Miesiąc I
Kto powiedział, że orzechy
szczęścia nie dają?
Jak
powszechnie wiadomo, niezwykle ważnym etapem w każdym związku jest poznanie
znajomych drugiej połówki. W końcu, ogromnie znaczenie ma fakt, czy przyjaciele
polubią naszego wybranka. Czasem jednak bywa, że osoba, z którą się spotykamy
już dawno ma to za sobą. A przynajmniej częściowo.
Jack
miał już okazję poznać Lily Harrison, jednak były to jedynie przelotne
spotkania. Teraz dodatkowo, w niewielkim mieszkaniu Cath i Lily przebywała Emma
Doyle, będąca najlepszą przyjaciółką Catherine. Dlatego w drodze do Atlanty,
Jones niejednokrotnie zastanawiała się nad tym, niezwykle ważnym dla niej
momentem. W końcu jednak zdecydowała, i z pewnością była to dobra decyzja, że
pozwoli działać Brownowi.
Jack
nie wydawał się analizować tego jakoś szczególnie i po prostu zaprosił Lily i
Emmę na wspólną kolację. Poprosił o przyjście również swojego najbliższego
przyjaciela Felixa. Mniejsza z tym, że owa kolacja miała się odbyć w jednej z
najbardziej ekskluzywnych restauracji w Atlancie. Zdawało się jednak, że
najbardziej tym wydarzeniem przejęła się Lily, która zaraz po otrzymaniu
zaproszenia pobiegła na zakupy, by pojawić się na kolacji w olśniewającej
kreacji.
Równo
o dwudziestej, Catherine wraz z Lily weszła do restauracji, w której czekali już
Jack i Felix.
Cath
wciąż nie przyzwyczaiła się do tego wszystkiego, co łączyło się ze słowem „związek”.
Nie była jednak zaskoczona, gdy w ramach powitania Jack złożył na jej ustach
lekki pocałunek. Z pewnością do tej rzeczy bardzo chciała przywyknąć.
-
Emma trochę się spóźni – powiedziała Cath, nie ukrywając, że nie jest z tego
powodu zadowolona. – Coś jej wypadło.
Pozostali
skinęli głową i jak gdyby nigdy nic, rozpoczęli rozmowę. O restauracji, o
pracy, nawet o nieruchomościach. Catherine wciąż jednak nie mogła się skupić. W
momencie, gdy miała już przeprosić swoich towarzyszy, by zatelefonować do Emmy,
dziewczyna stanęła tuż przy ich stoliku, odprowadzona przez kelnerkę.
Cała
czwórka momentalnie poderwała się z miejsc.
-
Emmo! – zawołała podekscytowana Jones. – Nareszcie.
Oczywiście,
Catherine z niecierpliwością wyczekiwała pojawienia się panny Doyle. W końcu ta
kolacja była dla niej niezwykle ważna. Od tego, czy Emma polubi Jacka zależało
jej być albo nie być. Nie była pewna, jakby potoczyła się jej znajomość z
mężczyzną, gdyby jej najlepsza przyjaciółka nie zapałała sympatią do Browna.
Szybko
się jednak okazało, że w zupełności nie było się czym przejmować, gdyż Jack
owinął sobie Emmę wokół palca tak szybko, jak wszystkich innych. To jednak nie
było najważniejsze. Catherine zauważyła coś bardziej istotnego, a mianowicie
to, jak Felix spoglądał na Emmę. I to z pełną wzajemnością. Catherine już dawno
nie wiedziała, by Doyle robiła maślane oczy do jakiegoś faceta.
Co
tu dużo mówić, Emma całkowicie straciła głowę. Rozlała wino i ubrudziła nim
swoją piękną białą sukienkę. Ale co gorsza, na deser zamówiła jeden z wielu
torcików z menu, nie doczytując o nim żadnego przypisu. Pech chciał, że ten
jeden był właśnie z orzechami. Chyba to jest odpowiedni moment, by powiedzieć,
iż Emma Doyle była uczulona na orzechy.
Całe
szczęście, że jadł z nimi kolację mężczyzna, który nie miał nic przeciwko
zgrywaniu bohatera i odwiezieniu panny Doyle w trybie natychmiastowym do
szpitala. By następnie, bardzo troskliwie się nią zaopiekować we własnym domu.
Cóż
można by przypuszczać, że kolacja była istną katastrofą, jednak nic bardziej
mylnego. Catherine chodziło przede wszystkim o to, by Jack i Emma się polubili.
A tak się składa, że Emma nie wyraziła ani jednego niepochlebnego słowa na
temat Jacka. Czy trzeba wspominać, że być może dlatego, iż była temu mężczyźnie
niezwykle wdzięczna za przyprowadzenie swojego przyjaciela na tę kolację?
Można
by rozpowiadać się nad tym wiekami, ale nie zmieni to tego, co przyniósł im ten
wieczór. Właśnie dzięki Jackowi Emma spotkała miłość swojego życia.
Miesiąc II
Nie taki diabeł straszny,
jak go malują
Oprócz
uroczystej kolacji z przyjaciółmi, jest jeszcze jedno ważne spotkanie, które w
poważnych związkach tak czy siak musi nastąpić. Skoro Jack poznał dziadków
Cath, wypadało także, by dziewczyna poznała rodziców Browna. A przynajmniej
matkę, z którą Jack był bardzo blisko. Mężczyzna nie utrzymywał z ojcem
bliskich kontaktów, co więcej, nie spotykali się nawet podczas świąt, więc Jack
nie widział potrzeby zapraszania na kolację swojego taty. Jednak mama to
zupełnie inna historia.
Cassandra
Brown była bardzo elegancką kobietą. Na pozór wydawała się być bardzo wyniosła
i niedostępna, jednak były to tylko i wyłącznie błędne wnioski.
Była
pięćdziesięciu kilku letnią kobietą, która mimo, że odchowała już trójkę swoich
synów, wciąż nie mogła zrezygnować z macierzyństwa. A przynajmniej los jej na
to nie pozwolił, gdyż po śmierci swojego najstarszego syna, który zginął w
wypadku samochodowym wraz ze swoją żoną, podjęła się wychowania trójki jego
dzieci. Jamie, Rose i Mary byli zarówno oczkiem w głowie swojej babci, jak i
Jacka, który starał się spędzać z dzieciakami, jak najwięcej czasu i ofiarować
im wszystko, na co zasługują.
-
Mamo, nie męcz jej – powiedział Jack, podczas kolacji w jego rodzinnym domu. Właśnie
po raz drugi w swoim życiu przedstawiał swojej mamie kobietę, z którą się
spotykał. Tyle, że z tą różnicą, iż tym razem naprawdę się stresował. A Cassandra
nie wydawała mu się tego ułatwiać, gdyż co chwilę atakowała Catherine kolejną
porcjom pytań.
-
Ależ, ja tylko próbuję ją poznać – zarzekała się matka.
-
I przestraszyć – dodał Jack.
Cassandra
uśmiechnęła się ciepło i mrugnęła porozumiewawczo do Catherine.
-
No, może trochę.
Choć
podczas tej kolacji nikt nie rozlał wina, ani nie zjadł orzechów, na które ma
uczulenie, kolacja skończyła się lepiej niż ta dwójka mogła przypuszczać.
Zdawało
się więc, że nie ma rzeczy, z którymi nie mogą sobie poradzić.
Miesiąc III
Wzloty i upadki
Trzaśnięcie
drzwiami. Trzask kluczy, uderzających o podłogę. Ściąganie butów z okrzykami
złości. Jeśli to nie były złe oznaki, to z pewnością krzyki, jakie Emma
usłyszała chwilę później, były.
-
Co za dupek! – oburzyła się Catherine, wyładowując złość na niewinnej
przyjaciółce. – Jeśli myśli, że może o wszystkim decydować, to głęboko się
myli.
Catherine
aż nosiło. Wciąż krążyła po pokoju, jakby miała owsiki. Do tego, wymachiwała
rękami, gestykulując jak nigdy.
-
Ale co się stało, Cath?
Emma
nie była pewna, czy zadawanie jakichkolwiek pytań przyjaciółce w czymś pomoże. Jakby
nie było, Doyle obawiała się, czy przypadkiem nie zostanie ofiarą kłótni, jaka
najwyraźniej odbyła się pomiędzy Brownem, a Jones. Najwyraźniej, bo sama Cath do tej pory niczego tak naprawdę nie
wyjaśniła. Zamiast tego wyzywała swojego chłopaka od kretynów i najróżniejszych
zwierząt. Wspomniała nawet, że brodzik intelektualny Jacka został całkowicie opróżniony.
-
Myślałam, że będziemy tworzyć zdrowy związek. Wiesz, dwójka zakochanych w sobie
ludzi, rozmawiający ze sobą o wszystkim. Właśnie! Komunikacja w związku to
podstawa! Jednak on myśli, że to go nie dotyczy. Uważa, że wcale nie musi mnie
informować o wszystkim. Tylko, Emmo, wiadomo przecież, że są sprawy ważne i
ważniejsze. Niektórych po prostu nie można pomijać, prawda? Po prostu nie i
tyle.
-
Cath...
-
Co za idiota!
-
Cath…
-
Naprawdę, nie wierzę, że…
-
Cath, do cholery!
Po
raz pierwszy Catherine przerwała swój niekończący się monolog i spojrzała na
Emmę. Jones wydawała się być nieco zdezorientowana zachowaniem przyjaciółki.
-
Tak? – zapytała cicho.
-
Po prostu powiedz, co on ci takiego zrobił.
Catherine
spojrzała na nią ze złością.
-
No jak to co? Przecież mówię!...
I
w ten właśnie sposób Emma nie dowiedziała się, o co tak naprawdę chodziło jej
przyjaciółce. Mogła się jedynie domyślać, jednak nie traciła na to energii.
Współczując Jackowi z całego serca, że będzie musiał się zmierzyć z Catherine,
wróciła do czytania gazety, którą przeglądała zanim Catherine wparowała do mieszkania.
Miesiąc IV
Próba numer jeden
Panna
Jones wraz ze swoim chłopakiem siedziała w salonie mężczyzny, oglądając jeden z
wielu film akcji z kolekcji Browna. Jack jednak zupełnie nie mógł skupić się na
ekranie, gdyż gorączkowo myślał nad czymś innym.
-
Catherine – odezwał się po chwili, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że Cath
z uwagą śledzi losy bohaterów. – Tak sobie myślałem…
Wydawał
się zupełnie nie wiedzieć, jak poprowadzić ten temat. Już od kilku dni nosił
się z zaproponowaniem tego Catherine, jednak, co dziwne, po prostu tchórzył. A
z pewnością to nie było w jego stylu.
-
Pomyślałem sobie, że moglibyśmy zamieszkać razem. No wiesz, to by ułatwiło nam
sprawę. Za dużo czasu tracimy na umawianie spotkań i te różne bzdety. Gdybyśmy
byli w jednym miejscu, zaoszczędzilibyśmy sporo czasu i wtedy moglibyśmy, na przykład,
poświęcić go na coś innego. Co o tym myślisz?
-
Tak! – pisnęła Catherine, klaszcząc w dłonie. – Od początku wiedziałam, że to
on go zabił. Drań jeden.
Jak
się okazało Cath nie usłyszała ani jednego słowa z tej cudownie przemyślanej
wypowiedzi Jacka.
Brown
zacisnął pięści, mocno zirytowany postawą dziewczyny.
-
Cath! – warknął.
Dziewczyna
dopiero teraz skupiła swoją uwagę na mężczyźnie.
-
Co jest?
Jack
już miał jej powtórzyć swoją propozycję, jednak powstrzymał się. Może to był
znak? Może jeszcze nie przyszedł odpowiedni czas na tak wielką zmianę?
-
Nic. Nie ważne.
Miesiąc VI
Próba numer dwa
Jack
czekał dokładnie dwa miesiące, by ponownie wyjść do Catherine z propozycją
wspólnego mieszkania. I szczerze pozwiedzawszy, nie miał pojęcia, co go przed
tym powstrzymuje. Być może przez to, że po raz pierwszy zaangażował się tak
emocjonalnie w związek, nie chciał niczego popsuć pośpiechem. Poza tym,
Catherine nie była łatwa w obejściu. Chwilami trzeba było traktować ją niczym jajko,
a już szczególnie wtedy jeśli chodziło o zaangażowanie się.
Dlatego,
gdy po raz drugi zdecydował się zaproponować dziewczynie zamieszkanie razem,
chciał być pewny, że Jones go dobrze usłyszy.
-
Cathie – zaczął, gdy siedzieli w kuchni w jego apartamencie, przygotowując
kolację dla Mary, Rose i Jamiego, którzy lada chwila mieli się tutaj pojawić.
-
Nie – odparła od razu Catherine, nie odrywając wzroku od krojonej papryki.
Jack
odłożył swój nóż, którym właśnie siekał pietruszkę i błyskawicznie odwrócił się
w stronę Cath.
-
Nawet nie wiesz, o co chciałem zapytać.
-
I chyba nie chcę wiedzieć, bo za każdym razem, gdy zaczynasz od „Cathie” wiem,
że wyskoczysz z czymś bardzo głupim.
-
Przecież Jamie tak cię nazywa! – oburzył się Brown.
-
Ale on ma jakieś osiem lat, a ty, mój drogi, dwadzieścia więcej.
- Dobrze, niech ci będzie. Więc, Catherine…
-
Do rzeczy, chłopie.
Brown
pokręcił głową z dezaprobatą. Dlaczego, po raz drugi, gdy próbował zadać to
pytanie, Catherine wydawała się tym kompletnie nie zainteresowana? Jeśli to był
kolejny znak od Boga, to tym razem Jack nie miał zamiaru w żaden sposób się do
tego dostosowywać.
-
Do rzeczy? W porządku. Chcę, żebyś ze mną zamieszkała. W trybie
natychmiastowym.
Jones
zastygła. Po długiej chwili milczenia odłożyła nóż na bok i odwróciła się
twarzą w stronę Jacka.
-
Dlaczego?
-
Mógłbym wymienić ci jakieś milion powodów, ale nie mamy za dużo czasu, bo zaraz
przyjdą dzieciaki.
Catherine
pokiwała w zamyśleniu głową, jakby naprawdę rozważała propozycję Browna, co pozwoliło
mu myśleć, że jest na dobrej drodze.
-
Nic z tego, Brown. Chrapiesz.
-
Wcale nie.
Catherine
prychnęła.
-
I co z tego? Dam sobie rękę uciąć, że w momencie gdybyśmy zamieszkali razem,
zacząłbyś. Teraz przynajmniej próbujesz stwarzać pozory.
-
Jesteś dziwna. W ogóle, co ty za brednie opowiadasz?
-
Brednie czy nie, mało istotne. Zresztą, nie wystarczy ci to, że mam swoją
szczoteczkę i kilka ciuchów u ciebie?
-
Gdyby mi to wystarczało, nie pytałbym czy ze mną zamieszkasz.
Catherine
uśmiechnęła się promiennie, po czym odetchnęła z ulgą.
-
Bogu dzięki.
Jack
zmarszczył brwi, już zupełnie nic nie rozumiejąc.
-
Wyluzuj, Brown. Pewnie, że z tobą zamieszkam. Myślałam, że już nigdy nie
zapytasz. No wiesz, minęły dwa miesiące, a ty dopiero teraz zdecydowałeś się podjąć
drugą próbę.
-
Nie przes… - zaczął, ale urwał gwałtownie. – Chwileczkę. Słyszałaś tamto?
-
Pewnie, że słyszałam – prychnęła. – Nie jestem przecież głucha.
Jones
puściła mu oczko, po czym wróciła do krojenia papryki.
-
Panie, błogosław Amerykę! – zawołała po chwili, nie mogąc pozbyć się z twarzy
szerokiego uśmiechu.
Miesiąc VIII
Każdy we własnym tempie
Catherine
z pewnością była zaskoczona zaproszeniem Emmy, która urządziła wspaniałą
kolację dla czworga. Nie żeby było coś złego w podwójnych randkach, jednak
dziewczyny miały swój comiesięczny rytuał. W ostatni weekend miesiąca urządzały
sobie wielką piżamową imprezę, na której zwierzały się sobie i oglądały głupie
komedie romantyczne z „happy endem” . Dziecinada, którą wprost uwielbiały. Rytuał
jednak został najwyraźniej przerwany, gdyż tym razem Doyle zaprosiła Felixa, z
którym spotykała się już od dobrych kilku miesięcy, jak i również zaprosiła
Jacka. To nie wróżyło nic dobrego, a przynajmniej tak wydawało się Cath.
Cała
czwórka usiadła do stołu, przy którym panowała grobowa cisza. I broń Boże nie
dlatego, iż jedzenie było wyśmienite. Zapiekanka z makaronu była nawet lekko
spalona, ale nikt nie miał zamiaru powiedzieć o tym Emmie, która wydawała się
być tego dnia wyjątkowo podenerwowana.
-
Zaprosiliśmy was dzisiaj, ponieważ chcemy powiedzieć wam o czym bardzo ważnym –
zaczęła Emma, kurczowo trzymając się krzesła.
Catherine
nie miała pojęcia, czego może się spodziewać. Może Emma zamierzała zamieszkać z
Felixem i właśnie chcieli im to oznajmić? Albo lepiej! Wybierali się na
wycieczkę. Tylko dokąd? Paryż? Hm, może nieco za wcześnie na takie plany. Ale
może gdzieś na wieś, by choć na chwilę odpocząć od Atlanty.
-
Kilka dni temu się zaręczyliśmy! – pisnęła Emma, unosząc rękę, by pokazać
swojej przyjaciółce wielki pierścionek zaręczynowy.
Teraz
Cath nie mogła uwierzyć w coś zupełnie innego. Jak, do diabła, mogła nie
zaważyć tak wielkiego diamentu? Pierścionek był ogromny!
-
Jasna cholera.
Może
nie było to najlepsze podsumowanie słów przyjaciółki, ale chwilę później
Catherine poprawiła się i pogratulowała dwójce zakochanych. To samo uczynił
Jack, który wcale nie wydawał się zaskoczony tą nowiną.
Rok później
Wesele
-
Zaczynam myśleć, że właśnie do tego jestem stworzona – powiedziała Catherine,
opierając głowę na ramieniu Jacka. Tańczyli na parkiecie pośród kilku innych
par.
-
To znaczy? – zapytał Brown, nie za bardzo rozumiejąc, co jego dziewczyna ma na myśli.
-
Do bycia druhną. I, oczywiście, noszenia wielkich, bufiastych, pomarańczowych
sukien – wyznała, próbując brzmieć na mocno poirytowaną, jednak o dziwno,
Catherine wydawała się nie przejmować kolorem, ani fasonem swojej sukienki. Może
dlatego, że tym razem była na weselu swojej najlepszej przyjaciółki, a nie krzykliwej
kuzynki.
Ślub
jak i wesele Emmy było piękne. Nie było w nim nic kiczowatego, oprócz sukien,
które kazała założyć swoim druhnom – Lily i Catherine. Dodatkowo Emma miała
przy sobie naprawdę przystojnego faceta, którego już ze spokojem mogła nazywać swoim
mężem.
-
Jeśli chcesz, żebym poprawił ci humor, wystarczy powiedzieć – powiedział Jack,
uśmiechając się łobuzerko. – Tak się składa, że znalazłem miejsce, które z pewnością
się do tego nada.
-
Tak?...
-
Wiesz, Cath, jest tu taki lasek…
Jones
roześmiała się promiennie. Jak mówi stare dobre przysłowie, „co się odwlecze to
nie uciecze”, prawda? A ta dwójka mogła ze spokojem zrobić to, co zamierzali rok
temu na weselu Amy i nie martwić się, czy któreś z nich powie o dwa słowa za
dużo. W końcu, ten etap mieli już za sobą.
Koniec. Tym oto postem zakańczam historię Jacka i Catherine. Jeśli tylko macie chęć, sami ułóżcie sobie w głowach dalszy ciąg tego opowiadania. Oczywiście, mam nadzieję, że gdy tylko to zrobicie, podzielicie się ze mną swoimi pomysłami. :)
Ale do rzeczy. Kochani, dziękuję Wam z całego serca, że poświęciliście swój czas na przeczytanie tego opowiadania. Dziękuję za każdy komentarz, który pojawił się pod tymi wszystkimi postami i ogromnie dziękuję za wsparcie, jakie mi dawaliście. Ilekroć pytaliście o nowy rozdział, dawało mi to ostrego kopa i ponaglało do pracy. DZIĘKUJĘ.
W ramach wyjaśnienia, kończę po części dlatego, że w tym roku czeka mnie matura i muszę wziąć się ostro do pracy. Naturalnie, gdy tylko egzaminy dobiegną końca, wrócę do was z nowym opowiadaniem i nowymi pomysłami. Dlatego bądźcie czujni i od czasu do czasu zaglądajcie na tego bloga, bo jeśli ruszę z czymś nowym, od razu dodam tutaj jakąś informację (możecie równie dobrze zostawić swoje maile, czy jakikolwiek kontakt, a wtedy z pewnością was poinformuję).
Jeszcze raz dziękuję, kochani.
Pozdrawiam gorąco!