniałą okazję się tego nauczyć (jedynie obserwując, oczywiście), bowiem otaczało ją mnóstwo wysportowanych ciał. Zarówno męskich, jak i damskich, ale zdecydowanie większa uwagę zwracała na te pierwsze. Gdy już stwierdziła, że siłownia wcale nie jest takim złym pomysłem musiało się stać coś, co szybko zmieniło jej zdanie.
- Tylko nie to – jęknęła, momentalnie pochylając się nad ramą rowera treningowego, jakby próbowała się ukryć. Cóż, próbowała.
Kilka metrów dalej na ławce poziomej właśnie układał się nie kto inny, jak Jack Brown. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że większą niesprawiedliwością los nie mógł się wykazać. Najpierw, mężczyzna zjawił się w jej biurze w najbardziej kompromitującym dla niej momencie, a teraz pojawił się na siłowni, podczas, gdy miała na sobie sportowy strój Lily i z pewnością po biegu na bieżni (choć trwał zaledwie chwilę) nie prezentowała się tak dobrze, jakby teraz tego chciała.
Bezspornie mogła to nazwać niefortunnym zrządzeniem losu.
Była już przyzwyczajona do pecha, który towarzyszył jej na każdym kroku. Śmiało mogli nazywać się kumplami. Teraz jednak żałowała, że nie zostawiła swojego „kumpla” w domu.
Lekko uniosła głowę, jakby szukając drogi ucieczki, ale szybko rozproszyła swoje myśli i gdzieś daleko zagubiła swój cel, gdy tylko zobaczyła, jak Jack Brown podnosi gryf nad swoją klatką piersiową. Nie miała pojęcia, jak wielki ciężar unosi, ale wyglądał imponująco. Jego mięśnie napinały się w ten niezwykle seksowny sposób, powodując, że niejednej kobiecie teraz ciekła ślinka. Catherine odrzuciła pozory i zażegnała niepewność, po czym bez skrępowana wyprostowała się, nie mogąc oderwać wzroku od tego mężczyzny. Musiała przyznać, że garnitury szyte na miarę, w których do tej pory go widywała ukrywały bardzo, bardzo wiele. Nie miała na myśli tylko ciała mężczyzny, ale również jego osobowość. Teraz nie przypominał poważnego pana prezesa. Wyglądał pierwotnie i męsko, jak facet, który potrafi zająć się kobietą. Jak mężczyzna, który wie, co z nią zrobić, kiedy tylko ją zdobędzie. Boże broń, ale Catherine nie potrafiła powstrzymać swojej wyobraźni, która poszybowała naprawdę daleko. Zbyt daleko.
Ocknęła się momencie, gdy stojący nad Brownem mężczyzna pomógł mu zamieścić gryf na swoim miejscu, uwalniając ręce Jacka od ciężaru. Zaledwie sekundę później wstał z ławki, odpowiadając z szerokim uśmiechem na pytanie swojego towarzysza. Był taki rozluźniony.
Catherine  niczym oparzona zeskoczyła z rowerka, zamierzając jak najszybciej się gdzieś schować. Nie miało znaczenia, jak szybko będzie musiała biec, po prostu nie miała zamiaru po raz kolejny stanąć przed tym mężczyzną, w momencie kiedy nie była na to przygotowana. Fizycznie i psychicznie.
Niestety jej odwieczny kumpel Pech nie dał o sobie zapomnieć, gdyż na jej drodze stanął instruktor.
- Czy mogę pani w czymś pomóc, doradzić…
- Nie! – przerwała mu szybko. – Znaczy, nie dziękuję. Naprawdę. Tak właściwie, to bardzo się śpieszę, więc…
- Catherine?
Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, jej kumpel naprawdę ją kochał.
Leniwym ruchem odwróciła się w stronę źródła głosu, modląc się o choć odrobinę szczęścia. Niestety jej modlitwy z pewnością nie zostały wysłuchane.
Ale jednocześnie nie potrafiła pominąć tego, jak Jack się do niej zwrócił. Nie nazywał jej „panną Jones” - choć to także w jego ustach brzmiało niesamowicie - a wypowiedział jej imię.
- Pannie Brown… - oznajmiła, starając się brzmieć w miarę naturalnie. A już na pewno nie jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. – Cóż za spotkanie.
- W rzeczy samej – odparł, posyłając w jej stronę tajemniczy i diabelsko seksowny uśmiech. Uśmiech, który sprawił, że jej nogi zrobiły się niczym z waty. Wpatrywała się w niego, jak zahipnotyzowana. Szary T-shirt opinał jego ciało w taki sposób, że jej wyobraźnia miała spore pole do popisu. Dlatego całą siłą woli zmusiła się, by nie patrzeć na jego ciało.
Kontakt wzrokowy, Catherine!, powtarzała w myślach, jakby to miała być receptura na udaną rozmowę z facetem, którego przy pierwszym spotkaniu nazywa się „palantem”.
- Co pan tu robi? – zapytała, starając się nie wyjść na zbyt wścibską, choć prawdę mówiąc, chciała wiedzieć, jakim „cudownym” zrządzeniem losu wylądowali na tej samej siłowni. Czy jedno spotkanie tego dnia to było za mało? Ile można wpadać na jednego faceta?
Jack zmarszczył brwi, wpatrując się w nią nieodgadnionym wzrokiem.
- To chyba naturalne, że korzystam z własnej siłowni, prawda?
Catherine starała się powstrzymać od uderzenia z otwartej dłoni w czoło przy tym mężczyźnie.
- Brown Sports Center – westchnęła, uświadamiając sobie najbardziej oczywistą rzecz. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła?
- Jest w tym mieście coś, czego pan nie posiada? – zapytała zanim zdążyła przemyśleć to pytanie.
- Coś się znajdzie.
Oczywiście, nie powinna wyobrażać sobie zbyt wiele, jednak spojrzenie, jakim ją obdarzył wypowiadając to krótkie zdanie dało jej do myślenia. Tyle że, gdy omiótł wzrokiem jej brzuch, którego nie zakrywał top, wiedziała, że pan prezes do czegoś nawiązuje.
Towarzysz Browna szturchnął go w ramię, usilnie próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Och, oczywiście. Panno Jones, to Felixa Hewsona. Felix, oto Catherine Jones, asystentka Lucasa Greena, faceta, który pracuje dla Nathana – dodał, wyjaśniając przyjacielowi swoją znajomość z dziewczyną, jednak Cath miała dziwne wrażenie, że Felix doskonale wie, kim ona jest.
- Miło mi panią poznać – oznajmił, ściskając jej dłoń. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Catherine zapewne uznałaby go za niesamowitego przystojniaka, jednak, jako, że obok niego stał Jack Brown to wydawało się niemożliwie.
- Proszę, mów mi Catherine – zaczęła, zdając sobie sprawę, że do tej pory nie poprosiła o to Jacka. I z pewnością nie miała zamiaru! Brown nie był materiałem na faceta dla niej. Jej radar (który od kilku dni zawodził, a już szczególnie gdy pan prezes był w pobliżu) mówił jej, że ten mężczyzna jest dokładnym odzwierciedleniem typu, którego starała się unikać.
Nim jednak zdołał jej cokolwiek odpowiedzieć, niespodziewanie obok nich pojawiła się Lily Harrison. Mogłoby się wydawać, że po raz pierwszy Catherine ucieszyła się na widok swojej współlokatorki.
- Cath – powiedziała wesoło Lily, ale na jej twarzy dało się dostrzec zaskoczenie. Widocznie nie spodziewała się, że Jones zajmie się czymś innym oprócz ćwiczeń.
- Lily – oznajmiła nadmiernie wesołym tonem Cath. – Przepraszam, że musiałaś czekać. Już…
- Spokojnie – przerwała jej, najwyraźniej nie rozumiejąc, że jej współlokatorka właśnie chciała się wydostać ze szpon pana prezesa i jego szeroko uśmiechniętego kolegi. – Właśnie skończyłam serię ćwiczeń, kiedy... Wszystko w porządku?
Catherine zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, że Lily nie miała zamiaru jej uratować z tej niezręcznej sytuacji. Zamiast tego brnęła w nią dalej, przedstawiając samą siebie w doskonałym świetle opiekuńczej koleżanki.
Harrison spojrzała na nią znacząco, tym samym dając do zrozumienia, że chce poznać dwóch tajemniczych przystojniaków, z którymi Catherine rozmawiała.
- Lily. To jest Jack Brown… - urwała szukając odpowiedniego tytułu.
Pan Palant? Najprzystojniejszy mężczyzna na Ziemi? Właściciel sporej części miasta? Człowiek tajemnica?
- Właściciel. A to…
- Catherine, błagam powiedz, że Mads nie miał racji i ze swoim szczęściem nie zepsułaś żadnego sprzętu – jęknęła Lily, przerywając jej.
Jones mimowolnie się skrzywiła, zdając sobie sprawę, że Lily wie o jej tendencji do ściągania na siebie najdziwniejszych zdarzeń.
Chciała szybko zaprzeczyć, ale powstrzymał ją przed tym śmiech Jacka Browna.
- Proszę się nie martwić, ze sprzętami wszystko w porządku – uspokoił ją Brown.
- Felix Hewson – wtrącił drugi mężczyzna, przedstawiając się i świadomie bądź nie, ratując Catherine z niezręcznej sytuacji. 
- Lily Harrison – odparła, wyciągając w ich stronę dłoń i serwując przy tym jeden ze swoich zabójczych uśmiechów, które sprawiały, że mężczyźni gubili się w zeznaniach.
- Obawiam się jednak, że muszę przerwać to niespodziewane spotkanie, panie Brown. I tak już jesteśmy spóźnione, prawda Lily?
W razie, gdyby jednak Harrison chciała zaprzeczyć, Catherine posłała jej groźne spojrzenie.
- Niestety – przyznała, a Jones odetchnęła z ulgą.
- Miło było cię poznać, Catherine – powiedział Felix spoglądając na nią znacząco. – Ciebie również, Lily.
Cath szybko wymieniła niezbędne grzeczności, po czym pociągnęła za sobą Lily i pokierowała się prosto do przebieralni. Chciała jak najszybciej stąd zniknąć. Im dalej od nieziemskiego Jacka Browna tym dla niej bezpieczniej.
- Boże, Cath! Powiedz, że żartujesz i wcale nie karzesz mi uciekać przed tymi przystojniakami. Swoją drogą, nie doceniałam cię. Nagle się odwracam, a obok ciebie stoi dwóch nieziemskich facetów. A jeden z nich pożera cię wzrokiem, jakby głodował przez całe życie. Totalnie do ciebie zarywał, a ty go po prostu spławiłaś. „I tak już jesteśmy spóźnione, prawda Lily?” Spóźnione? Gdzie? Do domu na Koło fortuny?
Cath westchnęła.
- Po pierwsze, nie pożerał mnie wzrokiem. Po drugie, mam pracę w domu. A po trzecie, Jack Brown to nie facet dla mnie. Zresztą, nie wydaje mi się, żeby nawet mnie lubił. Nazwałam go palantem.
- I co z tego? – westchnęła Lily. – Facet totalnie na ciebie leci.
I, jak gdyby nigdy nic, Lily otworzyła drzwi do przebieralni, po czym szybko przemknęła do środka. Zanim jednak Catherine poszła w jej ślady, to odwróciła się na chwilę, zerkając na stojących w oddali dwóch mężczyzn. Na ułamek sekundy spojrzenia jej i Jacka się spotkały, ale to w pełni wystarczyło, by w brzuchu dziewczyny zatańczyły motyle.  


21 komentarzy:

  1. Ekstra! Cath może się opierać, ale myślę, że od Jack'a się nie wywinie :3 Czekam na więcej i zapraszam do mnie - http://theencounter13.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby na dobre między nimi zaiskrzyło ;) super opisałaś tą sytuację na siłowni, łatwo można było wczuć się i poczuć to napięcie między Catherine a Jackiem ;] Dobrze, że Lily namówiła ją aby sobie "poćwiczyła" dobra kondycja każdemu się przyda ;D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam przeczucie, że Cath spotka na siłowni Jacka. I spotkała. Rozdział bardzo mi się podobał. Fajnie to wymyśliłaś. Zauważyłam tylko, że w zdaniach: 1. ,,Szaty T-shirt opinał jego ciało w taki sposób, że jej wyobraźnia miała spore pole do popisu.'' popełniłaś błąd. Myślę, że powinno być ,, szary''. 2. ,,Powiedz, że żartujesz i wcale nie karzesz mi uciekać przez tymi przystojniakami.'' chyba chodziło ci o ,,przed''. Nie chcę się czepiać, ale pomyślałam, że lepiej ci o tym napiszę i będziesz mogła to poprawić.

    http://strazniczkajasmine.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie na to uwagi. Błędy już oczywiście poprawiłam. ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. świetny rozdział :) Czekam na następny !
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wyobrażam sobie siebie na siłowni, dlatego doskonale rozumiem niechęć Catherine. Trochę ruchu by mi się przydało, ale za wysiłkiem fizycznym to nie przepadam xD Kiedy Lily tak szybko opuściła swoją współlokatorkę, byłam przekonana, że coś się wydarzy i mimowolnie pomyślałam o Jacku. Okazuje się, że go wywołałam! Już wcześniej ten bohater robił na mnie spore wrażenie, ale teraz, gdy wyobraziłam go sobie w prostym ubraniu eksponującym mięśnie... Żadna kobieta nie byłaby w stanie mu się oprzeć. A chemia pomiędzy nim a Catherine jest wręcz namacalna. Upartość Cath na niewiele się zda, jestem tego pewna. Jack jest wyraźnie nią zainteresowany, co oczywiście nie umknęło uwadze Lily (rozbawiła mnie jej uwaga o kole fortuny xD). Ciekawe, jak długo tych dwoje będzie udawało takich oficjalnych. Nie mniej robi się coraz ciekawiej... ;)
    Zwróciłam uwagę na parę literówek, ale to właściwie czysta formalność i czasami nawet wina worda.
    Pozdrawiam ;* siegajac-nieba.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohayo ;)
    Nie no. Przyznam się, że niepotrafię napisać komentarza, który by cię usatysfakcjonował. Przynajmniej tak mi się wydaje. Mam wrażenie jakbym czytała książkę, a nie opowiadanie na blogu. Każde twoje zdanie jest przemyślane i zaplanowane. Wszystko jest tu poukładane od A do Z, przez co świetnie się tę historię czyta.
    Rozdział jest cudowny, co mówić więcej? ;>

    Znalazłam pierwszy błąd na twoim blogu. Już miałam podejrzenia, że jesteś nieomylna xd
    "fanatyczną" --> chyba miało być fanatyczka ;)

    To wszystko. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobrze zarobiła. Też bym uciekła. No ale ja to ja.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mogłabyś częściej dodawać rozdziały, proszę?

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeej jaki Ty masz Kobieto Talent do Pisania :) Tylko pozazdrościć. Rozdział fenomenalny. Weszłam do ciebie przypadkowo i myslę, że zagoszczę na dłużej. :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie, dopiero zaczynam swoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś mi się wydaje, że jeszcze jedno nieplanowane spotkanie Pana Browna i Cath zamknie się w mieszkaniu na trzy spusty. Ale swoją drogą za każdym razem robi chyba coraz lepsze wrażenie. Najpierw wypinająca się do niego tyłkiem, a teraz eksponująca swoje ciało w kusym sportowym stroju. Aż dziw bierze, że Brown ma jeszcze całe spodnie :P
    Podziwiam ją za silną wolę i chęć walki z czarującym Jackiem, ale z niecierpliwością czekam, kiedy to on wygra pojedynek i Cath w końcu mu ulegnie :)
    Czekam na kolejny, bo widać, że się rozkręcasz i masz kilka ciekawych zagrań w rękawie.
    Cieplutko pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj Cath, Cath, takiego pecha to ja bym chciała mieć :D Niesamowicie przystojny facet, który pożera mnie wzrokiem :D No tak, tylko do tego trzeba mieć figurę -.-
    Nieważne, bo ja tu o opowiadaniu. Catherine naprawdę ma pecha, po raz trzeci spotyka się z Jackiem Brownem w dość niezręcznej sytuacji. Czekam na ten moment, kiedy mężczyzna ją pocałuje, a mam nadzieję, że to będzie naprawdę niedługo, bo czuć chemię między Cath i Brownem. Nie wiem dlaczego, ale po prostu uwielbiam takich facetów, nieco zbyt pewnych siebie...
    Ech, swoją drogą podziwiam Catherine. Ja z pewnością zgodziłabym się na drinka, ale to przez mój ugodowy charakter, natomiast oczywiście też nie rzuciłabym się na szyję facetowi, którego ledwo znam - nie rozumiem dziewczyn, które postępują w ten sposób.

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie narzekaj, słonko, masz 12 - 13 komentarzy, w których tylko jeden należy do ciebie ;) Co do rozdziału...przeszłaś samą siebie! Zdecydowanie ten mi się podobał najbardziej...i znów nie mogę się do niczego przyczepić, niezależnie od tego, jak bardzo bym chciała -,-' Z drugiej strony, to chyba jednak dobrze, ludzie doceniają, to co robisz i ja też doceniam ;) Z niecierpliwością czekam na NN! Oraz zapraszam do siebie! http://prawda-w-liscie-skryta.blogspot.com/
    http://summer-and-holidays.blogspot.com/ Żywię gorącą nadzieję, że wpadniesz i skomentujesz ^^ Pozdrawiam i życzę weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  13. Te opowiadania są super czekam z niecierpliwością na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mi sie bardzo podobało ;d Czekam na dalsze rozdzialy :D z niecierpliwoscią :d !!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Po prostu rewelacja! Czekam na więcej i gratuluję talentu i wyobraźni :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Naprawdę świetne :) Czekam na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wciąga , czekam na rozwój wydarzeń :))

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgadzam się, czekam na rozwój wydarzeń! Co ile dodajesz rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
  19. Czekam, czekam i czekam!!!!
    Nie mogę się doczekać WIĘC BŁAGAM PISZ!!!

    OdpowiedzUsuń
  20. Swietne rozdziały:) Naprawde masz talent:) czyta sie to z zapartym tchem. Spodziewałam sie czegoś banalnego, a Ty totalnie mnie zaskakujesz:D

    OdpowiedzUsuń